środa, 17 marca 2010

Jak rzezimieszek, kot i inflancki szlachcic obronili Toruń


Toruń jest bliski memu sercu, miałem bowiem przyjemność studiować na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika i mieszkałem w grodzie znanym z pierników (i nie tylko...) przez kilka lat. Stąd też nie może zabraknąć i toruńskiego epizodu historycznego, acz nieco z przymrużeniem oka.

Luty 1629 roku, trwa wojna Rzeczypospolitej ze Szwecją, znaną pod nazwą ‘wojny o ujście Wisły’ lub ‘wojny pruskiej’. Armia polska rozproszyła się po zimowych kwaterach, część tylko oblega Brodnicę, gdzie szwedzki garnizon trzyma się ostatkiem sił. Gustaw II Adolf przebywa w Szwecji, przygotowując nowe zaciągi wojskowe, drugi najważniejszy ‘gracz’ wojny - hetman koronny Stanisław Koniecpolski – bierze udział w obradach sejmu w Warszawie. Zupełnie nieoczekiwanie dla Polaków, Szwedzi przechodzą do ataku, próbując odblokować Brodnicę. Szwedzka armia polowa, dowodzona przez feldmarszałka Hermana Wrangla, szybkim marszem przez Ostródę, Lubawę i Lidzbark Welski zbliża się do Brodnicy, odpierając po drodze ataki polskich podjazdów. 11 lutego Szwedzi docierają nad rzekę Brynicę w okolicy Gutowa i Rudy. Udaje im się odeprzeć pozostawione tu jako czata oddziały polskie, Polakom udaje się jednak zniszczyć most na Brynicy, co opóźnia szwedzką przeprawę. Zastępujący hetmana Koniecpolskiego regimentarz Stanisław ‘Rewera’ Potocki stara się zebrać rozproszone oddziały – nie udaje mu się jednak ściągnąć na czas wszystkich podległych mu wojsk. 12 lutego dochodzi do bitwy pod Górznem – feldmarszałek Wrangel na czele swoich wojsk rozbija fatalnie dowodzoną armię polską, zadając jej ciężkie straty (blisko 700 zabitych i 600 wziętych do niewoli). Sukces rozzuchwala szwedzkiego dowódcę, który wydaje rozkaz marszu na Toruń. Zamierza z zaskoczenia zaatakować praktycznie pozbawione garnizonu miasto i zadać kolejny cios Polakom.

16 lutego awangarda armii szwedzkiej dociera do przedmieść Torunia. I tutaj, jeżeli wierzyć legendzie, Torunian ratuje przypadek. Tegoż dnia na niewielkim wzgórzu, zwanym przez mieszczan Wiesiołkami, ma miejsce egzekucja. Wiesiołki bowiem to toruńskie miejsce kaźni, gdzie zazwyczaj torturowano i ścinano skazańców. Drobny rzezimieszek, skazany na ścięcie za kradzież sakiewki złotych monet, wstępuje na szafot. Zapewne już żegna się z życiem, po raz ostatni spogląda na panoramę i wtem widzi maszerujących wojaków Wrangla. Natychmiast zaczyna krzyczeć, że oto nachodzą Szwedzi. Ostrzeżeni mieszczanie mają dzięki temu czas na zamknięcie bram tuż przed nosem napastników. Legenda głosi, że skazańca w nagrodę ułaskawiono, nadając mu nawet przezwisko Szwedzko…

A jak to wyglądało naprawdę? Faktycznie Szwedów przywitały zamknięte bramy i lufy miejskich dział. Mimo że garnizon miasta stanowiło zaledwie 350 żołnierzy, obronę wzmocniła milicja złożona z mieszczan, zdeterminowanych by bronić miasta. Na ich wolę walki wpłynąć musiało kilka czynników, w tym dwa najważniejsze – z jednej strony widok przedmieść miasta, bezlitośnie plądrowanych przez Szwedów, którzy palili i łupili co się da, z drugiej osoba dowódcy obrony. Oberszter (pułkownik) Gerard (Gerhard) Denhoff, syn wojewody dorpackiego o tym imieniu, był doświadczonym oficerem piechoty cudzoziemskiej w armii polskiej. Ten inflancki szlachcic walczył pod Gniewem w 1626 roku, w 1627 roku zaciągnął regiment piechoty na Śląsku na czele którego walczył ze Szwedami w Prusach. Szczęśliwym trafem był akurat obecny w Toruniu, gdy nadciągnął Wrangel, mieszczanie mogli więc liczyć na jego przywództwo.



Szwedzki feldmarszałek wysłał do Torunia parlamentariusza, proponując kapitulacje. Kiedy jego żądanie odrzucono, szwedzcy żołnierze ruszyli do ataku. Pomiędzy 16 a 20 lutego toruński garnizon odparł kilka szturmów, Szwedzi trzykrotnie próbowali za pomocą petard wysadzić bramę i otworzyć sobie drogę do miasta – bez skutku. I tutaj pojawia nam się kot, zaanonsowany już w tytule. Jak głosi legenda, był to nader leniwy kocur, jeden ze zwierzaków sprowadzonych do pilnowania miejskich spichlerzy przez plagą myszy. Kot nie bardzo jednak przejmował się gryzoniami, wolał wieczorami spacerować po miejskich murach, towarzysząc strażnikom wypatrującym niebezpieczeństw grożącym miastu. Kiedy jednak Szwedzi zaatakowali miasto, kocur pokazał całą swoją odwagę. U boku Torunian i żołnierzy Denhoffa miał brać udział w walkach wręcz z atakującymi Szwedami, po zakończeniu oblężenia niejeden z napastników długo nosił blizny po kocich pazurach. Po zakończeniu oblężenia rajcy toruńscy postanowili uhonorować kocura, który wolał polować na Szwedów zamiast na myszy. I tak barbakan czuwający nad bezpieczeństwem Bramy Chełmińskiej zyskał miano Kociego Brzucha, a trzy baszty obronne na północnej stronie miasta nazwano Kocimi Łapami, Kocim Ogonem i Kocim Łbem (ta ostatnia przetrwała do naszych czasów).

Wrangel zdał sobie sprawę, że dalsze oblężenie nie ma sensu. Żołnierze szwedzcy byli zmęczeni, nie posiadano ciężkiej artylerii oblężniczej, obrońcy zdawali się nieugięci. Feldmarszałek wysłał raz jeszcze parlamentariusza do miasta, żądając zapłaty okupu w wysokości 100 000 talarów. Odpowiedziały mu miejskie działa, a kto wie, może i pogardliwe kocie prychnięcie… Sytuację Szwedów pogorszył jeszcze fakt, że rozproszone pod Górznem oddziały kawalerii polskiej zebrały się i zaczęły szarpać szwedzkie podjazdy. 20 lutego Wrangel jak niepyszny nakazał zwinąć oblężenie i rozpoczął się odwrót Szwedów w stronę Elbląga. Miasto było ocalone…



Bibliografia
Frąckowski Benon, Legendy toruńskie, Toruń 1996
Hoppe Israel, Geschichte des ersten schwedisch-polnischen Krieges in Preussen : nebst Anhang, Lepzig 1887
Kronika Pawła Piaseckiego biskupa przemyślskiego. Polski przekład wedle dawnego rękopismu, poprzedzony studyjum krytyczném nad życiem i pismami autora , Kraków 1870
Pankowski Waldek, Album toruński, Toruń 2008
Sveriges Krieg, tom II (Polska Kriget), Stockholm 1935
Szelągowski Adam, O ujście Wisły. Wielka wojna pruska, Kraków 1905

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz