piątek, 29 kwietnia 2011

Sojusznicy RON - cz. VI

Kolejna wyprawa do Gdańska, tym razem zobaczymy jak miała wyglądać rajtaria miejska w czasie wjazdu Ludwiki Marii do miasta w 1646 roku. Oczywiście mieszczanie chcieli się pokazać z jak najlepszej strony, wywarli chyba niezłe, acz nieco błędne wrażenie na widzach - niemniej jednak opisy źródłowe są bardzo ciekawe. Ilustracja z kolekcji Daniela Staberga, co prawda pokazuje arkebuzera z drugiej połowy XVI wieku, niemniej jednak gentelman wygląda nader strojnie i statecznie, niejako pasując do wizerunku mieszczanina bawiącego się w żołnierza.

Opis kawalera de Labouveur, towarzyszącego pani de Guebriant – Francuza dał się zmylić nader wojennemu wyglądowi konnych mieszczan:
Następnie widzieć się dało czterystu Kawalerzystów Gdańskich, z których dwieście pięćdziesiąt młodych ludzi bezżennych: reszta gospodarzy, wszyscy ogólnie wybrani z celniejszych Obywatelów i Kupców miasta tego. Ubiór ich był niemiecki z sukna czarnego, katanki podobnego axamitu. Mieli głowy nakryte kapeluszami kastorowemi, podpiętemi z jednej strony, nad któremi wznosiły się pióra białe i czarne, wisiały im u szyi łańcuchy złote, a na nich klucze do pistoletów. Siedzieli na dzielnych koniach, kulbaki i czapraki po większej części srebrem haftowane mieli, nagłówki równie okryte. Słowem ciężko widzieć Szlachtę lepiej ukształconą i zręczniejszą na koniu, jak ten stan miejski, który się rodził w żołnierskiem ćwiczeniu, do czego jest mu bodźcem miłość wolności.  

Anonimowy autor Ingresu... także dał nam ciekawy opis mieszczańskiej kawalerii:
Szło Muszkieterów od przedmieścia y po wszystkich ulicach, cechów rożnych, po stronach ze trzy rzędy, Chorągwi ze sto.(...) następowała szeregami Raytarya Mieyska pod kornetem swym, stroyno ubrana, wszyscy w barwie karmazynowey iedney potrzeby Srebrne, pod kapeluszami barwianemi z piórami Strusiemi, Trębaczow czterech, w teyże barwie, szeregów 47, osób 35, a dwa szeregów w zupełnych kirysach, wszyscy na dobrych barzo koniach. Po nich szła Raytarya także miejska, wszyscy w iedney barwie plisiowey czarney, pod kapeluszami czarnemi a piórami białemi na wybornych koniach szeregów 20.Trębaczow w takiej barwie 4. Następowała potym Raytarya karmazynowey barwy iako pierwsza, szeregów 16, a w pliszowey czarney szeregów 10. Z herbami Gdańskiemi, na fartuszkach czerwonych adamaszkowych przy każdey stronie uwieszonych bogato.             

czwartek, 28 kwietnia 2011

Dragonia pana Tomasza

Dragonia po raz pierwszy pojawiła się w armii koronnej w czasie wyprawy moskiewskiej 1617-1618, a na większą skale zagościła w ramach wojsk zgromadzonych przeciw Kozakom w 1625 roku. Pisałem już kiedyś na blogu o prawdopodobnym udziale dragonii w obronie Chocimia 1621 roku, tym razem słów kilka o występowaniu tej formacji w siłach prywatnych jednego z magnatów z tego okresu. Tomasz Zamoyski, bo to o nim mowa, już w 1621 roku miał prowizorycznie podragonić piechotę złożoną ze swoich ukraińskich poddanych – pod piechotę wszytką, której miał 600 z miasta Tarnopola i z sioł, dodać kazał koni. Z kolei w 1624 roku Zamoyski zaciągnął nową jednostkę piechoty cudzoziemskiej, która stała się swoistą szkołą wojskową dla jego poddanych i wzorem dla podobnych oddziałów u innych magnatów. Co ciekawe, oddział ten także został podragoniony, zapewne z powodu wysokiej użyteczności tej formacji w obliczu zagrożenie ze strony Tatarów czy Kozaków. W tymże roku z rozkazania pańskiego kapitan Fitings zaciągnął i stawił do Tarnopola piechoty cudzoziemskiej sto, z których potym dragonią porobił pan. I on najpierwszym był przykładem inszym panom chowania ludzi niemieckich. A którzy z nich pokazowali się być dzielniejszymi i umiejętnościami w dziele i ćwiczeniu rycerskim, pan obierał sobie i obracał do ćwiczenia wybrańców swych naznaczając im jako oficjalistom znaczniejsze i większe stypendja a drugich majętnostkami opatrując. Oddział ten brał udział w walkach przeciw Kozakom w 1625 roku. Z kolei przeciw Szwedom w 1626 roku Zamoyski zaciągnął liczący 100 żołnierzy oddział kapitana Gryma – czy zgodnie z poprzednimi doświadczeniami była to dragonia czy też raczej ‘zwykła’ piechota cudzoziemska nie możemy być jednak do końca pewni. Kompania ta walczyła pod Gniewem, gdzie jej dowodca został postrzelony w rękę. Także i w 1632 roku, kiedy to Zamoyski przybył do Warszawy na sejm elekcyjny towarzyszyło mu min. 100 dragonów, ale i aż 800 piechoty trybem niemieckiej ćwiczonej – jak widać ‘szkoła wojskowa’ miała się dobrze.


   

środa, 27 kwietnia 2011

Dziękuję Ci bezimienny zgłosicielu ;)

Dostałem dzisiaj informację, że jakaś dobra dusza zgłosiła jeden z tekstów mojego bloga - http://kadrinazi.blogspot.com/2010/06/borsucze-skorki-nadaway-nastroszony.html - do konkursu Dziennikarz obywatelski 2010 roku:
http://doroku.wiadomosci24.pl/
Bardzo dziękuję bezimienny zgłosicielu :) chociaż dobór tekstu mnie akurat dziwi, wszak nie jest specjalnie odkrywczy (i nie jest o rajtarii...) a i do specjalnie poczytnych nie należy. Jest mi jednak niezwykle miło, że jeden z Czytelników zechciał zadać sobie trud i zgłosić mój tekst i blog do konkursu.

Serdecznie pozdrawiam!

Michał 'Kadrinazi' Paradowski

Malarze znani i nieznani - cz. XIX

Obraz Johanna Waltera (1594-1632) który widzimy powyżej ukazuje króla Gustawa II Adolfa pod Breitenfeld w 1631 roku. To największe zwycięstwo Lwa Północy, nic więc dziwnego że zdominował on malunek. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na dwóch gentelmanów których widzimy po prawej, dolnej stronie obrazu. Przepraszam za słabą jakość, ale coś tam chyba będzie można się dopatrzeć. Wnioskując po strojach to Chorwaci spod komendy Isolano – jednego odzianego w szkarłatny strój widzimy w walce ze szwedzkim rajtarem, z kolei drugi Chorwat (tym razem w zieleni) ma już chyba dosyć tej imprezy i oddala się od szwedzkich szyków. Ot, ciekawostka, artysta ukazał tu bowiem dosyć charakterystyczną jazdę armii katolickiej, która nie miała swojego odpowiednika wśród Szwedów. Poza tym to zawsze ciekawa rzecz, tropić Chorwatów czy lisowczyków na obrazach dotyczących Wojny Trzydziestoletniej…


