sobota, 30 października 2010

Barwa gwardii JKM - cz. III



W 1655 roku w Krakowie Szwedzi zdobyli sztandar króla Jana Kazimierza, używany w czasie wojennym przez dworzańską chorągiew husarii – jednostkę złożoną z pocztów wystawionych przez dworzan królewskich. Może nie do końca da się to podciągnąć pod pojęcie ‘gwardii’ jednak jako oddział towarzyszący czasami monarsze w kampaniach może się chyba ‘załapać’ do niniejszego cyklu.
Praktycznie cała środkowa część sztandaru przetrwała w szwedzkich zbiorach (sygnatura ST 28: 1,2), jego pełne wymiary określa się (według rekonstrukcji) na 253 cm szerokości na 343 cm długości. Oryginalnie sztandar miał formę ‘trzech ostrych języków’, tak też go zrekonstruowano w Szwecji w latach 80-tych XX wieku. Co ciekawe, dysponujemy opisem tej chorągwi z epoki, sporządzonym w czasie przygotowań do kampanii 1651 roku przeciw Kozakom. W Regestrze dworzan JKM… odnajdujemy chorągiew pierwszą adamaszkową, turkusową, po jednej stronie krzyż wielki kawalerski przez wszytkie biały, po drugiej żółty, we środku żółtego krzyża Najświętsza Panna z Dzieciątkiem (h)aftowana ‘subscriptio sub tuo praesidio’. Na wierzchu u krzyża ‘tecum a pro te’, na drugiej stronie  we środku białego krzyża (h)aftowane herbów królewskich atłasem a (ze) s(z)nurkami.
Większe herby to oczywiście polski Orzeł i litewska Pogoń, w mniejszej tarczy znajdujemy trzy korony symbolizujące Wazów i lwa z koroną na łbie, czyli ówczesny herb Habsburgów.  Tarcza zwieńczona jest koroną królewską i otoczona Ordo Velleris Aurei czyli Orderem Złotego Runa. 

piątek, 29 października 2010

Stratę tę nieszczęściu memu przypisawszy...

 18 lipca 1672 roku zgrupowanie koronne regimentarza Karola Łużeckiego, kasztelana podlaskiego (ok. 2500 żołnierzy), wraz z posiłkującym je oddziałem Kozaków Michała Chanenki poniosło ciężką porażkę w starciu z armią turecko-tatarsko-kozacką pod Czetwertynówką (Ładyżynem). Polacy mieli stracić od 600 do 650 ludzi, w tym około wielu oficerów i  80 towarzyszy, utracono także kilka sztandarów. Poniżej próba rekonstrukcji tego zgrupowania, w oparciu o:
- Grabowski Ambroży, Ojczyste spominki… tom II, Kraków 1845
- Sikorski Michał, Wyprawa Sobieskiego na czambuły tatarskie 1672, Zabrze 2007
- Wimmer Jan, Wojsko Polskie w drugiej połowie XVII wieku, Warszawa 1965 
- Wimmer Jan, Materiały do zagadnienia liczebności i organizacji armii koronnej w latach 1673-1679 [w:] Studia i Materiały do Historii Wojskowości, tom VII, cz. 2 Warszawa 1961 

W skład zgrupowania wchodziły pułki jazdy narodowej (bez husarii, tylko jazda pancerna i lekka – prawdopodobnie 26 chorągwi):
- JKM – pułk ten miał ponieść największe straty
- Jana Sobieskiego, marszałka wielkiego koronnego hetmana wielkiego koronnego
- Andrzeja Potockiego, wojewody kijowskiego
- Jana Potockiego, wojewody bracławskiego
- ks. Aleksandra Ostrogskiego
- ks. Dymitra Wiśniowieckiego, hetmana polnego koronnego – utracono sztandar pułkowy

Dragonia - cztery regimenty o łącznym stanie etatowym 1100 porcji, chociaż stany faktyczne były oczywiście mniejsze:
- Stanisława Koniecpolskiego, starosty dolińskiego pod Jana Linkhauzem - regiment według uczestników bitwy zniszczony w trakcie bitwy, de facto poniósł ciężkie straty ale nie został całkowicie wybity
- Stefana Stanisława Czarnieckiego, pisarza polnego koronnego pod obersztlejtnantem Hermanem Szwarcem - regiment według uczestników bitwy zniszczony w trakcie bitwy, de facto poniósł ciężkie straty ale nie został całkowicie wybity
- Ludwika de Maligny markiza d'Arquien pod obersztlejtnantem Albachem
- generała Marcina Kątskiego

1/2 regimentu piechoty cudzoziemskiej generała Michała Żebrowskiego - 125 porcji – żołnierzy z tej jednostki padło nie mało

oddział wydzielony z garnizonu Ładażyna – 20 rot (w znaczeniu – ‘sekcji’) czyli ok. 120 żołnierzy (piechota i dragonia) z regimentów Ernesta Denhoffa i Jana Henryka Alten- Bockum – oddział zniszczony w walce

Udało mi się zidentyfikować część chorągwi jazdy narodowej, głównie w oparciu o straty kadry:
- chorągiew pancerna JKM pod porucznikiem Janem Pruszkowskim – z tej miał ocaleć tylko porucznik i pięciu rannych towarzyszy (sic!), jednostka straciła sztandar
- chorągiew pancerna Feliksa Potockiego, wojewody sieradzkiego
- chorągiew pancerna Samuela Prażmowskiego, wojewody płockiego – jednostka straciła sztandar
- chorągiew pancerna Wojciecha Prażmowskiego, chorążego nadwornego pod porucznikiem Aleksandrem Tarnowskim
- chorągiew pancerna Stanisława Koniecpolskiego, starosty dolińskiego pod porucznikiem Kuźmińskim (KIA) - jednostka straciła sztandar
- chorągiew pancerna hetmana Jana Sobieskiego – nie znam porucznika, który zginął w bitwie
- chorągiew pancerna Aleksandra Michała Lubomirskiego pod porucznikiem Mikołajem Ślubowskim (KIA)
- chorągiew pancerna kawalera maltańskiego Hieronima Augustyna Lubomirskiego pod porucznikiem Stanisławem Stokowskim (KIA)
- chorągiew pancerna Mikołaja Franciszka Daniłowicza, starosty czerwonogrodzkiego pod porucznikiem Remigianem Sołtykiem (KIA)
- chorągiew pancerna Krzysztofa Chodorowskiego, starosty winnickiego pod porucznikiem Weremowskiem (KIA)
- chorągiew pancerna Karola Łużeckiego pod porucznikiem Jakubem Rozwadowskim

Patrząc na nazwy pułków można założyć (ale to tylko moje przypuszczenie) udział w bitwie chorągwi pancernej hetmana Wiśniowieckiego, jego jednej lub dwóch chorągwi wołoskich, chorągwi wołoskiej Andrzeja Potockiego, drugiej chorągwi pancernej JKM, chorągwi pancernych obydwu Potockich.

czwartek, 28 października 2010

Dragonia szwedzka od 1621 roku [fragment artykułu]

[Miałem kiedyś chyba zbyt ambitny pomysł by napisać artykuł o dragonii szwedzkiej w XVII wieku. Jak zwykle niezwykle serdeczną pomocą służył Daniel Staberg – wielkie podziękowania. Fragment niedokończonego tekstu (celowo jednak pozbawiony przypisów i bibliografii), opisujący okres 1621-1628, poniżej…]

W armii szwedzkiej, którą zajmiemy się w niniejszym tekście, w początkowym okresie istnienia dragonii spotyka się nazwę tragon lub rodzimą dragoner. Początkowo dowodzona przede wszystkim przez oficerów francuskich i włoskich – których uznawano za specjalistów od tej formacji – stopniowo jednak wśród dowódców dragonii Gustawa II Adolfa pojawiają się nazwiska niemieckie i szwedzkie.
Pierwszy kontakt jaki armia szwedzka na polu bitwy miała z formacją dragońską pochodzi z kampanii 1617-1618 w Inflantach. W armii litewskiej od zimy 1617 roku walczyła bowiem kompania (kornet) dragoński francuskiego oficera Gabriela Ceridona.
Z kolei po raz pierwszy dragonia w armii szwedzkiej pojawia się w roku 1621, po zdobyciu Rygi. Jeden z oficerów dowodzących litewską rajtarią broniąca miasta – Francuz Wilhelm de la Barre – przeszedł na stronę Gustawa II Adolfa. Jesienią otrzymał patent na zaciąg jednej kompanii dragońskiej (z datą 21 października 1621 roku), jej stan na popisie to 81 ludzi. Biorąc pod uwagę, że miał zaciągać przede wszystkim Francuzów (jako naród o dobrych doświadczeniach na polu użytkowania dragonii) mogłoby to wskazywać, że przynajmniej część żołnierzy nowej kompanii pochodziła z jego zwiniętej chorągwi rajtarskiej służącej w armii litewskiej. Według danych litewskich kompania ta wzięła udział w starciu pod Kropimojzą (Kropenhoff), gdzie szybko uciekła z pola bitwy, co prawdopodobnie uchroniło ją od większych strat.
W 1622 roku, w ramach zwiększania armii polowej do planowej kampanii inflanckiej,  utworzono trzy kolejne kompanie dragońskie:
- francuską kompanię Jeana Roena de Beumonta - zorganizowaną w Szwecji
- najemną (przede wszystkim francuską) kompanię Margalisa, zbudowaną w oparciu o kompanię piechoty z najemnego regimentu Filipa von Mansfelda (służącego w 1621 roku w Inflantach, w 1622 roku rozwiązanego)
- Svenska dragonkompaniet - utworzoną (jak na to wskazuje nazwa) ze szwedzkich rekrutów
Te trzy kompanie dopiero w czerwcu 1622 roku przewieziono do Inflant i włączono pod komendę de la Barre'a, tworząc pierwszy regiment dragoński w armii szwedzkiej. Połączona jednostka miała liczyć 390 żołnierzy.
Po zakończeniu walk dwie kompanie pod komendą de la Barre’a pozostały w Rydze jako garnizon, dwie pozostałe powróciły do Szwecji.  W 1624 roku regiment liczył pięć kompanii – dwie w Rydze (256 żołnierzy) a trzy w Szwecji (340 żołnierzy).
Latem 1625 roku, w obliczu przygotowań do wznowienia działań wojennych przeciw Litwinom, przerzucono część żołnierzy ze Szwecji do Rygi, wzmacniając dwie kompanie dowodzone przez de la Barre’a do 335 żołnierzy. Po tym roku regiment nie jest już wymieniany w źródłach – prawdopodobnie został rozwiązany, a część (wszystkie?) wchodzące w jego skład kompanie zaczęły działać samodzielnie.
W toku walk w Inflantach w okresie 1625-1629 niezwykle trudno jest znaleźć dokładniejsze informacje o działalności szwedzkich dragonów. Interesują wzmiankę o nich przynosi nam Compendium Diariussu Expeditiej Jego Mci Pana Hetmana Wielkiego Litewskiego do Inflant w roku 1625  gdzie pod datą 17 października znajdujemy wpis:
(…) czata, którą JM. Pan referendarz za rozkazaniem JM. Pana hetmanowym był wysłał, to jest Pan Cieliński porucznik Pana Mesczerynów i Abraham Bohdanowicz rotmistrz tatarski, napadłszy na kompaniją pod dwiema chorągwiami Francuzów i innych cudzoziemców; których było ze trzysta, niedaleko Prolmojzy, 10 mil od Dynemborku, a ci byli posłani na pomoc Hornowi, do dobywania Dynemborku, zbili ich na głowę, kapitana samego Adama Rykarda de Lassapele – Francuza człeka u nich wziętego i w dziełach rycerskich biegłego, który Rygi, Rumborku i inszych zamków podkopami i petardami dobywał, żywcem rannego wzięli. Chorążego z dwiema chorągwiami i z bębnami, a drugi uciekł, żołdatów czterdziestu kilku przyprowadzili, inszych szablą znieśli.
De Lassapele to Adam de la Chapelle – dowódca jednej z kompanii dragońskich, zapewne złożonej z Francuzów (co mogłoby wskazywać na to, że jest to jedna z kompanii dawnego regimentu de la Barre). Z tym oficerem spotkamy się zresztą jeszcze przy okazji walk w Prusach, gdzie znów będzie dowodził kompanią dragonii.
Na przeglądzie w Rydze 29 marca 1626 roku odnajdujemy dosyć enigmatyczną kompanię dragonii pułkownika Melchiora Wurmbrandta. Oddział ten liczy zaledwie 28 zdatnych do służby żołnierzy. Jako że nie pojawia się na żadnej innym popisie armijnym, być może jest to kompania przyboczna pułkownika, wchodząca w skład jego regimentu, stacjonującego w Rydze od 1625 roku.
Kolejną jednostką która była formacją dragońską jest tzw. Fältherrens drabantkompani czyli kompania przyboczna Jakuba de la Gardie dowodzona przez Ake Hanssona. Jej największy stan jak zanotowano w okresie wojny to 150 żołnierzy, od 1625 roku stacjonowała w Inflantach. W ramach zgrupowania szwedzkiego brała udział w zwycięskiej dla Szwedów II bitwie pod Wenden (Drobusch) 2 grudnia 1626 roku – liczyła wtedy 80 żołnierzy.
            Armia Gustawa II Adolfa lądująca latem 1626 roku pod Piławą nie miała w swoim składzie żadnych jednostek dragonii. Najprawdopodobniej zakładano tworzenie takowych już na miejscu, w trakcie kampanii. Nie wiemy jednak, czy tworzono je od podstaw czy też w oparciu o wyszkoloną już kadrę z poprzednich jednostek. Pierwszym oddziałem dragonii w armii polowej w Prusach Książęcych jest niewielka (77 żołnierzy) kompania Didrika Guttrechta, którą jesienią 1626 roku widzimy w walkach pod Gniewem. Formacje dragońskie ulegały stopniowemu zwiększeniu – istniał plan, że armia w Prusach na początku 1627 roku będzie miała trzy kompanie dragonii (każda po 100 żołnierzy). Istotnie w styczniu 1627 roku znajdujemy owe kompanie w składzie armii polowej – Anena, Gutradta (prawdopodobnie chodzi o wspomnianego już Guttrechta) i Carnissini. Co ciekawe, kompanie dwóch ostatnich wymienione są w spisie jako piechota (‘knektar’) a kompania Anena jako jazda (‘ryttare’) – być może dragonom brakowało wtedy koni? W tym samym czasie w armii w Inflantach znajdujemy dwie kompanie, liczące razem 214 żołnierzy,  lista zamieszczona przez Mankella nie podaje co prawda dowódców, ale jednym z nich musiał być Ake Hansson, którego kompania istniała w toku całej wojny.
            Kompanie dragonii przeznaczono przede wszystkim do służby garnizonowej – w toku kampanii 1627 roku możemy odnaleźć dragonów w składzie garnizonów Malborka (kompania Eustakiusa Carnissini), Elbląga (kompania Albini – znów nowe nazwisko…), Tczewa (kompania Gottharda – być może jest to kolejna forma zapisu nazwiska Guttrechta) i Braniewa (kompania de la Chappelle). Nie oznacza to jednak, że nie brały udziału w walkach – jednym z ich głównych zadań miało być wsparcie ogniowe rajtarii próbującej zwalczać dokuczliwe zagony polskiej kawalerii. Interesujący jest zapis o udziale czterech kompanii dragońskich (razem 327 żołnierzy) w walkach pod Kiezmarkiem w końcu lipca 1627 roku. Oznaczać by to mogło, że wówczas w Prusach stacjonowało pięć oddziałów – niestety brak danych o dowódcach, co pozwoliłoby zidentyfikować kompanie. Zapewne były to kompanie Carnissini, Guttrechta i Albini (figurują we wcześniejszych spisach). Czwartej kompanii nie udało się zidentyfikować – być może to po prostu część kompanii de la Chappelle? Taka interpretacja byłaby zgodna z danymi o sumie czterech kompanii dragonii w Prusach. Jedna z kompanii – dowodzona przez Carnissiniego – wzięła udział w dwudniowej bitwie pod Tczewem (7-8 sierpnia 1627 roku). Liczyła zaledwie 47 żołnierzy, być może była to więc tylko część tej jednostki? W pierwszym dniu walk dragoni zostali użyci jako harcownicy do sprowokowania wojsk polskich do ataku, nie znamy jednak opisu użycia tej kompanii drugiego dnia walk.
Jesienią 1627 roku ‘korpus’ dragonii składał się już tylko z trzech kompanii, każda o stanie etatowym 150 żołnierzy, chociaż stan faktyczny (z zimy 1628 roku) był o wiele niższy – wszystkie kompanie miały razem 366 żołnierzy. Dodatkowo w Inflantach stacjonowały dwie kompanie – Ake Hanssona i Jorena Horna – o nieznanej liczebności. Dla porównania – kawaleria w szwedzkiej armii polowej w Prusach liczyła wtedy 4 925 żołnierzy w 46 kompaniach,  piechota najemna 4384 żołnierzy w 36 kompaniach a piechota krajowa 4200 żołnierzy w 28 kompaniach. Widzimy więc, że dragonia była formacją o bardzo niskiej liczebności na tle całej armii.
Zastanówmy się może przez chwilę, co leżało u podstaw takiego stanu rzeczy? Wydawać by się przecież mogło, że w armii szwedzkiej, nie posiadającej lekkiej jazdy, dragonia byłaby idealna do zadań rozpoznawczych, osłony linii komunikacyjnych i zapewniania łączności pomiędzy poszczególnymi garnizonami. Sądzę, że można spróbować odnaleźć dwa główne czynniki wpływające na tak mały udział dragonów w armii Gustawa II Adolfa. Pierwszy (i najważniejszy) to kwestia przeciwnika – Polacy i Litwini wykazywali się w toku wojny 1625-29 mistrzostwem w prowadzeniu ‘małej wojny’, procentowały tu przede wszystkim doświadczenia wojsk kwarcianych z walk przeciw Tatarom. Jazda kozacka stosowała taktykę wojny szarpanej, z którą wojska szwedzkie miały duże problemy. Dragonia jako formacja była hybrydą kawalerii i piechoty – w tym jednak przypadku posiadała wady które czyniły ją niezbyt skuteczną przeciw Polakom czy Litwinom jeżeli miałaby działać samodzielnie. Dragoni nie walczyli konno, rumaki służyły im tylko jako środek transportu. Nie mieli więc sam na sam szans w konnym starciu z jazdą kozacką. Walcząc jako piechota (de facto tylko muszkieterzy) oddział musiałby zabezpieczać się przeszkodami anty-kawaleryjskimi (jak świńskie pióra czy kozły hiszpańskie) przed szarżą przeciwnika – na takie przygotowania trzeba czasu, którego atakowanym dragonom często brakowało. Idealnym połączeniem byłoby więc współdziałanie dragonii z kawalerią, jednak efektywnie działanie tych dwóch formacji musimy w armii szwedzkiej poczekać do panowania Karola X Gustawa. Formacja istniejąca w szwedzkiej armii dopiero od kilku lat musiała więc przejść trudną fazę prób i błędów – na dobrą sprawę nie wiedziano jeszcze, jak jej skutecznie używać na trudnym teatrze działań. Co prawda współdziałanie dragonii i kawalerii szło już w dobrym kierunku – wykorzystano dragonię jako wsparcie kawalerii pod Tczewem czy Górznem – jednak dragonia była formacją wciąż zbyt małą liczebnie, by odgrywać ważną rolę w armii. Nawet kawaleria Gustawa II Adolfa dopiero uczyła się walczyć z polską i litewską kawalerią, nie na darmo po starciu pod Ostródą w 1628 roku król strofował dowódcę najemnego regimentu jazdy, pułkownika Baudissina, że ten stosuje ‘niemiecką taktykę’ (karakol) w starciu z Polakami. Kwestia kawalerii prowadzi nas do drugiego czynnika wpływającego na liczebność dragonii. Była ona formacją droższą w wystawieniu i eksploatacji niż piechota – wartość wierzchowców (a i ich dostępność) podrażała całą inwestycję. Gustaw II Adolf potrzebował przeciw Polakom przede wszystkim licznej i efektywnej kawalerii, a to musiało kosztować. Zaciągi krajowe (szwedzcy i fińscy latta ryttare) były niewystarczające, stąd od 1625 roku coraz większy udział najemnych kompanii kirasjerów niemieckich w armii szwedzkiej, a w 1628 roku zaciąg trzech silnych regimentów arkebuzerów zwolnionych z armii duńskiej Chrystiana IV. W obliczu tak dużych wydatków na jakże potrzebną kawalerię, a także coraz liczniejszych zaciągów szkockich, angielskich i niemieckich knechtów do jednostek piechoty, ‘kopciuszek’ jakim była dragonia nie mógł liczyć na wiele uwagi ze strony władcy. Król co prawda widział potrzebę istnienia i rozwijania tej formacji, póki co jednak po prostu nie stać było armię szwedzką na większą ilość oddziałów dragońskich. Stopniowo jednak, zwłaszcza w obliczu nieuchronnej wyprawy do Niemiec,  liczba dragonów w służbie szwedzkiej zaczęła rosnąć [o czym być może kiedyś napiszę, jeżeli się uda i wróci wena…]

