wtorek, 31 maja 2011

Generał, zegarmistrze, karły i czterech panów z lektyką

Natknąłem się, przyznaję że raczej przypadkiem (bo też szukałem czegoś związanego z kwestiami militarnymi), na spis służby dworskiej króla Jana Kazimierza.  Pozwolę sobie więc podać nieco informacji z tegoż spisu, bo też niesamowicie to ciekawe, a momentami wręcz zabawne.
Wśród grupy rzemieślników dworskich znajdujemy min. :
- dwóch ślusarzy
- dwóch zegarmistrzów
- dwóch kominników (specjalista od kominków?)
- dwóch ogrodników
- dwóch ruśniczych (zapewne chodzi o rusznikarzy)
- jednego krawca
- jednego perukarza
Ekipie kuchennej przewodził podkuchmistrz, a wśród jego współpracowników widzimy:
- pisarza kuchennego
- śpiżarnego (to musiała być niezła robota)
- trzech mistrzów kuchennych
- dwóch pasztetników
Bardzo liczna była służba stajenna, licząca ponad 100 osób. Tu znajdujemy np.:
- podkoniuszego, który zarządzał stajniami
- pisarza stajennego, w którego gestii leżała cała buchalteria tego ‘działu’ dworskiego
- kawalkatora (ujeżdżał i trenował konie)
- ponad trzydziestu masztalerzy
- dwóch woźniców –seniorów (głównego i karecianego)
- około sześćdziesięciu innych woźniców
Znajdujemy także służbę, która spełniała bardzo specyficzne zadania na dworze:
- cztery praczki
- trzech karłów (to oczywiście sekcja rozrywkowa)
- czterech segetarów (panowie ci zapewne nosili lektykę monarchy)
A no koniec mój zdecydowany faworyt:
- generał sadów króla JMci (to musiała być ciekawa praca)
Pensje dla dworu i służby królewskiej - razem ponad 300 osób, osobno opłacano oddziały gwardii nadwornej i kapelę królewską - to  sumy (dla okresu 1651-1653) pomiędzy 24 a 28 000 złotych za kwartał. Największe pensje wypłacano trzem lekarzom (odpowiednio – 2000, 625 i 625 złotych) i trzem sekretarzom królewskim (włoski zarabiał 600, niemiecki 375 a francuski 500 złotych). Niestety ‘generał sadów’ dostawał jedną z najniższych pensji – nieco ponad 12 złotych. Dla porównania praczki, zależnie od stanowiska i doświadczenia zapewne, zarabiały od 30 do 200 złotych. Pamiętajmy też, jak w 1651 roku wyglądał kwartalny żołd żołnierski, da nam to jakąś skalę porównawczą: husarz zarabiał 41 złotych, kozak 31 złotych, a piechurzy i dragoni 36 złotych.  

niedziela, 29 maja 2011

Barwa gwardii JKM - cz. VII

Cofamy się do XVI wieku tym razem by przyjrzeć się rotom nadwornym króla Stefana Batorego, dokładnie rzecz biorąc hajdukom. Kiedy w kwietniu 1576 roku Batory wkraczał do Krakowa towarzyszyła mu gwardja piesza przyboczna królewska złożona z hajduków Węgrów i Polaków, uzbrojonych w długie arkabuzy, proste miecze i halabardy, z ubioru, wieku, i postawu chłop w chłopa jak ulani, barwę mieli fioletową i stanowili zastęp na który najbardziej zwykł był Król polegać. Dalej szło 500 czerwono odzianych i podobnież uzbrojonych.

Rajtarzy spod Smoleńska na Wargaming Zone

Znów zawitałem w gościnne progi Wargaming Zone. Artykuł o rajtarii RON w okresie wojny smoleńskiej 1632-1634, będący rozszerzeniem wpisu z blogu, do przeczytania pod poniższym adresem:
http://www.wargaming.pl/index.php?mode=view_article&article=289

Srogi hetman i panie wesołe

Pisałem kiedyś o artykułach wojskowych Stefana Batorego z czasów wyprawy pskowskiej:
AWu zapytał wtedy w komentarzu, jak wyglądała egzekucja owych przepisów. Udało mi się znaleźć przykład, jak to hetman Jan Zamoyski wprowadzał je w życie.
P. Hetman [Zamoyski] srogość pokazuje. Jednę panią wesołą dał ściąć, co porzuciwszy własnego męża do towarzysza jednego z roty P. Bonarowej [Seweryn Boner miał rotę husarii] przyłączyła się, drugą z obozu wychłostawszy nos i uszy oberznąć jej kazał.

sobota, 28 maja 2011

Widząc wojsko wojennymi zfatygowane pracami

W jednym z wpisów kwietniowych cytowałem uczestników wyprawy 1663/1664, opisujących krwawe szturmy na miejscowości bronione przez siły moskiewskie. Dziś powracam do tej mało znanej kampanii;  dowodzący siłami koronnymi Stefan Czarniecki w liście z marca 1664 roku napisze o trudach prowadzenia kampanii. Adresatem listu był wojewoda krakowski Stanisław ‘Rewera’ Potocki, ówczesny hetman wielki koronny.
Tak tedy przebywszy z kawaleryą, armatą i infanteryą dnieprową przeprawę; dalej postępuję z wojskiem, podwodami, z oddawaniem onychże prowadząc armatę, bo jako jeszcze w obecności WMci MPana niedostatek między wojskiem wszystkiem i niepodobieństwo zasiągania obroków i innych żywności poczęła się była szerzyć, i tembardziej rość, idąc przez województwo Czerniechowskie, od mojej przed kilką lat bytności z wojskim zrujnowane; tak więcej trzech set koni armatnych padło na szlaku, że aż końmi których po kilkunastu każda chorągiew husarska suppeditowała szeregowych, do brzegu jest przywieziona; za co WMPan wszystkim tym chorągwiom husarskim wszelki winieneś respekt; JMć Pana Linthausa do prowadzenia armaty z dragońskim WMci MPana regimentem ordynowałem, który jako rzeźwy i ochotny, przy modestyi swojej żołnierskiej, z powagi WMci Pana tak zasięganiu jako i oddawaniu podwód tych będzie uważny. Widząc wojsko wojennymi zfatygowane pracami i nużnym bardzo folgując koniom, przyszło tu na Polesiu na czas jaki do dalszej od WMPana wiadomości pozwolić mu spoczynku. 

piątek, 27 maja 2011

Miastu temu wszelaką naszą wdzięczność...