Barwa gwardii JKM - cz. VI

W ramach gromadzenia informacji, nawet najmniejszych, o barwie gwardii JKM wypiszę krótkie wzmianki z Djaryusza wjazdu JMci króla Augusta II do Warszawy, dnia 12 Januarii 1698.
Znajdujemy tam zdanie o gwardii zmarłego Jana III Sobieskiego: następowała potem gwardya polska ś. P. króla JM. chorągwi sześć a ludzi na 400,w niebieskich płaszczach i katanach moderownych.
Z kolei August II pojawił się w otoczeniu licznej rajtarii saskiej: rajtarya inaczej muszkieterowie króla JMci z trębaczami i kotłami; przed każdym kornetem po dwóch doboszów na koniach pięknych i wspaniałych w barwie żółtej z należytym moderunkiem. Tych kornetów było 12, pod każdym po sto koni; officerowie strojno, blachy srebrne pozłociste z insygniami królewskimi na piersiach i na zadzie; pod sześcią kornetów wszystkie siwe konie były, pod drugimi sześcią kare konie, koń w koń. Następowała za nimi druga rajtarya w blacach, na koniach wybornych, z officerami strojnymi, trębaczami i kotłami. Tych było takoż 12 kornetów.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Ledwo który officer zdrów

Kampania ukraińska 1663/1664 roku zaowocowała dużymi stratami armii koronnej, zwłaszcza piechota drastycznie obniżyła swoje stany liczebne. Największą daninę krwi przyszło zapłacić w czasie szturmów Drzewicza (Dziewicza) i Głuchowa, umiejętnie bronionych przez siły moskiewskie. Właśnie dotarłem do bardzo ciekawych źródeł dotyczących owych szturmów, więc chciałbym je tu we fragmentach zacytować. Pochodzą one z listów kilku uczestników wydarzeń do marszałka wielkiego koronnego i hetmana polnego koronnego Jerzego Lubomirskiego. To niesamowicie interesujące przyczynki do udziału naszej piechoty w kampaniach wojennych – tym bardziej cenne, że pochodzą od naocznych świadków wydarzeń.
W liście z obozu pod Koropem, datowanym na 19 stycznia 1664 roku, Grotus (Grotthaus?) pisał o szturmie na Drzewicz (Dziewicz) :
(…) zaczym i nieczekając na ordynans króla JMci jakoś non cum consensu [bez zezwolenia jego] było do szturmu (i to nieporządnie) przypuszczone wojsko, który per Dei gratami cessitcum eventu [z łaski Boga poszedł ze skutkiem], z wielką lubo szkodą naszych tak w officerach jako i sołdatach; bo krom przełożonych dwóch oberszterów panów Łączyńskiego i Tetwina, czterech oberstlejtnantów: Władysława Denhoffa, Ochapa [Jan Magnus von Ochap, dowodzący regiment Lubomirskiego], Buttlera, Rapa, majora jednego Dopszyca, kapitanów wielu (a mianowicie z regimentu Waszmość Miłościwego Pana, z którego wszyscy kapitani postrzeleni i pan Gothmajster na placu został) sołdatów na trzystu, z temi co i na placu zostali i teraz umierając z postrzałów narażono.
Z kolei list z 8 lutego 1664 roku, pisany w Głuchowie, donosi o krwawych szturmach na miasto. Najpierw, w czasie przygotowania miny, miał zginąć major regimentu Lubomirskiego – majora regimentu Waszmość Pana nieboszczyka pana Kirzbrucha zabito. Szturm z 29 stycznia zakończył się nullo eventu [bez efektu] krom, że officerów i sołdatów (bardzo nie ochoczych) jak znowu nabito. W kolejnych atakach rosły straty Polaków, acz oczywiście Grotus wspomina przede wszystkim oficerów:
Z przedniejszych officerów w tych szturmach JP. Bakun [Bockum?], JP. Brion, (pierwszy w onegdajszym, a drugi wczoraj) JP. Tetwin podleczywszy się z dziewickiego postrzału, jako i JP. Ochop obersztlejtnant Waszmość Pana postrzeleni; obersztlejtnanta książęcia Michała [Radziwiłła] zabito i wielu inszych, tak z naszej infanteryi jako i kawaleryi, bo JP. wojewoda ruski [Stefan Czarniecki] Novo impetu [nowym zapędem] konnym do wałów awansować kazał. Z regimentu Waszmość Pana ledwo który officer i to z młodszych zdrów, pan kapitan lejtnant [który normalnie dowodził kompanią oberszta] podleczywszy się teraz komenderuje regiment, rozumiem że i JP. Ochop prędko będzie zdrów.
Duże straty, zwłaszcza wśród kadry oficerskiej, podkreśla także w liście do Lubomirskiego Szczęsny Potocki. List datowany w obozie dnia 8 lutego 1664 roku, a w opisie szturmu na Głuchów z 29 stycznia znajdujemy tam:
(…) we wszystkich regimentach ludzi wiele nabito i nastrzelano, samych officerów nie wiele zdrowych zostało, gdzie WMPana Dobrodzieja officerów w regimencie siła nastrzelano i nabito.
Kolejny korespondent Lubomirskiego, Aleksander Polanowski, pisał spod Głuchowa 9 lutego 1664 roku:
Stracony jednak szturm [29 stycznia]: nie mało i officerów i żołnierzów zginęło w regimentach, postrzelonych także. W regimencie przecie Waszmości Mego Miłościwego Pana i Dobrodzieja wielka szkoda ludzi w obu szturmach.
Wreszcie i sam obersztlejtnat, Johan Magnus von Ochap, donosi z Głuchowa 9 lutego 1664 roku o ciężkich stratach regimentu. Najpierw wspomina o szturmie na Dziewicz, który miał miejsce 4 stycznia:
Miasto Dziewicz (…) dnia drugiego przez szturm wzięto: jednak niemało tam tak officerów jako i żołdatów poległo; mnie dwa razy, także pana kapitana Magnifica, pana kapitana Puscha, pana kapitana lejtnanta Wierzbickiego i niektórych poruczników i chorążych , żołdaków pięćdziesiąt od regimentu postrzelono. Pana kapitana Gotmejstera zabito.
Z koli szturm na Głuchów z 29 stycznia opisał tak:
Nieszczęśliwie szturm odprawili, gdzie ludzi wiele poginęło: mnie trzeci raz postrzelono, że podobno kaleką zostanę. Pana kapitano Magnifica drzewcem potłuczono, chorążego Mella i żołdaków kilkadziesiąt zabito, rannych jest sto trzydzieści i kilka w regimencie. Pan major Kirzbruch, w kilka dni przed szturmem przy robocie, na placu zaraz został.
A regiment po szturmie z 8 lutego wyglądał nader słabo:
Teraz officyerów zdrowych w regimencie więcej nie ma oprócz poruczników dwóch a chorążych trzech, żołdatów rot 28 [rota miał 6 ludzi], drudzy są postrzeleni i zabici.
Nic więc dziwnego, że wiele spośród regimentów pieszych znacznie zmniejszyło swoje stany w wyniku tej kampanii. Regiment Lubomirskiego, o którym czytaliśmy powyżej, spadł aż o 100 porcji.



poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Okazałość i piękność rycerstwa tego - cz. I

W nowym cyklu przyjrzę się  husarii, a dokładnie rzecz biorąc opisom źródłowym wszelkich popisów czy defilad, gdzie skrzydlaci jeźdźcy ukazywali się nader strojnie i z wielkim przepychem. Co prawda nie sądzę, bym odnalazł coś nowego, czego już nie zamieścił Radek Sikora (pozdrawiam!) w swoich książkach,  niemniej jednak bardzo lubię zamieszczać takie opisy na blogu, a do tej pory husaria jest traktowana tu po macoszemu, więc wypadałoby oddać jej honor  i nieco miejsca. Dodatkowo Artur (również pozdrawiam i dziękuję!) podesłał mi ładny zbiór ilustracji do tematu, więc szkoda byłoby ich nie użyć.
Pierwszy zabierze głos sekretarz Jana III Sobieskiego Koźma Brunetti. Jest on autorem opisu uroczystego wjazdu do Krakowa, niemniej i koronacyi Najjaśniejszego Krola Jmci Jana III..., a jego relacja, napisana w Krakowie 9 lutego 1676 roku, została potem wysłana księciu Toskanii. Tak oto opisywał husarię maszerującą w orszaku monarchy:
Szły za temi cztery chorągwie usarzów; każda o 200 koni, to jest: z 60 towarzyszów szlachty, z których  każdy miał dwóch lub trzech pocztowych. Próżna byłaby praca opowiadać okazałość i piękność rycerstwa tego; mówić bowiem o zbrojach jego, o wysokich kopiach z długiemi chorągiewkami, o tygrysich ich skórach, pysznych koniach, kulbakach, rzędach, strzemionach, cuglach od złota, haftów i drogich kamieni, byłoby to przyćmić ich piękność. Jest to jazda jakiej nie ma na świecie; żywości i przepychu, bez widzenia własnemi oczyma, pojąć niepodobna. 