wtorek, 26 października 2010

Rajtaria pana Tomasza

Pisząc o udziale rajtarii w wojnie chocimskiej 1621 roku:
nie miałem jeszcze wtedy w mojej bibliotece Żywotu Tomasza Zamoyskiego. Lektura tego jakże interesującego źródła przynosi bowiem kilka niezwykle interesujących informacji na temat zaciągów rajtarskich. Wypada więc uzupełnić teraz braki...
Z końcem stycznia 1621 roku Tomasz Zamoyski miał otrzymać od Zygmunta III list przypowiedni na silny pułk kawalerii – 1000 koni husarii i 500 koni rajtarii. Wraz z listem przypowiednim i prywatnym listem od monarchy (w którym ten dziękował magnatowi za ochotę do obrony ojczyzny) znajdujemy także wiadomość od kanclerza wielkiego koronnego Andrzeja Lipskiego. Czytamy tam gdzie miano rekrutować żołnierzy:
Chce to jednak mieć JKM. abyś te koni 500 rajtarów, nietutecznych lada jakich, ale ludzi dobrych cudzoziemskich albo walonów, służałych i dobrze uzbrojonych zaciągnął. A o tych terazby nie trudno było od Ślązka, jednoby prędkie o tym staranie uczynić potrzeba. Płacą takim jako i innym cudzoziemcom po 15 (tak) pozwolić JKM. raczył.
Dla porównania – żołd husarzy w tymże pułku miał wynosić 30 złotych, a więc dwa razy tyle co u rajtarów. W królewskim liście przypowiednim, który  wystawiony jest łącznie dla całego pułku, czyli tysiąc usarzów, a pięćset rajtarów,  ludzi zbrojnych i godnych do wojny cudzoziemskich, czytamy także o wyposażeniu oddziałów. Tedy by każdy towarzysz jako i pacholik jego miał konia dobrego i zbroję z szyszakiem, strzelbą i inszym rynsztunkiem porządnym wojennym, usarzowi także i rajtarowi należącym, strzegąc się srebra i złota.
Z początkiem lutego Zamoyski odpisał do kanclerza, wspominając zwłaszcza o dużych trudnościach z zaciągiem tak dużej ilości husarii. W jego liście znajdujemy też kapitalne informacje o rajtarach. Dla cudzoziemców posłałem i do Inflant, gdzie mi narajono przednich niektórych kapitanów i ku Ślązku  między granice od Węgier i Niemiec, gdzie są wojska na obu pograniczach. Po 300 koni rajtarów kazałem zebrać i rozumiem, że się to nie zepsuje szóste 100, choć na nie niemam przypowiedniego listu. Proszę jednak, aby tak od Prus jak i w tym tu od Śląska naznaczone było według zwyczaju do ciągnienia miejsce, jako zowią musterplac. I przez tegoż kapitana abyś WM. mi na nie listy przysłać raczył. Czyli Zamoyski chciał zaciągnąć nawet 600 rajtarii, korzystając min. z doświadczonych oficerów pochodzących z Inflant. 400 rajtarów miał na Śląsku zatrudnić Mikołaj Kołaczkowski, z kolei Walentego Kossubuckiego wysłano do Inflant. Miał tam przekazać listy i pieniądze dla dwóch kapitanów – Anzela Kietlicza (?) i Labarego Francuza (tak, do W. de la Barre, niesławny obrońca Rygi w 1621 roku) – którzy mieli zebrać 100-konne roty każdy. Kietlicz faktycznie zaciągnął taką rotę, którą wysłano pod Chocim. Rota de la Barre z kolei nie opuściła Inflant, pozostawiono ją bowiem w Rydze jako garnizon. Kołaczkowski ze ‘śląskich’ zaciągów przysłał początkowo 100 koni rajtarów z kapitanem Francuzem, rota ta wraz z husarią Zamoyskiego od razu została wysłana pod Chocim.
Najwyraźniej część zaciągów ze Śląska nie dołączyła do wojsk pod hetmanem Chodkiewiczem, gdyż dwie kompanie co były też pozostały, jako kapitana Franka, kapitana Gaudeta towarzyszyły Zamoyskiemu w obozie pod Lwowem. Co ciekawe, wspierała je tam kolejna rota rajtarska, pod starostą ryskim Andrzejem Stanisławem Sapiehą.    
Notka może niezbyt długa, ale według mnie interesująca – kolejna garść informacji o jakże niedocenionej formacji w armiach RON...

niedziela, 24 października 2010

Rebelia w Irlandii 1641 roku - 1641 Depositions online

Dzięki połączonym siłom Trinity College w Dublinie, University of Aberdeen i University of Cambridge od dzisiaj online dostępna jest baza danych znana jako '1641 Depositions'. Są to relacje świadków (tak katolickich jak i protestanckich) na temat tzw. rebelii w Irlandii, gdzie irlandzcy katolicy rozpoczęli powstanie przeciw angielskiej administracji kraju. Zapoczątkowało to okres tzw. Irish Confederate Wars, trwających do 1648 roku, a ich następstwem była interwencja armii Cromwella (1649-1652), która krwawo spacyfikowała bunt Irlandczyków. 
Polecam stronę z bazą danych, gdyż dostęp jest bardzo łatwy, a materiały niezwykle ciekawe:
http://www.1641.tcd.ie/about.php

sobota, 23 października 2010

Czary, sobole i białozory...