Raz jeszcze powracamy do kwestii Torunia i uwolnień podatkowych po wojnie ze Szwecją. Anonimowy Czytelnik zapytał mnie bowiem, czy uwolnienie miało charakter stały:
Oczywiście nie miało, jednak w kolejnych konstytucjach sejmowych znów czytamy o Toruniu, więc warto owe zapisy teraz przytoczyć.
Pod datą 27 listopada 1629 roku czytamy przede wszystkim o ulgach dla Gdańska, miasto Kopernika skwitowane jest tylko lakonicznym Miastu też Toruniowi, za doświadczoną wiarę ich przeciwko Nam y Rzeczpospolitey wdzięczność pokazać chcemy. Czyżby tylko monarsze ‘dziękuję’? 
Z kolei konstytucja sejmu z 12 marca 1631 roku przynosi nam nieco wyjaśnienia:
Merita miasta naszego Torunia, iż na tym Seymie obiecaney przeszłemi konstytucyami nagrody, dla trudności spraw Rzpltey odnieść nie mogły: do Seymu przyszłego takową ich remuneracyą, iaka na on czas Nam, y Stanom Koronnym, videbitur naysłusznieyszą odkładamy.
Czyli piękne dziękuję, ale nagrody żadnej, panowie przyjdą kiedy indziej  i  się przypomną.
Cała sprawa została pięknie zamieciona pod dywan, zmienił się monarcha więc nie było kiedy się tym zająć, a tu w roku 1635 mamy:
Inhaerendo przeszłym konstytucyom, około nagrody szkód, pod expedycyą Pruską, przez miasto nasze Toruń podiętych, uczynionym: miastu temu wszelaką naszą wdzięczność, spokoynieyszych czasów Rzpltey obiecuiemy.
Jak widać Władysław IV brał przykład z tatusia i ładnie obiecywał…


czwartek, 26 maja 2011

Strona i forum OiM znów działają

Miło mi poinformować, że zarówno strona:
http://www.ogniemimieczem.wargamer.pl/
jak i forum gry Ogniem i Mieczem:
http://www.ogniemimieczem.wargamer.pl/forum/index.php
znów działają. Zapraszamy tam do dyskusji nie tylko na temat gry ale i kwestie historyczne z nią związane. Mnie tam zawsze można spotkać, jestem bardziej niż chętny w kwestiach doradzania 'klimatycznego' składania armii (nazewnictwo jednostek, skład pułków, etc). 

środa, 25 maja 2011

Y dalszą gratitudinem temu miastu pokazać obiecuiemy

Udało się dociągnąć do jubileuszowego postu numer 400,  wypada więc coś specjalnego wrzucić. Będzie smaczek lokalny, z miasta które zawsze będzie drogie mojemu sercu.
W 1629 roku, po bitwie pod Górznem, Szwedzi z wycieczką turystyczną podeszli pod Toruń. Pozwiedzali okolicę, postrzelali z dział i muszkietów, pierników pewnie przy tym nie posmakowali . Sejm w tymże roku postanowił podziękować mieszkańcom miast za tak waleczny opór stawiany Szwedom. Już 20 lutego, na sejmie walnym koronnym warszawskim uhonorowano miasto następującym zapisem, który na pewno ucieszył mieszczan:
Za nastąpieniem pod ten czas potężnym na miasto Toruń nieprzyiaciela, którego (tak iakośmy sobie zawsze bez wszelkiey wątpliwości obiecowali) fides et integritas w takim tazie Nam y Rzpltey obiaśniona iest: przeto chcąc ono do dalszego wstrętu nieprzyiaciela in praesidio posilić, za zgodą wszech Stanów oboyga narodów, durante hoc bello, od akcyzy poborów, y inszych wszystkich podatków, uchwałą Seymu tego ono uwalniamy, y dalszą gratitudinem temu miastu pokazać obiecuiemy. 