Pouciekali, a tak brzydko - Prużany (Malcz) 25/01/1660

Rok 1660 zaczął się fatalnie dla wojsk litewskich, walczących z siłami moskiewskimi. Jeszcze w końcu grudnia 1659 roku skapitulował garnizon Starego Bychowa, 13 stycznia zaś padł Brześć Litewski. Jeszcze w tym samy miesiącu, dokładnie rzecz biorąc 25, dotkliwą porażkę w starciu pod Malczem (Małczycami lub Prużanami, potyczka funkcjonuje pod rożnymi nazwami) poniósł pułk wydzielony z dywizji hetmana wielkiego litewskiego Pawła Sapiehy. Przyjrzymy się temu właśnie wydarzeniu, gdyż dysponujemy bardzo interesującym materiałem źródłowym – relacją Michała Leona Obuchowicza, który stał na czele oddziałów litewskich.
Podjazd litewski,  w sile 8 chorągwi kozackich i 5 dragońskich, 23 stycznia 1660 roku opuścił Kowno i ruszył w poszukiwaniu czat moskiewskich. 25 stycznia pomiędzy Malczem a Prużanem (stąd konfuzja w nazewnictwie starcia) Litwini natknęli się na silny podjazd moskiewski, na czele którego stał kniaź Piotr Chowański. Według języków wziętych do niewoli przez Litwinow, Chowański miał mieć 2000 ludzi – jazdy bojarskiej i rajtarów. Z kolei oddziały litewskie wyglądały następująco:
8 chorągwi kozackich:
- chorągiew Kotowicza, stolnika litewskiego pod porucznikiem Wołodkowiczem
- chorągiew Mikołaja Judyckiego, kawalera maltańskiego
- chorągiew Michał Obuchowicza – być może chodzi o chorągiew po jego ojcu Filipie Kazimierzu
- chorągiew Jana Korsaka, kasztelana połockiego
- chorągiew Stanisława Kazimierza Bobrownickiego, sędziego brzeskiego pod porucznikiem Górskim
- 3 niezidentyfikowane
5 chorągwi dragońskich:
- dwie Jerzego Karola Hlebowicza
- kraszportowa – chorągiew hetmana wielkiego Sapiehy pod Adamem Kraszportem
- kasztelina - chorągiew hetmana wielkiego Sapiehy pod Piotrem Kasztellem (Castellim)
- niezidentyfikowana, biorąc jednak pod uwagę obecność dwóch pozostałych chorągwi hetmańskich może była to i jego trzecia chorągiew, dowodzona przez Wehlinga?
Według stanów etatowych taki pułk powinien liczyć 1300-1400 koni i porcji, biorąc jednak pod uwagę problemy z jakimi borykała się armia litewska w tym czasie stany faktycznie mogły być dużo niższe i Obuchowicz mógł mieć pod swoją komendą około 1000 żołnierzy.
Jako pierwsze do walki weszły chorągwie kozackie Kotowicza (pod Wołodkowiczem) i Judyckiego. Udało im się zadać straty moskiewskiej straży przedniej i wycofać się do sił głównych pułku wraz z dwoma zdobytymi sztandarami  i kilkoma jeńcami.  Na pomoc nadciągnął im sam pułkownik Obuchowicz, prowadząc własną chorągiew kozacką i rotę Jana Korsaka. Reszta sił litewskich  - dragonia i cztery chorągwie kozackie, nad którymi komendę miał porucznik Gorski z roty rotmistrza Bobrownickiego. Nadciągające posiłki moskiewskie, w tym rajtaria, odparły jednak litewskie chorągwie kozackie, które zaczęły się cofać w stronę drugiej części pułku – przede wszystkim dragonów, zapewne liczono na ich wsparcie ogniowe.  Niestety Litwini utracili w tym czasie swojego dowódcę.  Obuchowicz został bowiem kilkakrotnie ranny (jedną w twarz w samej potyczce, drugie w głowę trzy) i stracił konia. Groziło mu że zostanie wzięty na szable przez moskiewską jazdę, ale uratował go i wziął do niewoli Siemion Kowdiej, z dworzańskiej sotni kniazia Chowańskiego. Jeżeli Litwini liczyli na wsparcie dragonów, przyszło im się srodze zawieść. Obydwie chorągwie Hlebowickiego uciekły nie oddawszy nawet ognia, jak pisał Marcin Vorbek-Lettov relacjonujący starcie, ledwie sami kapitani pouciekali, a tak brzydko, że żaden z nich nie wystrzelił. Pozostałe trzy chorągwie dragonii poddały się żołnierzom moskiewskim – być może także bez walki. Z kolei chorągwie kozackie poszły w rozsypkę, uciekając z pola bitwy. Obuchowicz i przynajmniej 13 towarzyszy (w tym trzech z jego chorągwi – Maliszewski, Polszewski i Stańkowski) trafiło do niewoli moskiewskiej. Pułk litewski utracił na dłuższy czas zdolność bojową. Bardzo dosadnie skomentował wynik starcia Vorbek-Lettow, niezwykle gorzko oceniając fatalna postawę litewskich chorągwi zaciężnych: taka pociecha z wojska zaciągowego, kiedy na włości srogości niezmiernej zażywają, a kiedy się z nieprzyjacielem bić – szabli nie dobywają.  

Z wizytą w muzeum - cz. VIII


Prochownica wykonana z rogu krowiego. Srebrna część spodnia ma wygrawerowany herb słynnego Jamesa Grahama, pierwszego markiza Montrose.

Z wizytą w muzeum - cz. VII

Najstarsza zachowana w całości sztuka broni palnej wytworzona w Szkocji, tzw. Breadalbane gun. Datowana na 1599 rok, prawdopodobnie rusznikarzem był Patrick Ramsay z Dundee. Broń nosi herb sir Duncana Campbella, siódmego Lairda (dziedzica-  tytuł nie ma dobrego polskiego odpowiednika) Glenorchy (7th Laird of Glenorchy).  Zdjęcia może nie najlepsze, ale egzemplarz naprawdę dobrze zachowany i robiący spore wrażenie. 


niedziela, 24 kwietnia 2011

Z wizytą w muzeum - cz. VI


Pozostajemy przy klimatach (nie)sławnych Border Reivers. Jedna z najważniejszych i najbardziej charakterystycznych części uzbrojenia ochronnego owych jeźdźców czyli jack. Datowany jest na koniec XVI wieku. Jeden z użytkowników tego wdzianka  (ostatni?) nie miał jednak szczęścia w czasie rajdu – jack ma bowiem ślady po kulach. Poza tym wygląda całkiem zgrabnie...


Z wizytą w muzeum - cz. V


Korzystając z ładnej pogody wybraliśmy sie dziś z Pathi na długi spacer po zaułkach Edynburga. Po drodze zajrzeliśmy do National Museum of Scotland, wizyta ta zaowocowała niezłą kolekcją zdjęć. Będę więc sukcesywnie wrzucał je na blog – na trochę nam to wystarczy. Wciąż na wizytę z aparatem czeka War Museum na zamku królewskim, to już innym razem. Autorami zdjęć są Patrycja Kornacka-Paradowska (te lepsze zdjęcia) i Michał Paradowski (te gorsze...).

Jako pierwsze szykowne nakrycie głowy szkockiego Border Reivera z końca XVI wieku. Opisany jako iron helmet or steel bonnet, odnaleziony w Manton Walls, Ancrum, Roxburgshire.

piątek, 22 kwietnia 2011

I ten list przypowiedni daję...