9 listopada 1605 roku kanclerz i podskarbi cara Dimitra Samozwańca (Pierwszego) Afansij Własiew przybył do Krakowa – osiemnaście dni później w zastępstwie cara wystąpił na ceremonii zaślubin (oczywiście per procura) z Maryną Mniszchówną. Własiew przywiózł ze sobą bogate dary – zarówno dla carskiej małżonki, jak i popierających Samozwańca magnatów, a nawet dla samego króla Zygmunta III.  Przyjrzyjmy się więc, cóż to za cuda w kilkaset koni przywiózł do Polski ów posłaniec.
Jako pierwszy, 11 listopada, prezenty otrzymał przyszły teść cara, wojewoda sandomierski Jerzy Mniszech:
Kożuch marmurkowy z kołnierzem i szłyk.
Czarę złotą, kamieńmi i perłami sadzoną.
Buławę w złoto kamieńmi oprawną.
Koń tarantowaty z siedzeniem, jarczak i rząd, w złoto kamieńmi sadzone, wodze złote, w szerz łańcuch na palec.
Zegarek w krysztale z łańcuchem złotym.
Noże dwa, jeden diamentami sadzony, a drugi handżar różnymi kamieńmi [zdobiony].
Parę kobierców perskich ze złota.
Soboli przednich soroków sześć i sobola z kuną żywego.
Białozorów [Białozór czyli sokół norweski] trzech ze złotymi dzwonkami.
14 listopada poseł oddał listy carskie do Zygmunta III, wraz z nimi drobne podarunki dla króla:
Soboli soroków 12, marmurków 8.
Pierścień z diamentem, łuk z sajdakiem, złotem oprawny i z strzałami.
Koń nahajski pod siodłem, drugi z dekiem [dywdykiem] perskim, trzeci pod dekiem aksamitnym.
Niezwykle bogate były prezenty które poseł przekazał już po ślubie dla samej Maryny. Były to dar matki carskiej Marfy Fiodorownej:
Obraz św. Trójce, złotem oprawny i kamieńmi sadzony.
Od Cara:
Klejnot Neptunus, który szacowano na 60.000.
Czarka hiacyntowa, mało nie tejże ceny.
Zegar wielki w szkatule, z dziwnemi sztukami, z trębaczami, bębenistami i innemi misterstwy, które się ozwały gdy wybijał godzinę.
Pierścień z wielkim diamentem.
Zapona [klamra] ptak wielki z diamenty i rubiny.
Czara z kamieńmi, szczerozłota.
Okręt ze srebra, złocisty misterną robotą.
Źwierz (z) skrzydłami, złotem i kamieńmi oprawny.
Effigies [posążek] Dyany, bogini, na jeleniu złotym siedzącej; sztuka kosztowna.
Pelikan srebrny, serce z siebie wyjmujący.
Paw z roztoczonym ogonem od złota.
Pereł kilka, na kształt muszkatelek wielkich.
Inszych pereł bardzo wiele sznurów. Ważyły wszystkie łótów 4.018.
Złotogłowiów, teletów, aksamitów sztuk 18.
 Dary otrzymał także syn wojewody, Stanisław Mniszech:
Szablę i karwasz złotem oprawne i kamieńmi sadzone.
Czarę złotą, pierwszym podobną.
Nóż kosztowny z kamieńmi.
Soboli soroków 5 i marmurków 3.
Białozora z dzwonkiem złotym.
Last but not least – oddał też samej Pani Wojewodzinie i Pani Chorążynej, bace Carowej, sobole i perły.