1600 pieszych niemieckich knechtów

Kolejne uzupełnienie do dwóch poprzednich wpisów:
 tym razem rozszerzam temat piechoty cudzoziemskiej za panowania Stefana Batorego. Wspomniałem o tym w pierwszym poście tego tematu, ale teraz dysponuję wreszcie dokładniejszymi danymi na temat regimentów/pułków pieszych w tym okresie.
W wyprawie połockiej piechota niemiecka tworzyła regiment dowodzony przez pułkownika Krzysztofa Rozdrażewskiego, starosty łęczyckiego. W skład tej jednostki wchodziło pięć rot o różnej liczebności, podaje stany według popisu z sierpnia 1579 roku:
- rota Zachariasza Kielera – 486 żołnierzy
- rota Marcina Weihera - 541 żołnierzy
- rota Hansa von Taubenheima (Taube) – 392 żołnierzy
- rota Hansa Rappischa – 423 żołnierzy
- rota Hansa ‘Jungenicza’ – 394 żołnierzy
Dodatkowo w skład piechoty weszła także, licząca 500 żołnierzy, rota niemiecka elektora brandenburskiego Jerzego Fryderyka.
W kampanii wielko łuckiej nie mamy żadnego regimentu piechoty niemieckiej, są za to dwa bardzo interesujące pułki piechoty węgierskiej (w końcu też cudzoziemcy…). Pułk piechoty nadwornej króla, dowodzony przez kapitana Stefana Karoly’ego, składał się z aż 20 rot. Najmniejsza z nich miała 83, największa 106 hajduków, łącznie nadworni Węgrzy to 1975 żołnierzy. Drugi pułk, złożony z piechurów zaciągniętych na wyprawę w Siedmiogrodzie, dowodzony  był przez Jana Gala, a składał się z 9 rot. Największa miała 310, najmniejsza zaś 50 żołnierzy. Łącznie pułk ten miał na stanie 1021 żołnierzy.
Z kolei w przypadku kampanii pskowskiej dysponujemy nie tylko opisem struktury ale i wyglądu piechoty niemieckiej. Regiment dowodzony przez Jerzego Farensbacha składał się z 1601 żołnierzy, podzielony był na pięć rot:
- Jerzego Farensbacha – 370 żołnierzy
- Hansa Moscha – 351 żołnierzy
- Broxdorfa – 272 żołnierzy
- Lemka – 331 żołnierzy
- Kettlera – 277 żołnierzy
A oto jak naoczny świadek opisał wygląd regimentu, komentarze Jana Piotrowskiego są kapitalne!
1600 pieszych niemieckich knechtów barzo dobrych i porządnych. Ci przedniejsi strojni we złocie, w jedwabiu, rusznice, [h]alabardy, rodele [?],  od złota wszytko. Szlachty między nimi, co doma majętności i intraty niemałe maja, jest około 300, na chwałę tylko Króla JMci przyszli, nie mało ich tam na placu rękę królewską do konia przychodzili całować, jedno siła ich barzo chorych. Terazci jako taki, ale skoro zimna, pluty nadejdą, Bóg wie, co i z nimi i z nami dziać się będzie.
Zapewne poświęcę jeszcze kiedyś osobną notkę losom żołnierzy tego regimentu, niezbyt dobrze musieli oni wspominać kampanię pskowską…

Piłeś - nie podsłuchuj

Zacytowałem kiedyś fragment listu hrabiego d’Avuax, który opisywał starcie do jakiego doszło w czasie negocjacji polsko-szwedzkich w 1635 roku:
Właśnie znalazłem tego wydarzenia u Albrychta Stanisława Radziwiłła, co też tytułem uzupełnienia zamieszczam. Zgrabnie wyjaśni nam to, jak doszło do niecodziennej potyczki.
Trafiło się dnia jednego, iż jeden Szwed, w kotły bił dla rekracyi swojej. Komissarz polski Sobieski ten głos słysząc w swoim namiocie rzekł do swoich: ‘Dobrzeby było, gdyby i nasi uderzyli albo bili [w bębny oczywiście]’. Żołnierz podpity nie dobrze zrozumiawszy mowę Sobieskiego, przybiega do pułku, powiada iż kommissarze kazali uderzyć na Szwedów, na których niespodzianych rzuciwszy się, sześciu Szwedów zabili, wielu zaś ranili, i ledwo się ten tumult uspokoił. 

wtorek, 24 maja 2011

Kapitani W. K. M. cudzoziemskiej piechoty proszą

[kolejny fragment z tekstu który przygotowuję na temat piechoty cudzoziemskiej i dragonii w armii koronnej 1626-1629]
Plan kampanii 1627 roku zakładał wystawienie trzech silnych (3000 żołnierzy każdy) regimentów piechoty cudzoziemskiej. Dowódcami tych jednostek mieli być Gerhard Denhoff, Magnus Ernest Denhoff i Gustav Sparre. Zaciągi w Saksonii i innych krajach niemieckojęzycznych przyniosły jednak o wiele słabsze wyniki niż zakładano, udało się bowiem pozyskać ok. 1800 żołnierzy. Sięgnięto więc po już istniejący zasób doświadczonego żołnierza. Wszystkie istniejące w tym czasie samodzielne oddziały piechoty  cudzoziemskiej – zwane w źródłach regimentami, freikompaniami lub rotami – miały  zostać wcielone do nowych regimentów. Wywołało to jednak zrozumiały niepokój oficerów cudzoziemskich dowodzących tymi oddziałami. W ramach petycji od wojska koronnego do króla Zygmunta III, przedstawionej 4 maja 1627 roku przez kapitana (acz piechoty polskiej a nie cudzoziemskiej) Samuela Nadolskiego znajdujemy niezwykle interesujący ustęp wyrażający obawy kadry oficerskiej:
Ostatnia rzecz jest, o co kapitani W. K. M. cudzoziemskiej piechoty  proszą, aby W. K. Mość P. N. miłościwy i na owych zasługi miłościwy wzgląd mieć raczył, mianowicie którzy są poddanem wiernemi i sługami W. K. Mści, i którzy wolne kompanie mają z miłościwej łaski W. K. Mści, aby nie tylko niedegradowani byli, ale owszem gradus [rangi] swoje mieli w miłościwej łasce W. K. Mści, a pod regimenty inszych oberszterów nieprzychodzili.
Jak sytuacja została rozwiązana w praktyce? Gros jednostek, zapewne ku niezadowoleniu ich dowódców, wcielono jednak do regimentów. Oficerowie zachowali jednak swoje rangi w ramach nowych oddziałów. Prawdopodobnie tylko  dwóm spośród dowódców freikompanii udało się zachować odrębność swych oddziałów. Wilhelm Appelman utrzymał swoją rotę pieszą (chociaż jeden z popisów wykazuje ją w ramach regimentu Sparre), co mogło być związane ze stanowiskiem tego oficera w ramach floty królewskiej. Z kolei kawaler maltański Mikołaj Judycki z nieskrywanym oburzeniem odmówił wcielenia swoje roty dragońskiej do regiment pułkownika Sparre. Motywował to przede wszystkim kwestią narodowościową, jako obywatel kraju tego pod regimentem u Szweda być nie chcę. Zapewne ważną kwestią był też fakt, ze Judycki poniósł spore koszta wystawiając dragonię (i rotę pieszą) już od 1626 roku. Co prawda jego oddział piechoty cudzoziemskiej zniknął z armii pod koniec 1626 roku (być może połączony z rotą dragońską?), jednak oddział dragonii zachował swoją samodzielność przez okres całej wojny. 