Listy przypowiednie z epoki to bardzo interesująca lektura, wypadałoby ich nieco więcej zamieścić na blogu. Skorzystam więc akurat z tego, że Artur (kiedy w końcu doczekamy się Twojego blogu?) podesłał mi artykuł Macieja Jeske Jeszcze o husarii, gdyż jest tam kilka bardzo zajmujących materiałów źródłowych. Na pierwszy rzut list na 100-konną chorągiew litewskiej husarii Aleksandra Hilarego Połubińskiego w 1648 roku.

Janusz Radziwiłł Xże na Birżach i Dubinkach, Generalny Xięstwa Żmudzkiego Starosta, Hetman Polny W-go X-stwa Littewskiego, Kazimierski, Kamieniecki, Seywenyski, Bystrycki Starosta, Ciwun Retowski.
Oznajmuję iż idąc za uchwałą Conwocaciey teraźniejszej która widząc niebezpieczeństwa extremum prawie casum Ojczyzny redolenta jeśli wyuzdana swawola i kostelistas Kozacka prędkiego wstrętu i odporu nie weźmie zaciąg pewnej liczby Wojska nam Hetmanom pozwoliła. A widząc wielką do służb Ojczyzny ochotę i do dzieła Rycerskiego sposobność I-ego Mści Pana Alexandra Hylarego Połubińskiego Wojewodzica Parnawskiego zaciągnąłem go w kompanię służb Rzptej i ten list przypowiedni daję I-ego Mści na zebranie Chorągwie Usarskiej pod którą ma być sto koni.  Starać się tedy I-ego Mść Pan Rotmistrz będzie aby Towarzystwo i czeladź pod Chorągwie miał porządną na koniech dobrych i z Rynsztunkiem zwyczajnym Usarzowi należącym przystojnym i porządnym, a kiedy do obozu pójdzie każdy Towarzysz ma mieć przy wozie Rydel, Motykę, Siekierę, Łańcuch. Żołd zwyczajny naznaczam na czwierć po złotych pięćdziesiąt za koń a kuchennego na I-ego Mść Pana Rotmistrza po złotemu jednemu z konia rachując początek służby od popisu. Aqa Uniwersałem Hetmańskiem z zebraną Companią powinien  będzie I-ego Mść Pan Rotmistrz na czas i miejsce w Uniwersale naznaczone stawić się niechybnie. Tak na stanowisku jako w ciągnieniu żadnych krzywd i bezprawia nie czyniąc, noclegami i pokarmami Dóbr szlacheckich nieaggrawując ani exactiami niezwyczajnemi i zdzierstwem poddanych Rzptej nie ciemiężąc gościńcem jako najprostszym ciągnąc a podwód żadnych nie biorąc pod surowym karaniem w artykułach Wojskowych wyrażonym.
Dan w Zabłudowie 16 Augusta A 1648
JRadziwiłł
Hetman Polny 

Dragonia w łosich katankach

[autorem ilustracji, specjalnie wykonanej na blog, jest Dariusz ‘Dario TW’ Wielec – któremu niezwykle dziękuję za tak miłą współpracę!]  
Marcin Gawęda (serdecznie pozdrawiam!) napisał niegdyś bardzo interesujący artykuł tyczący się barwy dragonii w armiach RON:
W niniejszym wpisie chciałbym nawiązać do tego właśnie tekstu. Niejako tytułem uzupełnienia pragnąłbym dodać kilka opisów z epoki, ukazujących barwę dragonii właśnie. Co prawda nie dotyczą one działań polowych, a uroczystości dworskich, niemniej jednak mogą być jakimś wyznacznikiem tego, w jakie kolory najczęściej ubierano taki lud ognisty. W tej czy innej formie pojawiały się już na blogu, ale chciałem je zebrać w jednym miejscu – niedługo spróbuję się także zająć barwą dragonii w ikonografii.

Przyjazd królowej Marii Ludwiki do Polski w 1646 roku przynosi nam sporo informacji o barwie dragonii. W druku ulotnym zatytułowanym Ingres albo wiazd Krolowey Iey Mosci do Gdanska 11 Februarii znajdujemy wzmiankę o kilku oddziałach. Najpopularniejszym kolorem była błękitna barwa. Przybrane w nią były: niewielki, bo liczący ledwie 30 koni oddział starosty wołyńskiego; 170 dragonów wojewody malborskiego i 80 dragonów starosty bydgoskiego. Na ich tle wybijać się musiała dwie chorągwie dragonii królewicza Karola – w barwie czerwonej, w szyszakach żelaznych. Opis tegoż wjazdu, pióra kawalera de Labouveur, znajdujemy także w Wypisie z podroży Pani de Guebriant... Tutaj jednak nieco inaczej to wygląda, chociaż kolory się powtarzają. Dragoni starosty malborskiego Wejhera to 100 pikinierów i 200 muszkieterów, błękitno ubranych. Stanisław Albert Radziwiłł, kanclerz litewski, przybrał swoich dragonów na czerwono. Dragonia biskupa warmińskiego i biskupa kamienieckiego nie jest opisana jeżeli chodzi o barwę. Wśród oddziałów królewicza Karola  nie znajdziemy tu jednak dragonów, a tylko kozaków i hajduków.

Francuska relacja z wjazdu do Warszawy nie wskazuje nam żadnych dragonów.  Z pomocą przychodzi nam jednak kolejny druk ulotny (jak to nie kochać wspaniałej ekipy z CBDU...) Ingres triumfalny do Warszawy Ludwiki Marii Gonzagi... Dragonii znajdujemy tam sporo, acz nie każda jest opisana z wyglądu. Starosta lanckoroński Zebrzydowski miał swoją chorągiew dragonii w łosich katankach, w żupanach y giermakach po polsku okryta. To wspaniały opis – łosie katanki to zapewne kolety, jednak cała reszta stroju miała być polska! Z kolei trzy chorągwie dragonii JKM miały stroje w barwie czerwonej, do tego szyszaki polerowane.

Poselstwo polsko-litewskie, wysłane przez Jana III Sobieskiego do Moskwy na przełomie 1677 i 1678 roku miało w eskorcie oddziały dragonii. Litewscy żołnierze wojewody połockiego ubrani byli pąsowo ze złotemi galonami. Widzimy tu więc popularny wśród współczesnych nam ilustratorów kolor czerwony.
Zdaję sobie sprawę, że niewiele tych opisów, jednak wydają się być interesujące i, jak sądzę, mogą być przydatne dla niektórych spośród Czytelników. Oczywiście jeżeli znacie jakieś inne opisy ukazujące barwę dragonii to zapraszam do komentowania i dzielenia się nimi! 

czwartek, 21 kwietnia 2011

Sojusznicy RON - cz. V

Bardzo interesuje mnie kwestia liczebności, organizacji i udziału w działaniach bojowych ‘Potopu’ najemnych wojsk na służbie Gdańska. Za jakiś czas postaram się przygotować o tym coś więcej, wszak sporo potyczek z Gdańszczanami znaleźć możemy u Gordona, póki co jednak ciekawe dane z końcowej fazy wojny.
Poniżej liczebność i skład regimentów biorących udział w oblężeniu Głowy Gdańskiej jesienią 1659 roku. Oddziały gdańskie odegrały główną rolę w odbiciu Głowy z rąk szwedzkich, tracąc w czasie operacji 97 zabitych i 150 rannych (wedle źródeł niemieckojęzycznych, źródła polskie podają nawet 300 straconych żołnierzy).
Dowódcą gdańskiego kontyngentu w czasie oblężenia był pułkownik Walenty von Winter, doświadczony oficer, który w czasie Wojny Trzydziestoletniej walczył w armii… szwedzkiej. Pełnił on jednocześnie funkcję komendanta sił zbrojnych Gdańska.