piątek, 22 października 2010

Poswol 1625 rok - jak to husaria (z pomocą propagandy) się z kirasjerami biła

Dzisiaj będzie o jednym z nader zagadkowych starć z Inflant – zagadkowych pod tym względem, że znamy zaledwie jeden opis tej potyczki, do tego (przynajmniej według mnie) mocno zabarwiony propagandą. By móc się jednak zastanowić nad problemami związanymi z tą potyczką, zacznę od jakże barwnego opisu z Compendium dwunastoniedzielnych prac Imci Księcia Hetmana Polnego i wojska z nim służącego przeciw Gustawowi Księciu Sudermańskiemu:
 Bowsk wziąwszy, czynił Gustaw wybór między rajtarami swymi, kogoby do Litwy dla języka wysłać. Padł ten los na porucznika chorągwie jego dwornej, którą Leibfahne zową, bo o nim i o jego męstwie nad insze był wielce przekonany, gdyż od czternastu lat posług jego zażywał. Porucznik gdy ukazował jak niebezpieczną ta czata jego być miała, przymówkę wielką od Gustawa odniósł; czem niemal do desperacyi poruszony gotował się, i przy kompanii Gustawowej, od której tylko trzydzieści koni w obozie zostało było, i z różnych chorągwi co najprzedniejszego rajtara za dozwoleniem Gustawowym wybrawszy, poszedł z nimi za granicę czatą. Książkę pan hetman wziął zaraz po nim szlak, i ze dwiema chorągwiam usarzów (…) w polu pod Poswolem, dnia 29 septembra [29 września 1625 roku] wszystkę onę czatę zbił. Tak się dobrze ci rajtarowie stawili, że starzy Katonowie nasi którzy w dawnych inflantskich ekspedycjach bywali, podobnej rezolucyi i męstwa nie pomną. Porucznik sam żyw w ręce przyszedł, przy nim korporalów dwóch, czterdziestu trzech innych rajtarów, każdego z raną albo szwankiem jakim pojmano; insi na placu legli, tak iż tylko jeden z porażki tej posłaniec do Gustawa się wrócił. Lecz i tego z wielkiego gniewu, że mu nie umiał o niczem dać sprawy (bo przed potyczką uciekł), dał okować. Ta klęska tak ludziom nieprzyjacielskim, mianowicie rajtarom, serce odjęła, że już potem nasi pod obóz szwedzki, impune nieraz podpadali i więźniów żywcem brali.
[w dalszej części mamy jeszcze interesujący opis jak towarzyszący w tym starciu hetmanowi mnich franciszkański pałaszem tak rajtara żegnać począł, że mu prawą rękę z uchem aż do gardziela odwalił – niezwykle waleczny zakonnik…]
Co my więc tu mamy? Hetman Radziwiłł na czele dwóch rot husarskich masakruje szwedzką czatę, złożoną z wyboru rajtarów z różnych jednostek. Zaledwie jeden Szwed ucieka do własnego obozu, 46 wpada do niewoli, pozostali giną. A teraz do rzeczy… Najważniejsza kwestia – nie neguję samego wydarzenia, na pewno Litwini pokonali grupę szwedzkiej kawalerii tego dnia, zadając jej poważne straty. Jest jednak kilka rzeczy, na które chciałbym zwrócić uwagę jako na dyskusyjne.
Początkowa część relacji daje nam obraz ze szwedzkiego obozu, wspominając że część podjazdu miała stanowić Liebfahne dowodzona przez doświadczonego porucznika. To jest już nieco mylące – ową jednostką jest tzw. przyboczna kompania jazdy Gustawa II Adolfa, czyli Livfanan (albo z niemiecka Liebfahna właśnie). Tyle tylko, że nie dowodził nią porucznik, a rotmistrz Jurgen Aderkas. Porucznikiem, który bez wątpienia brał udział w starciu pod Poswolem był Wädwik Moess, oficer ten dostał się do niewoli litewskiej. Bardzo dziwna jest też informacja, że oddział ten miał mieć zaledwie 30 koni w obozie. Popis tej kompanii z sierpnia 1625 roku [thanks to Daniel Staberg for sharing that muster roll!] podaje liczbę 109 żołnierzy (+10 ‘ślepych porcji’ czyli łącznie 119 koni). Kolejny popis – z października tegoż roku – wykazuje już zmniejszony stan, 66 żołnierzy (+ 10 ‘ślepych porcji’ czyli łącznie 76 koni), wskazując także straty poniesione w sierpniu (najprawdopodobniej gros z nich właśnie pod Poswolem). Ubytki te to 21 zabitych, a także 22 wziętych do niewoli (porucznik Moess, dwóch kaprali, dwóch trębaczy, 17 żołnierzy). Zaskakujący jest fakt, że litewska relacja nie podaje nazwiska porucznika – to nietypowe, gdyż normalnie w przypadku podobnych opisów dowiadujemy się nazwiska zabitego/pochwyconego szwedzkiego oficera. Luka w informacjach autora Comemndium…? Niemniej jednak wiemy już jakie straty poniosła owa kompania, chociaż porównując z liczbą jeńców wedle litewskiej relacji, zapodziało się nam gdzieś 26 szwedzkich żołnierzy.
To prowadzi nas do kolejnego fragmentu relacji, który wyraźnie zbija mnie z tropu - i z różnych chorągwi co najprzedniejszego rajtara za dozwoleniem Gustawowym wybrawszy. Nie jest to praktyka, z którą spotkałbym się w przypadku działań armii szwedzkiej. Nie wydzielano grupy (np. kapralstwa) z danej kompanii by wesprzeć inną w danej misji, zamiast tego wysyłano po prostu wszystkich zdolnych do działań żołnierzy danej kompanii, przez co w źródłach zapisywano jako udział kompanii jako takiej. Wydaje mi się, że litewski kronikarz (kimkolwiek był) zastosował tu raczej figurę stylistyczną w oparciu o praktykę stosowaną czasami w naszych armiach, gdy chorągiew uczestnicząca w podjeździe/czacie mogła być wsparta ochotniczym towarzystwem z innych chorągwi. Jako że w szwedzkich źródłach brakuje dokładniejszych wzmianek na temat Poswola, wskazówki na temat składu szwedzkiego podjazdu możemy szukać na dalszych kartach Comendium… gdzie znajduje się wzmianka I tak tą czatą zgubił co najprzedniejsze chorągwie swoje, jednę co nad nią był Aderkas, a drugą Wesslową. Aderkasa już zidentyfikowaliśmy jako dowódcę Livfany, z kolei ów Wessel to Georg Gustav Wetzel, rotmistrz jednej z najemnych kompanii kirasjerów. Oddział ten latem 1625 roku (na początku kampanii) liczył 160 koni, nie znam jednak jej dalszych losów – przynajmniej na razie…
Taki skład podjazdu wydawałby się całkiem logiczny  - dwie kompanie kirasjerów, wszak często w Inflantach widzimy takie jednostki jako straż przednią szwedzkich zgrupowań. Co prawda byłbym daleki od określenia ich najprzedniejszymi rajtarami, określenie ‘najlepiej wyposażonymi’ byłoby o wiele dokładniejsze. Królewska Livfana nie była wszak specjalnie wybijającą się jednostką, jej historia dowodzi że oddział ten potrafił walecznie stawiać czoła Litwinom, ale słabo się to dla jego żołnierzy kończyło (Kropimojza w 1621 roku, Poswol w 1625 roku). Pod Walmozją w ogóle nie wszedł do walki, stojąc w odwodzie armii szwedzkiej. Kompania nie towarzyszyła też królowi w Prusach, kiedy wylądował on tam w 1626 roku  - przez całą wojną pozostała w Inflantach, w pewnym momencie tracąc nawet honorowy tytuł Livfana, który przeszedł na inną kompanię kirasjerów (rotmistrz von Oppela), walczącą przeciw siłom koronnym. Musimy sobie uświadomić, że przyboczna kompania kawalerii nie należała nawet to gwardii nadwornej (tak jak np. drabanci), była to jednostka liniowa złożona z najemnych żołnierzy (niemieckojęzycznych). Podobnego typu kompanie mieli praktycznie wszyscy wyżsi oficerowie armii szwedzkiej – najczęściej były to właśnie jednostki kirasjerów (stąd też wyższy żołd w takich oddziałach, jak wspomniano w Compendium…) podkreślając status danego oficera.
Zwróćmy teraz uwagę na kwestię strat – jeńcom już się przyjrzeliśmy, część z nich pochodziła więc z kompanii Aderkasa (włącznie z jego porucznikiem), reszta mogła być z kompanii Wetzela (i/lub innych, niezidentyfikowanych oddziałów które mogły brać udział w starciu). Co ciekawe i bardzo znaczące, relacje nie przynosi nam informacji o zdobyciu szwedzkich sztandarów. Wiemy że chorążego kompanii Aderkasa – Jorana Gyllenstierny – nie było wśród wziętych do niewoli czy poszkodowanych pod Poswolem, figuruje bowiem na liście popisowej z października. Zaskakujące jest dla mnie, że w obliczu tak znaczącego zwycięstwa litewskiego, gdzie ocaleć miał zaledwie jeden szwedzki rajtar, nie zdobyto żadnego sztandaru. Czy tylko mi wydaje się to podejrzaną luką w relacji? Także kwestia insi na placu legli- zwycięscy Litwini nie mieli czasu policzyć zabitych przeciwników? Mieli wszak wielu jeńców, wiedzieli o rzekomym pojedynczym uciekinierze z bitwy (czyżby od szwedzkich jeńców z kolejnych działań podjazdowych?) – nikt więc nie zadał sobie trudu by policzyć ilu szwedzkich żołnierzy zginęło? Być może nie byłaby to tak pokaźna liczba by się nią chwalić... A co z kwestią strat samej husarii, wszak dobrze ci rajtarowie stawili, trudno uwierzyć, że walka nie kosztowała życia żadnego spośród husarzy (czy to towarzyszy czy pocztowych), brak wzmianki o rannych Litwinach czy też utraconych koniach. Jak dla mnie mamy tu do czynienia z pięknie upichconym propagandowym przekazem jak to dzielnie hetman wroga pokonał, niestety jest on zbyt jednostronnie ukazany, by być do końca wiarygodnym. Mam nadzieję, że uda się kiedyś dotrzeć do większej ilości materiałów dotyczących tego starcia, które rzuciłyby nowe światło na ową niezwykle interesującą potyczkę. 