Malarze znani i nieznani - cz. XXII

[podziękowanie dla Janusza Czajewskiego za materiał i sugestię do tego wpisu]
Kolejny artysta który zajął się przedstawieniem zwycięstwa RON w wojnie smoleńskiej 1632-1634 to Holender Salomon Savery (1594-1666). W oparciu o rysunki pochodzącego z Gdańska Adolfa Boya wykonał on w 1636 roku miedzioryt ukazujący nasze zwycięstwo pod Smoleńskiem.
Fragment powyżej to król Władysław IV przyjmujący kapitulację wojsk moskiewskich. Król w pełnej zbroi kirasjerskiej, przepasany szarfą. Za nim widzimy pieszych drabantów (z halabardami) i dosyć specyficzne (bo na modłę zachodnią) ukazany oddział husarii. W sumie husaria ta kojarzy się nieco z rajtarami (uzbrojonymi w kopie) u Hondiusa.
Poniżej starcie – oj dzieje się tam, dzieje. Widzimy tam regimenty piechoty, złożone z samych muszkieterów. Do boju szarżują oddziały husarii, które możemy rozpoznać po kopiach. Są i rajtarzy (oddział po lewej stronie) którzy w walce używają broni palnej.

poniedziałek, 23 maja 2011

Święty pod Kircholmem

Nareszcie wiem, dlaczego wojskom hetmana Chodkiewicza udało się z tak dużą łatwością zwyciężyć pod Kircholmem. Litewski hetman miał bowiem wstawiennictwo na samej górze, które zapewniło mu tryumf. Tak oto napisał o tym Szymon Starowolski:
Tak Karol Chodkiewicz pod Kircholmem do Stanisława ś. nabożnym będąc, gdy w dzień przeniesienia jego bitwę z Szwedy zwiódł, na powietrzu go z mieczem krwawym ujrzał posiłkującego wojsko polskie, i zwycięstwo chwalebne otrzymał, i wielkie upominki do kościoła wileńskiego oddał, kędy wróciwszy się z wojny, dzięki Panu Bogu czynił.
Z takim wsparciem po stronie Litwinów faktycznie Szwedzi nie mieli żadnych szans. Swoją drogą święty Stanisław (ze Szczepanowa) to bardzo wojowniczy patron. Nie dość że jego motto to Victor sub gladio (zwycięzca pod mieczem) to jeszcze wspierał naszych rycerzy pod Grunwaldem – przynajmniej jeżeli zawierzymy Janowi Długoszowi. Dobrze mieć takiego świętego po swojej stronie…

niedziela, 22 maja 2011

Dział trzydzieści i strzelców prawie dobrych pięćset

Stare porzekadło mówi wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Tą właśnie maksymą kierował się  w 1569 roku car moskiewski Iwan IV Groźny, szukając sojusznika przeciw potędze sułtana tureckiego. Wysłał więc poselstwo do Persji, słusznie uważając, że państwo Safawidów, sąsiadujące z Imperium Osmańskim i toczące z nim wojny będzie właściwym wyborem. Car w ramach podarunku, mającego przychylnie nastawić do niego szacha Tahmaspa (Tahmasba) I, przesłał bardzo ciekawą przesyłkę. Cytowany ostatnio na blogu Jędrzej Tarnowski tak oto o niej napisał:
Przytem mu zaraz upominek posłał jakich tam w Persyi niemasz: naprzód dział trzydzieści, z których największe było Feldszlang, drugie im dalej tym mniejsze, aż do Falkonetów. Posłał mu też cztery tysiące rusznic i strzelców prawie dobrych 500, którzyby zaś jego poddanego mogli uczyć i ćwiczyć strzelać. I ta do niego rozkazał, iż będą li mu się te działa i strzelcy podobać, tedy mu chce wszelkiej strzelby dodawać za pieniądze jego, które on sam z Niemiec dostawać będzie.
Prezent przypadł szachowi do gustu -  z którego poselstwa i upominków iż król perski był bardzo kontent. Swoją drogą ciekawe jakie były losy owych moskiewskich strzelców wysłanych jako instruktorzy do Persji? Relacja polskiego dyplomaty o tym milczy, a wątek zdaje się interesujący…

Znak roty naszej wzięto - [wstępne badania źródeł]