I.                    Regiment pułkownika Wintera – 656 żołnierzy
-          dwie kompanie Wintera
-          kompania Dirscha
-          kompania van der Linde
II.                  Regiment majora Bobarta – 608 żołnierzy
-          dwie kompanie Bobarta
-          dwie kompanie Wechelta
-          kompania  Jerzego Strakowskiego (który był też naczelnym inżynierem armii)
III.                Regiment majora Alexandra Thompsona – 500 żołnierzy
-          dwie kompanie Thompsona
-          dwie kompanie Brandesa
IV.                Regiment majora Siebersa – 501 żołnierzy
-          dwie kompanie Siebiersa
-          dwie kompanie Stelznera
V.                  Regiment  majora Schura (złożony z jednej kompanii!) – 105 żołnierzy
VI.                Regiment majora Fryderyka Gerschau – 499 żołnierzy
-          dwie kompanie Gerschau
-          dwie kompanie kapitana Johna Montgomery’ego

Bardzo ważną rolę w oblężeniu odegrała silna artyleria gdańska. W skład parku artyleryjskiego miało wejść przynajmniej 31 dział – z tego główne siły Wintera dysponowały 6 półkartaunami, 6 ćwierćkartaunami, 3 6-funtówkami i 3 4-funtówkami. Przy pozostałych regimentach znajdujemy odpowiednio 6 (regiment Siebersa), 5 (regiment Thompsona) i 2 (regiment Schurze) działa.
Oprócz dział Gdańszczanie używali także moździerzy – w relacjach znajdujemy wzmiankę o 220-funtowym, 70-funtowych, 60-funtowym i 30-funtowych. 

Wiosenne usprawnienia

Kilka drobnych dodatków do strony głównej bloga - może będą przydatne. Na dole strony link do Google Translate (that's for non-Polish Readers), a także lista 10 najczęściej czytanych wpisów na blogu. Dodałem także, jako człek próżny, licznik odwiedzin mojego internetowego kąta. Sporo tego, bardzo dziękuję wszystkim odwiedzającym!
Jak zwykle jeżeli macie jakieś komentarze, pytania, etc - piszcie na maila grimme[at]tlen.pl 


Pozdrawiam
Michał 'Kadrinazi' Paradowski

niedziela, 17 kwietnia 2011

Bitwa czy nie bitwa? - Kalazin 28/08/1609

[Copyright by Michał ‘Kadrinazi’ Paradowski, Edinburgh, 17/04/2011 – muszę niestety zacząć takie rzeczy pisać przy dłuższych tekstach, bo niektórym się wydaje, że mogą moje wpisy kopiować, podpisywać i wrzucać w sieć pod własnym nazwiskiem czy nickiem. Nic z tego panowie, jak do tej pory wszystkie takie akcje wytropiłem i teksty musiały z for/stron/blogów zniknąć. Nie mam nic przeciwko, by moje wpisy pojawiały się w innych miejscach w sieci – jeżeli tylko zostanę zapytany o zgodę i teksty będą podpisane moim nazwiskiem…]

W toku jednej z wymian emaili z Jerzym Czajewskim (serdecznie pozdrawiam!) zeszliśmy na temat mniej znanych bitew czasu Wielkiej Smuty. Zaczęliśmy od Tweru, potem jednak Jerzy podesłał mi kilka rosyjskich linków do bitwy pod Kalazinem (Kałazinem) stoczonej 28 sierpnia 1609 roku.
Z opisów tam zawartych wynikałoby, że w zażartej bitwie siły moskiewskie (wsparte posiłkami szwedzkimi), dowodzone przez Michaiła Skopina-Szujskiego, pokonały wojska Samozwańca, na czele których stał Jan Piotr Sapieha. Żołnierze Skopina mieli zadać duże straty straży przedniej Sapiehy, po czym przez kilka godzin wytrzymać ataki napastników by na koniec przejść do kontrataku i pogonić najemników aż do ich obozu. Bitwa ta miała uratować Moskwę przed armią Samozwańca. W 2009 roku, w 400 rocznicę bitwy, na polu walki postawiono pomnik. Widzimy tam orła (który jest nawiązaniem do moskiewskiego wodza Skopina-Szujskiego) depcze polskie sztandary i szyszak husarski. Takie podejście do bitwy bardzo mnie zainteresowało – mimo że są to tylko informacje znalezione w internecie – postanowiłem poszukać więc co o tym starciu napisali inni uczestnicy bitwy. Znalazłem trzy źródła polskie, w których można  się dowiedzieć o nieco innym przebiegu bitwy. Dodatkowo, Daniel Staberg (many thanks Daniel!) odnalazł bardzo ważne źródło – list szwedzkiego oficera, dowodzącego kontyngentem posiłkującym Skopina-Szujskiego. Zobaczmy więc jak wygląda bitwa w ujęciu Polaków i Szweda.

Opis Mikołaja Marchockiego w Historii moskiewskiej woyny prawdziwej jest dosyć skrótowy. Oto siły moskiewskie przeprawiły się przez Wołgę, zbudowały sobie tam gródek (zapewne chodzi o blokhauz), który został dodatkowo osłonięty kobylicami. Żołnierze Szujskiego, bezpiecznie osłonięci umocnieniami i zasłonami przeciw polskiej kawalerii Samozwańca, wychodzili tylko na harce – po trosze na spróbowanie szczęścia z nami harcem puszczali. Takie potyczki trwać miały cały dzień, po czym walczące strony rozeszły się do obozów. Następnego dnia wojska Samozwańca miały przygotowywać się do ataku na obóz Szujskiego, jednak dotarła do nich wiadomość, że król Zygmunt III wkroczył ze swoją armią do Państwa Moskiewskiego i przyszedł pod Smoleńsk. Wśród najemników Samozwańca doszło do zamieszania, wrzawa powstała w wojsku. Zwinięto więc obóz i ruszono by połączyć się z resztą wojsk cara w Tuszynie.
Widzimy więc, że według Marchockiego nie doszło do walnego starcia, a tylko całodniowych potyczek. Rosjanie zdawali sobie sprawę z przewagi jazdy polskiej stąd nader rozsądnie osłonili swoje wojska – nauka bez wątpienia wyciągnięta z lekcji spod Bołchowa i Chodynki.

Kolejny polski kondotier – Józef Budziłło – dowodził w tym okresie pułkiem jazdy, miał w nim też własną chorągiew husarii. Rotmistrz w swojej Historii Dmitra Fałszywego podaje nam które pułki Samozwańca ruszyły pod Kolazin – Sapiehy, Zborowskiego, Wielamowskiego i samego Budziłły. Rosjanie stali w Kolazinie, nad rzeką Wołgą w Mikolskiej Słobodzie. Także i Budziłło podaje, że żołnierze Szujskiego stanęli za umocnieniami, ostrogiem obwarowanych. Wojska Sapiehy próbowały ich wywabić do walki w polu, jednak Rosjanie rezolutnie z ostroga wynijść nie chcieli. Oddziały moskiewskiej jazdy stały tuż przy umocnieniach, skąd wypadały by ścierać się z jazdą polską. Główna rolę w tych potyczkach miały odegrać kawalerzyści z pułku Budziły ( jego chorągiew husarii i petyhorcy Czaplińskiego) oraz Zborowskiego ( kozackie chorągwie Tyszkiewicza i Kalinowskiego). Czasami udawało się Rosjan wyprzeć pod samą palisadę umocnień, niektórych zagoniono aż do samej rzeki – jednak Sapieha nie miał ze sobą piechoty, przez co nie był w stanie zaatakować i zdobyć umocnień moskiewskich. Według Budziłły zamierzano jednak wziąć Rosjan głodem – bo z samego głodu mrzeć by musieli, bo się w tym gródku jeszcze ninacz nie zapasili się [nie zrobili zapasów] – biorąc pod uwagę, że transport zaopatrzenia przez Wołgę, z klasztoru kalazińskiego, byłby dla Rosjan bardzo trudny. Wtedy jednak z Tuszyna doszła wiadomość o wkroczeniu Zygmunta III, który do granic moskiewskich następował i żołnierze Sapiehy zwątpiwszy o robocie swojej zaczęli się buntować, robić, pracować i słuchać nie chcieli.
Także i u Budziłły więc, jak i u Marchockiego, nie widzimy walnej i krwawej bitwy, a tylko całodniowe potyczki i wojska Szujskiego dobrze osadzone za umocnieniami. Dalszych walk nie zatrzymały ani straty ani rzekoma porażka wojska Samozwańca – a demoralizująca polskich najemników wieść o wkroczeniu Zygmunta III.