Kolejny pokaz Od Pskowa do Parkan - 23/10/2010

Hetman nakaźny Tomek ‘Sahajdaczny’ Filipkowski znowu atakuje – w najbliższą sobotę 23.10 od godz. 10.00 do 16.00 będzie prowadził pokazy Od Pskowa do Parkan w Warszawie. Będą miały miejsce w Domu Kultury Rakowiec w ramach Weekendu z Fantastyką (który w tym roku będzie zawierał blok sarmacki).
Namiary na DK Rakowiec:
DOM KULTURY "RAKOWIEC"
02-114 Warszawa, ul. Wiślicka 8
tel. 22-823-66-97; 22-823-66-72; 510-124-434

środa, 20 października 2010

Petyhorcy - uzupełnienie

W poście o petyhorcach który napisałem w maju:
wspomniałem o udziale tej formacji w kampaniach Wielkiej Smuty. Fragment ten brzmiał:
Bardzo duży (na tle innych formacji kawalerii) jest udział petyhorców w armii Dymitra II Samozwańca. Józef Budziło opisując marsz wojsk pod Moskwę podał liczbę aż 7800 petyhorców – gdy tymczasem husarii i jazdy kozackiej było wszystkiego 2600 koni. Podobnie zaskakująco wysoka liczba chorągwi petyhorskich (19 chorągwi - 2150 koni - niestety brak nazwisk rotmistrzów) pojawia się nagle w armii królewicza Władysława w czerwcu 1618 roku. Co ciekawe, żadnej tego typu chorągwi nie ma w oddziałach koronnych i litewskich jesienią 1617 roku. Być może część z nich była sformowana z Moskali i wszelkiej maści Kozaków którzy przeszli na stronę Władysława? Nazwa 'petyhorskie' odróżniałaby je tu od regularnej koronnej i litewskiej jazdy kozackiej.
Jako że ostatnio, siedząc nieco nad materiałami do jakże interesującej bitwy pod Twerem, znalazłem nieco więcej śladów, pora więc uzupełnić majowy wpis.
Budziło wspomina, że w marcu 1610 roku, gdy polscy najemnicy Samozwańca maszerowali z obozu spod Moskwy, kilka chorągwi petyhorskich oderwało się od głównej armii, co skończyło się dla nich dotkliwą porażką i utratą całego taboru. Pan Chruśliński z panem Jankowskim, z niektórymi petihorskimi rotami, oderwawszy się, poszli w stronę carską pod Kaługę i w miasteczku w Pródkach leżeli, których gromiono naprzód u Rużyc, potem pod Możajskiem, gdy go mieli i wszystkie wozy z rynsztunkami i ze wszystką majętnością Moskwa im odgromiła.
Wspomniana powyżej liczba 7800 petyhorców pochodziła z lipca 1610 roku, z armii Samozwańca idącej na Moskwę. Trzy z czterech pułków jazdy miały po 600 petyhorców (oprócz husarii i kozaków), pułk hetmański miał jakoby 6000 – zastanawiam się jednak, czy nie jest to pomyłka kopisty, który dodał jedno 0. Jeżeli to faktycznie błąd, to należałoby zredukować liczbę z 7800 do o wiele bardziej wiarygodnej liczby 2400 petyhorców.
W poście zamieszczonym wczoraj pisałem już o petyhorcach ze zgrupowania Jana Piotra Sapiehy, nie będę więc ich tutaj powtarzał – widzimy jednak że stanowili znaczną cześć jego kawalerii:
W diariuszu Sapiehy spotykamy się kilkakrotnie z opisami akcji z udziałem petyhorców – bardzo często ich roty ‘chodziły’ w ramach podjazdów. Widzimy ich także w większych starciach, chociaż nie zawsze walczyli z powodzeniem. 2 października 1608 roku pod Rachmancewem roty pietyhorskie, które stały na posiłek kozakom, poczęły ustępować, nie potkawszy się także. Jednak dwie kolejne roty petyhorców wraz dwoma chorągwiami husarii samego Sapiehy, potykały śmiele z nieprzyjacielem, zmuszając siły moskiewskie do odwrotu.
18 lutego 1609 roku dwie roty petyhorskie z pułku Sapiehy – rotmistrzów Dziewiałtowskiego i Mirskiego – zostały wysłane na posiłek i obronienie Susdela. Z kolei w końcu marca 1000 kozaków i petyhorców z wojsk Sapiehy odparło wojska moskiewskie pod Kołymą.  Na początku kwietnia kilka chorągwi pietyhorców sapieżyńskich wysłano dla wsparcia pułku Lisowskiego. 28 lipca, po porażce sił Zborowskiego pod Twerem, Sapieha wysłał ze swojego zgrupowania pięć chorągwie usarskich, cztery pietyhorskich, dwie kozackich by niepokoiły połączone siły Skopina i de la Gardie oblegające zamek twerski. Znajdujemy też informacje o pojedynczych chorągwiach petyhorskich, wysyłanych na podjazdy  - tak w 1609 jak i 1610 roku.
W słynnej bitwie pod Kłuszynem w  1610 roku miała walczyć jedna chorągiew petyhorska, licząca 100 koni (etatu oczywiście) pod rotmistrzem Stanisławem Chwalibogiem. 

wtorek, 19 października 2010

Która chorągiew po której ma iść - cz. II


Nader zgrabny (a i liczby podejrzanie okrągłe) opis marszu najemnych wojska Jana Piotra Sapiehy do obozu Dymitra Samozwańca.
29 Septembris [29 września 1608 roku] ruszył się Jego Mość obozem do carskiego, a takim porządkiem szedł Jego Mość: naprzód dwa kornety [chorągwie] kozaków na dobrych koniach, po stu koni pod każdym; potem chorągiew kozacka Pana Buzowskiego, sto koni; potem sto piechoty błękitnej [od koloru sztandaru?]; potem petyhorców Pana Dziewiałtowskiego koni 120, Pana Mirskiego koni 100, Pana Szoteckiego koni 150; potem dwie chorągwie piechoty, 250 czerwonej [od koloru sztandarów?], między któremi szły działa; pułk usarzów pod dwiema chorągwie ma [prawdopodobnie obydwie roty Sapiehy], koni 250; potem pietyhorców dobrych koni 200, pod dwie chorągwiami, kozaków pod dwiema chorągwiami koni 250.
W innych miejscach diariusza znajdujemy kolejne nazwiska rotmistrzów, być może to oni dowodzili niezidentyfikowanymi oddziałami:
- Sliatkowski – jazda kozacka lub petyhorcy (w sierpniu stał na czele podjazdu złożonego z 200 kozaków i 60 petyhorców)
- Januszkowski – petyhorcy (w sierpniu prowadził czatę 200 petyhorców)
- Przeworski  - petyhorcy (w sierpniu jego 100-konna chorągiew walczyła w podjeździe)
- Talipski – piechota (wraz z Przeworskim widzimy go w tej samej czasie, ale z piechotą właśnie)