Garść informacji na temat polskich sztandarów zdobytych przez Szwedów w czasie wojny 1626-1629. Kiedyś popełniłem artykuł o naszych zdobyczach na Szwedach w okresie 1600-1629, pora na spojrzenie z drugiej strony. To póki co zaledwie efekt wstępnych badań, na pewno uda się dotrzeć do większej liczby źródeł, które przyniosą nowe detale.
W bitwie pod Gniewem w 1626 roku stracono (w całości lub częściowo) 2 albo 3 sztandary.
Stanisław Żurkowski podaje nam informację, że chorągiew husarska Pawła Niewiaromskiego została zdobyta przez Szwedów po tym jak zginął chorąży, żołnierze Gustawa II Adolfa mieli także zdobyć część sztandaru z husarskiej chorągwi Mikołaja Wejhera.
Z kolei według anonimowego autora Diariusza Woyny Pruskiey w  Roku   1626 przeciw Gustawowi Xiazeciu Sudermanskie, utracono sztandary husarskich chorągwi Mikołaja Wejhera i Jana Działyńskiego, a także część sztandaru husarskiej chorągwi Pawła Niewiaromskiego.
Israel Hoppe w swojej kronice, opartej w dużej części na informacje uzyskane od Szwedów, wspomina o zdobyciu trzech sztandarów należących do husarii.
Pod Dzierzgoniem (Kiszporkiem) w 1627 roku Szwedzi mieli zdobyć trzy sztandary należące do chorągwi kozackich. Dzięki zeznaniom porucznika Strusia, wziętego do niewoli w czasie tego starcia [many thanks to Daniel Staberg for providing me with this previously unknown  source!] możemy zidentyfikować jednostki które utraciły swoje sztandary. Były to chorągwie rotmistrzów Annibala (żółto-czerwony sztandar), Łysakowskiego (biały sztandar z czarnym wieńcem) i Bokiego (czarno-czerwony sztandar z głową Turka!). Według Hoppego Szwedzi zdobyli tylko dwa sztandary – jeden należący do kawalerii i jeden z oddziału hajduków. Samo starcie w Dzierzgoniu wymaga nowego opracowania, gdyż dotychczas istniejące, autorstwa Jerzego Teodorczyka (a za nim powtórzone przez Pawła Skworodę, bez żadnych dodatkowych badań) nie wykorzystuje wszystkich istniejących źródeł. Ale może o tym przy innej okazji, dołączy to do długiej kolejki…
Mało znana potyczka pod Długim Polem/Langfelde, o której pisałem zresztą na blogu:
przyniosła kilka utraconych sztandarów. Strona polska przyznała się do utraty trzech, z kozackich chorągwi Samuela Łaszcza, Kruszyńskiego i Kuliczkowskiego. Według Szwedów ich łupem padły cztery chorągwie.
Piechota cudzoziemska kapitulująca pod Kiezmarkiem to kolejne utracone sztandary. Na dzień dzisiejszy nie wiem jednak, ile proporców wpadło w ręce Szwedów – zapewne mówimy to o liczbie pomiędzy 2 a 4. Jeden z zachowanych sztandarów wciąż do obejrzenia w szwedzkich zbiorach:
W bitwie pod Tczewem w 1627 roku znów zanotowano straty wśród sztandarów husarii. Według Diariusza albo summy… chorągwie husarskie królewicza Władysława i Jana Potockiego miały utracić swoje sztandary. Kanclerz Oxenstierna wspomniał o zdobyciu dwóch sztandarów husarii i jednej kozackiej.
Rok 1628 przynosi, przynajmniej na tym etapie badań, tylko jedną wzmiankę. Według źródeł szwedzkich w starciu podjazdów pod Rypinem udało im się zdobyć piękny sztandar należący do polskiej kawalerii, zapewne chorągwi kozackiej. Nie ma to jednak potwierdzenia w polskich źródłach:
Porażka wojsk koronnych pod Górznem to utrata przynajmniej jednego sztandaru. Należał on do husarskiej chorągwi hetmana Stanisława Koniecpolskiego, został jednak odbity w bitwie pod Trzcianem. Bardzo prawdopodobne jest jednak, że stracono także pewną ilość sztandarów należących do oddziałów piechoty, wymaga to jednak zbadania większej ilości źródeł.



sobota, 21 maja 2011

Gobey, Yuffeki, Topey i koledzy

Bardzo interesujący opis Dworu cesarza tureckiego I rezydencyi jego w Konstantynopolu pióra Szymona Starowolskiego przynosi nam wiele szczegółów dotyczących otoczenia w którym przyszło żyć sułtanowi. Blog jest jednak przede wszystkim skupiony na kwestiach militarnych więc tym się zajmiemy, cytując fragment z rozdziały zatytułowanego O cekauzie i armacie tureckiej.
Osobno jest czternaście tysięcy rzemieślników, którzy ręczne bronie robią do szaraju ustawicznie, i powinni je chędożyć [w znaczeniu ‘porządkować’, proszę nie mieć żadnych dziwnych skojarzeń...] w sklepach co tydzień, aby nic pordzewiałego nie nalazło się, kiedy tam cesarz zajrzy. A tych rzemieślników zowią Gobey, którzy i na wojnę iść z cesarzem powinni za hajduki albo knechty.
Drudzy zasię są Yuffeki, to jest strzelcy z ruśnicami, albo arkebuzerowie którzy i na wojnę iść powinni, i strzelbę ustawnie robić są powinni, bo na to pieniądze biorą, a jest siedm tysięcy wszytkich.
Po nich są Topey, abo puszkarze, ośm tysięcy ich w liczbie, z których większa połowa mistrzów, co działa odlewają, organki, hakownice robią, na tamtej stronie kędy Galata, w jednym dworze wielkim murowanym, nazywanym Tofana, gdzie na podwórzu obaczy dział rzecz niezliczoną, a najwięcej chrześcijańskich, po rożnych królestwach nabranych, jako znać z ich herbów i napisów.
 Janczarowie też, których ustawnie jest trzydzieści i sześć tysięcy, we dwu dworach, jakośmy wyżej napisali, uczą się broni rozmaitych robić aby i nie próżnowali, i nie kupowali sobie rynsztunków potrzebnych w kramiech, ale je sobie sami gotowali czasu pokoju ustawnie. 

czwartek, 19 maja 2011

Półtorasta koni rajtarów porządnych - errata do uzupełnienia

Co prawda całość tekstu i tak będzie do przeróbki, gdyż informacji się nazbierało sporo i jakiś artykuł się z tego wszystkiego rodzi (w bólach), póki co muszę jednak poprawić błąd w interpretacji źródła który popełniłem w poniższym tekście, będącym zresztą uzupełnieniem poprzedniego:
Napisałem tam mianowicie o 200-konnym kornecie Książęcia Pruskiego. Jest to jednak mój błąd – bije się w piersi. Chodzi bowiem o oddział Aleksandra księcia Pruńskiego (więc widać jak łatwo było się pomylić), który już w 1627 roku miał być zaciągnięty na służbę w armii koronnej. Nie wiem jeszcze co prawda, kiedy naprawdę dotarł do armii, jednak bez wątpienia służył w 1629 roku, gdyż wymieniony jest w Rachunku Skarbu Koronnego. Co za tym idzie, brandenburska kompania Georga Ehrentreicha von Burgsdorff jest zupełnie inną jednostką rajtarii która (co prawda bardzo krótko, bo od lata 1629 roku) służyła w armii koronnej (acz nie była opłacana przez nasz skarb).
Za wprowadzenie w błąd przepraszam, na szczęście został wyprostowany…

Każdy jedzie jako chce...