Trzecie, najobszerniej źródło ze strony kondotierów Samozwańca to Dzieje Marsa Krwawego autorstwa Jana Piotra Sapiehy (a de facto jego sekretarzy…). Znajdujmy tu informację o domniemanej liczbie wojsk Szujskiego – nie więcej dwudziestu tysięcy wojska wszystkiego.  Pojawia się też liczba szwedzkich najemników, Niemców jest niemnogo, nie masz bolszy trzech set – co jak się okaże przy źródle szwedzkim jest dokładną liczbą. Według zeznań jeńców, których wziął do niewoli 23 sierpnia podjazd rotmistrza Iwana Mikulińskiego, sam Skopin stoit w monasterze Kołacińskim, ludzi ruskich już się część przeprawiła na tę stronę Wołhy, drudzi się przeprawują spieszno. Sapieha starał się dowiedzieć jak najwięcej o przeciwniku. 24 sierpnia wysłał podjazd złożony z kilkuset koni – nie udało im się jednak pochwycić języka. Podobna czata ruszyła następnego dnia, Sapieha  wysłał także dwóch szpiegów do samego Kolazina. Z kolei 26 sierpnia rotmistrz Wilamowski poprowadził czatę złożoną z aż 1000 koni. Harcował on z siłami moskiewskimi strzelając się (…) godzinę jednak w obliczu przewagi przeciwnika, gdy wojsko nieprzyjacielskie potężnie występować poczęło w pole, jak niepyszny musiał się wycofać do sił głównych Sapiehy, nie prowadząc żadnego jeńca. Kolejna misja szpiegowska, tym razem z 27 sierpnia, także nie przyniosła żadnego skutku, stąd też 28 sierpnia Sapieha ruszał do boju nie mając (…) żadnej pewnej wiadomości, co była za potęga wojska nieprzyjacielskiego. Pozostawił dobrze ubezpieczony własny obóz, osadziwszy i opatrzywszy obóz ludźmi warownie, po czym z jazdą ruszył na Szujskiego.
Szyk maszerującego wojska był następujący: w straży przedniej Kozacy zaporoscy Kostanieckiego, za nimi pułk jazdy Aleksandra Zborowskiego, potem pułk samego Sapiehy, szyk zamykał pułk Stanisława Bąka Lanckorońskiego (zapewne część pułku hetmana Różyńskiego, gdyż dzień po bitwie mamy wzmiankę o pięciu chorągwiach Różyńskiego, a sam Bąk Lanckoroński dowodził w tymże pułku rotą husarii). Nie znajdujemy tu pułków Budziłły czy Wilamowskiego, być może weszły w skład ‘pułku walnego’ Sapiehy?
Jako pierwsi do walki weszli Kozacy, jedni w sprawie pod chorągwiami stali, drudzy, ochoci będąc, harce zwodzili. Wśród harcowników ubezpieczających formujący się szyk sił głównych był i sam Sapieha, który rozpoznał siły przeciwnika. Następnie zajął się ustawieniem szyku. Na lewym skrzydle stanął Sencki (kto zacz?), przed którego wojskami stanęło kilkaset koni Kozaków, harcujących w szyku luźnym – to oni mieli jako pierwsi wejść do walki. Prawym skrzydłem dowodził Zborowski, w pierwszej linii mając Kozaków, w drugiej petyhorców, a w trzeciej husarię. Centrum szyku zajął pułk samego Sapiehy.
Na rozkaz hetmana do ataku ruszyli Kozacy, wspierający swoich towarzyszy harcujących z siłami moskiewskimi. Atak ten miał zmusić do ucieczki harcujących żołnierzy Szujskiego, Kozacy mężnie wsparli Moskwę aż do taboru ich. Tryumfujący Kozacy dostali się jednak pod ogień piechoty przeciwnika, stojącej za kobylicami, po czym wycofali się. Jazda moskiewska z lewego skrzydła przeszła wtedy za bezpieczną osłonę, gdzie już główne siły – walny pułk – stał za rowem i kobylinami [kobylicami] w szyku. Sapieha ograniczył się w dalszych walkach tylko do starć harcowników, zdając sobie sprawę, że Rosjanie nie dadzą się sprowokować do walnego starcia.
29 sierpnia spędzono na walkach podjazdów. Dwa kolejne dni w obozie Sapiehy spędzono na kołach generalnych towarzystwo, które zakończyły się tumultem w wojsku. 2 września zwinięto obóz i opuszczono pozycje. 8 września, gdy wojska Sapiehy dostatecznie oddaliły się od Kalazina, szpiedzy donieśli, że Skopin-Szujski przeprawił przez Wołgę resztę swoich wojsk.
Jak więc widzimy, także ta wersja potwierdza wizję bitwy jako szeregu starć harcowników.

Przechodzimy teraz do szwedzkiej, chyba raczej nie znanej w Polsce, relacji [one again thanks Daniel!]. Jej autorem jest dowodzący szwedzkim kontyngentem Szujskiego Krister Some, który opisał swój udział w starciu w liście do Pedera Nilssona, datowanym na 22 sierpnia (według obowiązującego wówczas w Szwecji  kalendarza juliańskiego, czy według kalendarza gregoriańskiego to 1 września 1609 roku). Some miał pod swoją komendą niewielki oddziały: najemną fänike Hamiltona starszego, najemną szkocką fane Mårtena Fleminga i fińską fane Klasa Kristoferssona. Znamy liczebność tego kontyngentu w październiku 1609 roku  - 72 piechurów Hamiltona i 230 kawalerzystów w dwóch pozostałych oddziałach. Zapewne oddziały te nie były dużo liczniejsze pod koniec sierpnia, co nieomal zgadzałoby się z liczbą podaną u Sapiehy. Według Somego starcia trwały od świtu do zmierzchu – właśnie starcia bo nie doszło do walnej bitwy. Szwedzki oficer miał rozdzielić swoje zgrupowanie, tak że małe grupy jego żołnierzy prowadziły do boju większe oddziały Rosjan. Miało to na celu zachęcenie Rosjan to walki, gdyż idąc w ślady Szwedów atakowali śmiało, jak prawdziwi żołnierze powinni. W toku tych harców udało się zmusić żołnierzy Samozwańca do odwrotu, tak że wycofali się z długim nosem i skóra poznaczoną śladami ciosów [ów długi nos to specyficzny szwedzki idiom, w tym kontekście oddawać miał porażkę Polaków i Kozaków, jako tych którym dostało się od Szwedów]. Wojsko Sapiehy nie wycofało się jednak zbyt daleko, obozując w pobliżu wojsk Szujskiego, paląc okoliczne wsie i zboża.