poniedziałek, 18 października 2010

Mężny W.K.M. rotmistrz nieprzyjaciela mężnie gromiąc poległ

W nocy z 29 na 30 września 1628 roku doszło nieopodal Rypina do starcia koronnego i szwedzkiego podjazdu. To drobny epizod niezwykle interesującej, a jakże słabo opisanej kampanii pruskiej 1628 roku, więc pomyślałem że można mu poświęcić kilka słów. Marzy mi się napisanie kiedyś jakiegoś obszerniejszego artykułu o starciach z tego roku (tekst o szwedzkim oblężeniu Brodnicy wciąż w proszku), może takimi małymi kroczkami uda się dojść do zamierzonego celu.
Szwedzi oblegający Brodnicę wysłali 600 rajtarów dowodzonych przez Zachariasa Pauli w celu rozpoznania okolicznych sił polskich,  a przede wszystkim by zdobyć żywność dla wygłodniałej armii Gustawa II Adolfa. Najwyraźniej Pauli rozdzielił swoje zgrupowanie na dwie części, z jedną pomaszerował w stronę Sierpca, z kolei reszta udała się w stronę Rypina. To właśnie ta druga grupa, określana w hetmana Koniecpolskiego jako kilka kornetów nieprzyjacielskich wpadła na podjazd polskiej kawalerii. Dowodził nim rotmistrz Stanisław Suliszowski, doświadczony oficer wojska kwarcianego; jego czata to kilka chorągwi [zapewne kozackich], które miały eskortować grupę 200 muszkieterów, wysłanych łodziami Drwęcą do Brodnicy jako wsparcie garnizonu. Nieopodal Rypina, prowadząca podjazd kozacka chorągiew Suliszowskiego zaatakowała Szwedów. Dla rotmistrza miał to być jednak ostatni bój, w pierwszem starciu, przywodząc chorągiew,poległ (…) Wasza Królewska Mość wiernego sługę swego i dobrego żołnierza stracić raczył. Jego chorągiew została jednak wsparta przez resztę podjazdu i udało się odeprzeć Szwedów. Polacy nieźle gromili przeciwnika, rozproszeni Szwedzi mieli stracić wielu żołnierzy z rąk okolicznych chłopów, mszczących się za rekwizycje żywności.  Szwedzkie źródło (anonimowy, acz bardzo szczegółowy diariusz kampanii 1628 roku) przyznaje się do straty pewnej, acz niezbyt dużej liczby żołnierzy. Czytamy w nim także, że grupa ‘rypińska’ zdobyła piękny polski sztandar. Szwedzi wiedzieli także o śmierci rotmistrza, określanego jak Scholzkofski, według nich miało także zginąć wielu Polaków. Druga część szwedzkiego podjazdu wróciła bez strat, prowadząc 600 sztuk bydła, które z wielką radością przywitali głodni knechci i rajtarzy. Potyczka jakich wiele, typowy przejaw ‘małej wojny’ jaką nacechowany był konflikt 1625-1629 (tak w Inflantach jak i w Prusach). 

niedziela, 17 października 2010

Spisek orszaku, jakim się na granicę wjechało

Znalazłem uroczą notkę zatytułowaną spisek orszaku, jakim się na granicę wjechało, opisującą kawalkadę polskich magnatów i szlachty, którzy towarzyszyli wojewodzie sandomierskiemu Jerzemu Mniszchowi i jego córce Marynie w podróży do Moskwy w Roku Pańskim 1606. 17 kwietnia orszak opuścił granice Rzeczpospolitej, 12 maja wjechał do Moskwy, gdzie Maryna został sześć dni później koronowana. Już jednak 27 maja doszło w Moskwie do bunty, ofiarą mieszczan padł nie tylko Dymitr Samozwaniec, ale i wielu spośród towarzyszących Marynie Polaków. Zobaczmy więc, w jakim to porządku wyruszali do Moskwy, jak duże poczty i orszaki brali ze sobą. Dokonałem pewnych drobnych skrótów w tekście, dodane także drobne komentarze w nawiasach .
Pan Wojewoda [Jerzy Mniszech] osobą swą. Dworu jego z żołnierzami i piechotą i sługami człeka 445, a koni wszystkich 411.
Carowa osobą swą [Maryna Mniszchówna]. Dworu Jej Mości człeka 251. Koni wszystkich 251.
To się pisze, jako komu czeladzi i koni chować pozwolono, ale przy tych obudwu dworach mogło być nad tę liczbę do 200 człeka, także i koni.
Pan starosta krasnostawski [Jan, brat Jerzego]. Dworu jego człeka 107. Koni 115.
Książę [Konstanty] Wiśniowieckie. Dworu jego człeka 215. Koni 255.
Pan Starosta sanocki [Stanisław Bonifacy Mniszech].  Dworu jego z żołnierzami człeka 415. Koni 411.
Pan Starosta łukowski [Paweł Mniszech]. Dworu jego człeka 87. Koni 96.
Pan [Zygmunt] Tarło, Chorąży przemyski, z Panią małżonką swoją. Dworu jego człeka 71. Koni 69.
Pan Marcin Stadnicki [ochmistrz Maryny]. Dworu jego człeka 26. Koni 26.
Pan Andrzej Stadnicki. Dworu jego człeka 36. Koni 33.
Pan Jerzy Stadnicki. Dworu jego człeka 21. Koni 24.
Pan Samuel Bal [podczaszy Maryny]. Dworu jego człeka 29. Koni 30.
Pan Paweł Tarło, Starościc sochaczewski. Z nim człeka 9. Koni 10.
Pan [Stanisław] Niemojewski. Z nim człeka 15. Koni 13.
Ksiądz [Franciszek] Pomaski, Sekretarz Króla Jego Mości. Z nim człeka 16. Koni 17.
Pan [Adam] Wolski. Z nim człeka 20. Koni 19.
Pan Pomaski. Samo [człeka] 12. Koni 12.
Pan Broniowski samo 9. Koni 7
Pan [Stanisław] Korytko  samo 11. Koni 10.
Pan Lubomirski samo 13. Koni 12.
Pan Jasionowski, co był przystawem [?]  Ofanasowym [Ofanasow to Atanazy Własiew, poseł Dymitra Samozwańca], samo 2. Koni 12.
Pan Piotr Domaracki samo 10. Koni 15.
Zakonników z czeladzią ich 16. Koni 16.
Pani Tarłowa, starościna sochaczewska, osobą swą. Dworu jej człeka 50. Koni 43.
Pani Kazanowska [ochmistrzyni Maryny]. Z nią człeka 19. Koni 19.
Pani Herburtowa. Z nią człeka 24. Koni 17.
Ormian i kupców przy Panu Wojewodzie, oprócz tych, co na swą szkodę [na własny rachunek] jechali, człeka 12, koni 16.
Wszystkich w liczbie według popisu: człeka 1969. Koni 1961. A nadto znalazłoby się było do 300 człeka, także i koni.
Takimże porządkiem szły za granicę wozy, videlicet [to jest] te naprzód, które się poza pisały, Pan Wojewoda za nimi, a na samym ostatku Carowa z białą płcią. Usarze i piechota po stronach, czasem wprzód, drudzy jezdni każdy za swym panem. Kolaski i wózki po parze koni wprzód puszczano, dla zawady.