W 1569 roku komornik królewski, Jędrzej Tarnowski, pełniący obowiązki polskiego ambasadora w Turcji, wyprawił się do Astrachania, gdzie miał okazję podziwiać armie turecką i tatarską w czasie jej kampanii przeciw Moskwie. Co prawda sprzymierzonym nie udało się zając Astrachania, jednak nasz poseł pozostawił po sobie niezwykle interesujące opisy walczących armii. Jako pierwsze zaprezentują się wojska Chanatu Krymskiego, dowodzone przez chana Dewleta I Gireja. Rzadko udaje się znaleźć tak dokładny opis ze strony naocznego świadka, zwłaszcza że będzie tam mowa o chorągwiach i oddziałach przybocznych chana.
Wszystek też dwór chana ma chorągiew czerwoną wielką sposobem tureckim, z sercem wielkiem, na którem jest napisano zakon Mahometów, bo z Turki jednako trzymają, którą chorągiew zawsze z wielką uczciwością chowają w carzowym namiecie. A tak skoro oną chorągiew wyniosą, zaraz sam carz idzie za nią wsiadać, w ciągnieniu jego dwa synowie zaraz za nim idą, a między nimi chorągiew, której też nie rozwijają aż do potrzeby.
Przed jego huffem noszą chorągwie cztery, jedną czerwoną z złotą kitajką, drugą z białej i czerwonej kitajki, trzecią z białej kitajki, a trzy końce zielone u niej, a na wierzchu ogon czarny koński, a to jest znak który przy czarzu noszą. Czwarta chorągiew wszystka czerwona kitajczana z jabłkiem, złotem pomalowana, a toć są własne jego chorągwie pod któremi sam stawa czasu potrzeby, albo gdy w ziemię nieprzyjacielską ciągnie. Przed samym carzem wodzą kilkanaście koni powodnych, w cudnych jarczakach. Za nim zaś idzie huff wielki ludzi, każdy mają po pięć i po sześć koni na powodzie, jednego u drugiego za ogon przywiązawszy. Za onym huffem działek polnych dziesięć ze wszystkiemi potrzebami do strzelby, przy których działkach chodzi strzelców kilkaset piecichorców z rusznicami. Za tymi strzelcami dopiero idą wozy o dwu kół, w których wielbłądy chodzą, inne zaś huffy idą z przodu, z tyłu i z boków, że wszystko pole zakryli, że ich przejrzeć nie może, wszakoż koni więcej w wojsku swem mają niż ludzi. A k’temu klacz wielkie stado z sobą pędzą dla mleka i żywności, tak iż rzadki między nimi, któryby nie miał kilkadziesiąt klacz, a drudzy po sto i po dwuset mają, przetoż się ich wojsko zda bardzo wielkie.
Sijpowie czarzowi, ma każdy z nich swój osobny znak i chorągwie w swoich huffach, przed każdym też ich huffem noszą chorągiew z końskim ogonem, u każdego inszej sierści. W ciągnieniu bardzo nierządnie idą, ani żadnej sprawy mają. Każdy jedzie jako chce, a ledwie jest połowica, coby łuki i pancerze mieli, a zbroje żadnej nie mają, tylko w siermięgach się włoczą; którzy broni nie mają, tedy kobylą kość u kija uwiążą, miasto kiścienia, i niczem innem tamtych ziem nie wojują, tylko prędkością swą, a k’temu że nędzę przywykli cierpieć, głodu ani pragnienia  się nie boją, tak iż trzy dni bez jedzenia i bez picia mogą być, także i konie ich, by się jedno trawy z rosą najedli.
Bez wątpienia powrócę jeszcze do relacji Tarnowskiego, bo też wiele ciekawych szczegółów można tam znaleźć.

wtorek, 17 maja 2011

Popis Towarzystwa spod Chorągwi...