Cóż więc ukazuje nam się z analizy tych kilku źródeł? Nie widzę tu obrazu walnej bitwy, w której którakolwiek ze stron zadałaby przeciwnikom duże straty. Szujski dał się zaatakować w momencie gdy miał rozdzielone siły, jednak zabezpieczył się umocnieniami w obliczu lepszej jakościowo jazdy polskiej i nie dał się sprowokować do wyjścia w pole. Sapieha, z powodu braku piechoty i artylerii, nie widział sensu w ataku na umocnionych przeciwników. Czy plan zagłodzenia Rosjan mógł się udać? Tego nigdy się nie dowiemy, jednak z opisu Some wynikałoby, że żołnierze Sapiehy raźno przystąpili do wcielania w życie taktyki ‘spalonej ziemi’. Bez wątpienia jednak najważniejszym czynnikiem który wpłynął na wycofanie sił Samozwańca spod Kalazina była zmiana sytuacji politycznej, spowodowana wkroczeniem Zygmunta III. Deptanie sztandarów i husarskiego szyszaka wydaje się w takiej sytuacji mocno na wyrost, chociaż rozumiem tu siłę symboliki.
Jak zwykle zapraszam do komentowania i dyskusji, zwłaszcza że bitwa słabo znana…

Mistrzowie ciętej riposty AD 1609

Akurat przedzieram się przez źródła dotyczące Wielkiej Smuty – niedługo pojawi się wpis o mało znanej bitwie z tego okresu – i znalazłem piękną anegdotę, której nie mogłem sobie darować. Kiedy w 1609 roku armia Zygmunta III obległa Smoleńsk, Polacy wysłali do miasta pismo wzywające do kapitulacji. Moskiewscy obrońcy odpowiedzieli oczywiście odmownie, gdyż gotowi są umrzeć, walcząc w obronie cara i wiary prawosławnej. Zachował jednak i przekaz mówiący o innej odpowiedzi, wskazującej na specyficzne poczucie humoru oblężonych. Mieli oni napisać:
Szujski klucze do Smoleńska do siebie wziął, nas zamknął; wyniść nie możem, [w]puścić Króla [Zygmunta III] nie mamy jako. Musiałby pierwej do Szujskiego po klucze jachać, którymiby sobie zamek otworzył.
Zaiste byli to mistrzowie ciętej riposty…

sobota, 16 kwietnia 2011

Legia cudzoziemska pułkownika McKaya

James A. Fallon w swojej doskonałej pracy Scottish mercenaries in the service of Denmark and Sweden 1626-1632 podaje ogromną ilość niezwykle ciekawych informacji dotyczących wyspiarzy służących w armiach uwikłanych w Wojnę Trzydziestoletnią. Dotarł do wielu materiałów archiwalnych, które pomogły zrekonstruować przebieg służby różnych najemnych regimentów. Fragmentem który bardzo mnie zainteresował jest opis pochodzenia narodowego żołnierzy wchodzących w skład regimentu McKaya – bodaj najsłynniejszej szkockiej (przynajmniej z nazwy) jednostki na służbie duńskiej i szwedzkiej. Rolle popisowe niektórych kompanii tego regimentu zachowały się do naszych czasów i stanowią bardzo interesującą lekturę.

Przyjrzymy się kompanii kapitana Daniela Bulliona, która dołączyła do regimentu Mckaya jesienią 1629 roku, czyli w okresie służby na żołdzie duńskim. Mimo że regiment traktowany był jako szkocki, kompania Bulliona była niesamowitą mieszanką narodowości. Oddział składał się ze 128 żołnierzy i oficerów i znamy pochodzenie 87 spośród nich. Poniżej chciałbym się przyjrzeć dokładniej owej liście, pokazuje bowiem jakim tyglem narodowościowym bywały armie walczące w Wojnie Trzydziestoletniej.
- 2 Szkotów
- 22 Duńczyków (dokładniej rzecz biorąc – duńskich poddanych, gdyż 14 z nich było z Jutlandii, 3 z Zelandii, 3 z Holsztynu i 2 ze Szlezwiku)
- 4 Norwegów
- 3 Szwedów
- 10 Francuzów
- 1 mieszkaniec Wrocławia (znaczy się Breslau)
- 1 Gdańszczanin
- 1 mieszkaniec Braniewa (Braunsberg)
- 1 Czech (z Pragi)
- 2 Bawarów (mimo że Bawaria była wtedy w stanie wojny z Danią)
- 1 z Palatynatu (dokładniej rzecz biorąc z Worms)
- 2 Hessów
- 2 Westfalczyków
- 8 z Brunszwiku i Dolnej Saksonii
- 8 z Meklemburgii (w tym 3 ze Strzałowa/Straslundu)
- 1 mieszkaniec Wołogoszczy (Wolgast)
- 8 Sasów
- 8 Brandenburczyków
- 2 mieszkańców Harzu

Inna kompania przyłączona do regimentu w tym samym okresie – dowodzona przez majora Sinnota – także była ciekawym przykładem. W jej skład weszło:
- 3 Szkotów
- 8 Irlandczyków
- 2 Anglików
- 7 Norwegów
- 5 Holendrów
- 2 Duńczyków
- 40 żołnierzy z różnych regionów Niemiec

Kompania podpułkownika Roberta Munro (Monro) latem 1630 roku miała z kolei:
- 47 Szkotów
- 7 Niemców
- 5 Anglików
- 6 Duńczyków

Oczywiście nie oznacza to, że wszystkie kompanie w regimencie McKaya były tak niejednolite. Kompania pułkownika McKaya i  podpułkownika Johna Lindsaya składały się w całości ze Szkotów. Podane wyżej przykłady pokazują jednak, jaką sztuką mogło być dowodzenie takimi mieszanymi oddziałami – samo znalezienie języka komend zrozumiałego dla wszystkich żołnierzy mogło być problemem... 

Stradyotka i karwatka suknią takiegoż rycerstwa

Łukasz Gołębiowski,  w wydanej w 1830 roku pracy zatytułowanej Ubiory w Polszcze od najdawniejszych czasów aż do chwil obecnych… nie omieszkał wspomnieć i o ubiorach żołnierskich. Może nie do końca zrobił to trafnie, ale opis ma swój urok, więc warto go przytoczyć.

Wojskowi nasi w dawnych czasach w domowem suknie i to jeszcze niefarbowanem chodzili. (…) Dowódzcom wszakże lub znakomitszym rycerzom dawali monarchowie szatę złotogłową i łańcuch złoty (…). Jazda główną siłę naszą stanowiła, stąd też młodzi szaty husarskie prawie wspaniałe ku swemu wzrostowi przywdziali. Po ussarsku dwojako się ubierano staro i nowo. Wszakże i tu ganiono przysadę; jeśli ussarzem kto będzie, mówi Górnicki aby onych przywiętszych tak kołnierzów jako ostróg (chocia tam w thym nie wiem jaki pożytek znajdują) zaniechał, bo może być kształtowny ussarz  bez nazbyt. Co w Koronie ussarski, to w Litwie petyhorski był ubiór, a lekkiej jazdy kozacki. Skórzany kolet był suknią jezdziecką, stradyotka i karwatka suknią takiegoż rycerstwa krótką, sajan żołnierską, snać piechoty odzieżą. Towarzystwo, namiestnicy nosili burki dla ochrony od zimna lub słoty; porucznicy, rotmistrzowie, wodzowie delie z zaponą wedle możności kosztowną, częstokroć tak przesunięte na bok, że pierś, bok jeden i plecy kryjąc i fałdując się wspaniale, rękę zostawiały wolną do piastowania buzdyganu albo też buławy, do władania pałaszem. Wszakże i tu posunięto 
wyszukaność aż do zbytku i Kochanowski żartobliwie powiada:

Poradźmy się rady czyjej,
Kołnierzli to u deliej?
Czy delja  u kołnierza,
Na grzbiecie cnego rycerza?

Cudzoziemskiego autoramentu wojska późno już nastały i z niemiecka były ubrane: czechczery, rajtury szarawary, kurtka, kiwior, kołpak, magierka,lub konfederatka, skromnym aż do naszych prawie czasów, były ubiorem wojskowych.  
  