Bardzo ciekawa informacja dotycząca struktury oddziałów rajtarskich w armiach RON dotyczy kampanii 1635 roku w Inflantach. W armii litewskiej widzimy tam silne zgrupowanie rajtarii. Poniżej lista chorągwi, najpierw podaję nazwisko rotmistrza chorągwi, potem liczbę koni etatu 
1. Jerzy Holczur – 120 
2. Mikołaj Korff – 120 
3. Andrzej Kotlicz – 120 
4. Plettemberg – 120 
5. Janusz Radziwiłł – 120 
6. Krzysztof Radziwiłł – 120 
7. Frydrych Jan Rek -120 
8. Jerzy Tyzenhauz – 120 
9. Wittan – 120 
10. Fryderyk Wolff – 100 
razem - 10 chorągwi – 1180 koni 
Dla porównania, liczebność pozostałych formacji w armii litewskiej w tymże roku:
Husaria – 11 chorągwi – 1250 koni 
Jazda kozacka – 9 chorągwi – 1020 koni 
Piechota cudzoziemska - 13 rot – 2800 porcji 
Dragonia – 6 rot – 720 porcji 
Piechota polska – 3 chorągwie – 600 porcji 
Jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że do naszych czasów zachowały się rolle popisowe dwóch spośród tych oddziałów [wielkie podziękowanie dla Mariusza Balcerka, za udostępnienie materiałów!]. Jako że dokumenty tego typu należą do rzadkości, chciałbym nieco zatrzymać się nad strukturą owych chorągwi. Nieczęsto mamy bowiem okazję na tak dokładną analizę jednostki rajtarii z pierwszej połowy XVII wieku. Możemy je także porównać z rollami litewskich rajtarów służących w Inflantach dziewięć lat wcześniej, także przeciw Szwedom:
Chorągiew pułkownika JKM Mikołaja Korffa popisała się w obozie litewskim 16 sierpnia 1635 roku. Oddział podzielony był na trzy kapralstwa, te z kolei na poczty. I tak:
Pierwsze kapralstwo składało się z jednego pocztu 12-konnego (pułkownika), jednego pocztu 5-konnego (strażnika), jednego pocztu 4-konnego (porucznika), siedmiu pocztów 3-konnych i jednego pocztu 2-konnego. Było to więc 11 pocztów, łącznie liczących 44 koni.
Drugie kapralstwo to 4-konny poczet chorążego, sześć pocztów 3-konnych (w tym jeden kaprala) i dziewięć pocztów 2-konnych. Razem w 16 pocztach mamy tu 40 koni.
Trzecie kapralstwo to jeden poczet 3-konny i czternaście pocztów 2-konnych. W 15 pocztach znajdujemy tu 31 koni.
Do tego doliczyć musimy trębacza i dobosza, każdego z jednym koniem. Łącznie więc mamy tu 117 koni, brakuje nam więc 3-konnego pocztu, który prawdopodobnie nie został wpisany w skład jednego z kapralstw (trzeciego?) jako że łączna suma popisu to 120 koni. Co ciekawe, w toku starć ze Szwedami (doszło bowiem do walk na małą skalę) chorągiew poniosła pewne straty. Z pierwszego kapralstwa zostało rannych dwóch towarzyszy, drugie kapralstwo miało dwóch zabitych i jednego rannego towarzysza, trzecie jednego zabitego. Używam określenia ‘towarzysz’, gdyż poczty figurują pod ich nazwiskami, takie też określenie pada w tytule popisu jednak wciąż nie jestem pewien, jak dokładnie wyglądała kwestia zaciągu i organizacji naszej rajtarii.  Sprawa ta wymaga bowiem o wiele dokładniejszych badań, niż te na które mogę sobie pozwolić.
Druga zachowana rolla to popis chorągwi rotmistrza Frydrycha Jana Reka, z dnia 24 lipca. Znów mamy tu podział na trzy kapralstwa, te z kolei podzielone są na poczty.
Pierwsze kapralstwo to 12-konny poczet rotmistrza, 5-konny poczet porucznika, cztery poczty 3-konne, sześć pocztów 2-konnych i dwa poczty 1-konne. W 14 pocztach mamy tu więc 43 konie.
Drugie kapralstwo to 4-konny poczet chorążego, siedem pocztów 3-konnych (w tym jeden kaprala), sześć pocztów 2-konnych i dwa poczty 1-konne. Kapralstwo ma więc 16 pocztów, które łącznie liczą 39 koni.
W trzecim kapralstwie mamy jeden poczet 4-konny, pięć pocztów 3-konnych (w tym kaprala), siedem pocztów 2-konnych i dwa poczty 1-konne. Daje nam to więc 35 koni w 14 pocztach.
Łącznie chorągiew ma 44 poczty z 117 końmi, co jednak nie zgadza się z liczbą 120 koni na popisie. Bardzo charakterystyczne, że tak jak w przypadku chorągwi Korffa zniknął nam 3-konny poczet.





En accipe mihi non prosunt! - rajtaria Denhoffa pod Cecorą w 1620 roku

Ale nie wiadomo z jakich powodów znalazł u nas przyjęcie rodzaj jazdy, który długi czas plątał się wśród wojska naszego, pomimo to, że mieliśmy u siebie podobny rodzaj i nawet doskonalszy od obcego. Mówię tu o rajtarach. Owa opinia, wygłoszona przez Konstantego Górskiego, zdaje się do tej pory rzutować na wizerunek rajtarii w pracach współczesnych polskich historyków, gdzie dokonania tej formacji są pomijane albo bagatelizowane. Na blogu próbuję przybliżyć dzieje tej kawalerii na służbie RON, ukazując że żołnierze ci walczyli w wielu kampaniach, przeciw różnorodnym przeciwnikom, ofiarnie walcząc nawet w przegranych bitwach. Niniejszy wpis, mimo że dotyczy drobnego epizodu i niezbyt liczebnego oddziału, ukazuje właśnie jak rajtarzy potrafili walczyć, u boku swych polskich towarzyszy, do krwawego końca…
W nieszczęsnej wyprawie mołdawskiej hetmana wielkiego Stanisława Żółkiewskiego w 1620 roku, widzimy pośród jego żołnierzy jeden oddział rajtarii. W skład pułku hetmana polnego Stanisława Koniecpolskiego weszło 200 rajtarów, którymi dowodził Herman Denhoff. Był to mąż wielki, w cudzych krajach służył długo, mało co po polsku mówił.  Szemberg, wymieniając ważniejszych oficerów wyprawy, określa go Dynhof rotmistrz nad niemiecką raytaryą. W czasie walk 18 września rajtarzy wsparli pułk lisowczyków, mocno naciskany przez przeciwnika, ale jednak posiłkiem p. Dynhofowej i innych chorągwi poprawił się znacznie. W czasie walnej bitwy 19 września rajtaria, walcząc zapewne w pierwszej linii swojego pułku, ponieść miała ogromne straty. Rotmistrz miał zostać dwukrotnie postrzelony w szyję, zachęcał jednak swych żołnierzy do walki, nie pierwej nieprzyjacielowi ustąpił, aż ze 200 żołnierza swego, samo 15 albo 16 został. Co prawda straty podane przez Szemberga wydają się szokująco wysokie, oznaczałyby bowiem de facto zagładę chorągwi, pokazują nam jednak, jak dzielnie oddział ten stawał w toku bitwy. Resztki chorągwi walczyły potem w obronie taboru, cofającego się spod Cecory. To właśnie spieszonych rajtarów, na czele z Denhoffem, widzimy w osłonie hetmana Żółkiewskiego, gdy tabor został rozerwany a Tatarzy uderzyli na rozproszone wojsko polskie. [Hetman] z mężnym kawalerem Hermanem Denhoffem (…) a dziesiątkiem żołdaków Denhoffowych(…) odstrzeliwał się, owi mu też dobrze pomagali. Rotmistrz rajtarski został jednak po raz kolejny postrzelony, tym razem w nogę. Kiedy padł na ziemię, wyciągnął z kieszeni mieszek z kilką set czerwonych złotych i rzucił go Zbigniewowi Silnickiemu, mówiąc En accipe mihi non prosunt! [Weź je, mi nie przyniosą żadnego pożytku!]. Zapewne niedługo potem Tatarzy ogarnęli grupę rajtarów, do końca broniących swego rotmistrza…