środa, 13 kwietnia 2011

Waloni, Prusacy, Inflantczycy, Pomorczycy - rajtaria RON w czasie Wielkiej Smuty

W ramach nieustających poszukiwań informacji dotyczących rajtarii walczącej w ramach armii RON tym razem słów kilka o jej udziale w walkach Wielkiej Smuty. Niewiele tego, ale jak zwykle lepsze to niż nic. Ilustracja z bogatej kolekcji Daniela Staberga (adres internetowy jego albumu możecie znaleźć na liście stron).
Wśród wojsk towarzyszących królowi Zygmuntowi III, ruszających w 1609 roku na Smoleńsk, nie znajdujemy wiele rajtarii. Jedną jednostką dowodził kawaler Nowodworski, jego oddział to konnych rajtarów 130. Wydaje się jednak, że oddział ten był de facto większy, przed królem popisało się bowiem 150 rajtarów. Bardzo ciekawa jest informacja o składzie narodowym tej chorągwi, która złożona była z Prusaków, Inflantczyków, Pomorczyków. Żołnierze kawalera są opisani jako wyposażeni w parę rusznic – rzadki to przykład wzmianki o uzbrojeniu rajtarów, jak sądzę chodzi tu jednak o parę pistoletów, a nie broń długą. Co do udziału tej chorągwi w walkach, nie udało mi się znaleźć żadnych szczegółów. Biorąc jednak pod uwagę, że kawaler Nowodworski brał udział w szturmach Smoleńska, być może towarzyszyli mu tam spieszeni rajtarzy?
Pod koniec października pod Smoleńskiem pojawiła się dwie chorągwie rajtarii – pierwsza składała się z Walonów a dowodził nią von Rosen (Rozen). Liczyła ona prawdopodobnie 100 koni. Druga to 60 Inflantczyków, pod komendą Medona (Otto Medema?).
Kolejny ślad udziału rajtarii w działaniach wojennych znalazłem dopiero w 1611 roku. Z królewskiego wojska spod Smoleńska wydzielono z początkiem października zgrupowanie kawalerii, które miało wesprzeć litewskie oddziały hetmana Chodkiewicza idące na odsiecz polskiego garnizonu Moskwy. W skład oddziału ‘smoleńskiego’ weszły dwie chorągwie rajtarskie. Było to 100 żołnierzy Rosena (jego porucznikiem był Gadon/Gaden) i nieznana liczna żołnierzy Seja (nowa rota?). Z kolei w skład inflanckiej dywizji Chodkiewicza widzimy nazwiska oficerów, które mogłyby wskazywać na to, że dowodzone przez nich oddziały były właśnie rajtarią. Chodzi tu o Platemberga (jego oddział miał 71 koni) i Mikołaja Korffa (61 koni) – pierwszy z nich dowodził rajtarią w czasie poprzednich walk w Inflantach, także kilka lat później zobaczymy go pod komendą Chodkiewicza na czele rajtarów. Z kolei członkowie rodziny Korffów bardzo często dowodzili oddziałami takiej jazdy w ramach armii litewskiej. Oddziały te wzięły udział w nieudanej próbie przebicia się do garnizonu moskiewskiego. Jak się jednak wydaje Chodkiewicz wysoce cenił sobie udział rajtarii w podległych mu wojskach, pisząc w tymże 1612 roku, w obliczu odsieczy Moskwy, że rajtarii kilka chorągwi trzeba mieć Królowi JMci, bo ci najpotrzebniejsi będą. Wynikało to zapewne z faktu, ze spieszona rajtaria, dobrze wyposażona w broń palną, mogła być dobrym uzupełnieniem dla piechoty, walcząc w trudnych warunkach miejskich.
Bardzo duży był udział rajtarii w wyprawie moskiewskiej królewicza Wladysława w okresie 1617-1618. Początkowo w skład jego oddziałów wchodziły tylko dwie roty – Teodora Denhoffa i Otto Medema – każda z nich po 200 koni. Kiedy jednak 4 października 1617 roku nadciągnął ze swoimi oddziałami hetman Chodkiewicz, maszerowało z nim aż 8 chorągwi rajtarskich. Dowodzili nimi Aderkas, Gaden (porucznik Rosena z 1611 roku), Klebek, Platemberg (wspomniany powyżej), Potemkin, Sobieszczański i Sokołowski. Roty te liczyły po 100 koni każda.  Łącznie 10 chorągwi miało liczyć 1200 koni, jednak trudy kampanii mocno przerzedziły ich szeregi. 16 sierpnia 1618 roku hetman Chodkiewicz pisał, że ma pod komendą tylko 800 rajtarów. 6 spośród owych chorągwi miało brać udział w ataku na Bramę Twerską w nocy z 10 na 11 października 1618 roku. Były to roty Aderkasa, Klebeka, Henryka von Rosen (objął dowodzenie innej roty?), Platemberga, Potemkina i Sokołowskiego. Z kolei chorągwie Gadena i Sobieszczańskiego wspierać miały atak na Bramę Arbacką.  
Jak zwykle bardzo chętnie zapoznam się z wszystkimi komentarzami, może Czytelnicy wskażą też jakieś informacje które pominąłem.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Każąc się głaskać po tyłkach i głowach

Nasz dobry znajomy Silahdar Mehmed aga z Fyndykły, jak zwykle w przekładzie Zygmunta Abrahamowicza , opowie nam o nieco dziwnych zwyczajach niektórych spośród swoich rodaków. Rzecz dzieje się w marcu 1683 roku, gdy armia turecka zbierała się na wyprawę węgierską. Polecam zwłaszcza ostatni akapit, którego fragment posłużył na nietypowy tytuł notki…
We wtorek dnia siedemnastego padyszach darował łaskawie wielkiemu wezyrowi starym zwyczajem konia z rzędem i drugiego nie osiodłanego, innej zaś starszyźnie po jednym bojowym koniu nie osiodłanym, posyłając im je przez agę-koniuszego wielkiego.
Tego dnia padyszach jegomość, który z kiosku Ałaj oglądał obóz wojsk monarszych, dostrzegł wielką liczbę wozów z budami z czerwonego sukna. Raczył on tedy wydać monarszy ferman, aby dla wyjaśnienia tego zadziwiającego zjawiska sprawdzono w księgach ceremonii, kto dawniej posiadał prawo sprawienia sobie takiego wozu.
Kiedy zajrzano do księgi, znaleziono tam pod odpowiednią datą zapiskę o tym, że w roku sześćdziesiątym dziewiątym[chodzi o okres 1658-1659]— podczas wyjazdu monarchy do Brusy — tudzież w roku osiemdziesiątym trzecim [a tu z kolei 1672-1673]— podczas jego wyprawy kamienieckiej — istotnie wydane były polecenia, aby oprócz wielkiego wezyra, szejchulislama tudzież innych wezyrów i efendich-dygnitarzy, jako też prócz defterdara, janczaragi, niszandżego i reisulkuttaba nikt ze znajdujących się w obozie wojsk, niezależnie od tego, czy posiada rangę bejlerbeja, czy nie, nie sprawiał sobie bud takich z czerwonego sukna, jakie zwykli sprawiać wyżej wspomniani. Sporządzono tedy dokładną i wierzytelną kopię owego fragmentu, a gdy wielki wezyr zdał z tej rzeczy sprawę przed strzemieniem monarszym, monarcha wydał surowe rozporządzenie, aby takich bud z czerwonego sukna na dwóch słupkach nie robił sobie nikt poza wyżej wymienionymi, żeby to był nie wiadomo kto, kto by zaś takową posiadał, by zmienił jej pokrycie na białe lub niebieskie, a ponadto by z powozów korzystano jedynie w wypadku choroby.
Kyzyłbasz Ishak efendi , który ociągał się z tym i w tej materii stanął przed obliczem monarchy, otrzymał jednak ustne pozwolenie monarsze na posiadanie czerwonej budy.
Buda turkmeńska , określana mianem „domu koczowniczego", zakazem tym nie była objęta, toteż tego rodzaju budy poczęli sobie sprawiać powszechnie dla przyjemności i wygody ludzie rozmiłowani w zbytku, a mianowicie napływający po drodze zadufani w sobie czelebiczykowie, pyszniący się swoją edukacją skrybów-efendiczyków. Nie potrafiąc z powodu swojej zniewieściałości znieść jazdy wierzchem od postoju do postoju, włazili oni po nocach przeważnie na swoje wózki, a wziąwszy sobie do środka którego ze swoich pieszczochów i ułożywszy się na boku, jechali tak sobie każąc się głaskać po tyłkach i głowach oraz puszczając kłęby dymu z cenionych po ałtynie, zaprawionych aloesem i ambrą cybuchów roboty Kejwanogłego...