poniedziałek, 16 maja 2011

Ekstraordynaryjne poczty do obozu przysłali... - cz. VII

Nietypowy przykład, w którym magnat stawił się z prywatnym wojskiem do kampanii, acz oddział ten nie wzbudził, delikatnie rzecz biorąc, entuzjazmu świadków. Rzecz działa się w lipcu 1581 roku, w czasie przygotowań do wyprawy na Psków. Marszałek wielki litewski, który stawił się na czele nie barzo k’rzeczy husarzy to Mikołaj Krzysztof Radziwiłł, zwany Sierotką. Z kolei marszałkiem nadwornym, którego żołnierzy byli nieco lepszej jakości, był Albrecht Radziwiłł. Ciekawy jaki był powód, dla którego Sierotka wystawił taki a nie inny oddział? Chyba nie problemy natury finansowej…
Niż do namiotów swych wjachał, w drodze pod zamkiem, marszałkowie dwaj litewscy, wielki i nadworny, pokazali poczty swe jezdne. Wielki 120 usarzów, wiera nie barzo k’rzeczy, szkapy jakieś nikczemne i niemal wynędzone. Ów drugi pokazał 60 koni, przecie nie złych. Nie wiem czemu ów starszy tak się pokazał. Widzę, że niedbale teraz, albo się na kogo gniewa, albo mu coś nie miło.

niedziela, 15 maja 2011

Szabla jadem napuszczona była

Z wojaczką wiążą się przeróżne niebezpieczeństwa – a to wróg próbuje nas ubić, a to jakieś choróbsko się przyplącze, a to nie ma co do garnka włożyć i łakomym wzrokiem trzeba spoglądać na wiernego Siwka… Może się też wydarzyć tragiczny wypadek, a wtedy nie ma zmiłuj, zwłaszcza gdy lekarz który ma nas leczyć niezbyt się do tego nadaje. Poniżej opis takiej smutnej sytuacji z okresu oblężenia Pskowa w 1581 roku, chociaż z pokrzepiającym epilogiem, przynajmniej dla kogoś kto zainteresował się nieutuloną w żalu wdową.
Kniaź Czartoryski umarł, pachołek młody. Przyjachawszy z tej drogi z Panem trockim od Starzyce, na koniu biegając dziś trzeci dzień, szabla mu wypadła z poszew, koń pod nim padł, owa na szabli nogę sobie przez ud przebił, która szabla jadem napuszczona była. Ogień piekielny mu się w nią wrzucił. Złego snać barwierza miał, nie mógł mu pomódz. Woluntaryusz był, miał 50 koni strojno, każdego konia z wsiędzeniem na kilkaset złotych szacowano, za koń pod się dał 1500 zł.; utracił przez 200 000 w młodych leciech swoich. Żonę młodą zostawił Burkułabównę. Wziął z nią wszystkiego 100 000 zł. Posagu. Ktoby chciał, świeża wdowa.

Blog Artura - hurrra, hurrra!

Niezwykle miło jest mi poinformować, że mój dobry przyjaciel Artur - znany jako 'Dobywszypałasza' lub 'Fromhold' - dołączył do braci blogującej:
http://fromholdblog.blogspot.com/
Nie ukrywam, że wierciłem Mu dziurę w brzuchu by założył swój blog i wreszcie się udało. Oj będzie tam sporo ciekawych rzeczy do czytania, tak modelarsko jak i historycznie. 
Świetna nowina, zachęcam do czytania tego bloga!

sobota, 14 maja 2011

Gumiś króla Władysława

W styczniu wspomniałem na blogu jak to Jan III Sobieski polował na niedźwiedzia (głowy leciały i takie tam…). Tym razem zobaczymy jak w czerwcu 1633 roku Władysław IV Waza szukał rozrywki przed wyruszeniem pod Smoleńsk. Nie będzie już tak drastycznie, a raczej bardziej do śmiechu.
19go Czerwca król, chcąc siebie i Włochów [chodzi o grupę 10 szlachciców weneckich] ucieszyć, niedźwiedzia przez trzy lata w klatce chowanego kazał wypuścić. Król za bramą w budce stał z chrustu zrobionej, insi po innych budkach. Niedźwiedź mniemając, że to las był, do owego chrustu ex opposito króla udał się; lecz ztamtąd żelazem odstraszony, prosto się na królewską budkę rzucił i po głowach i po karkach wielu tam stojących przeskoczył i wpadł na ulicę, gdzie spuszczono na niego ze trzydziestu dużych psów, którym się dobrze broniąc, przyszedł nad rzekę, która przepłynąwszy, żyw uszedł do lasu, i tak strach obrócił się w śmiech z podziwieniem Włochów, którzy podobnych rzeczy nigdy nie widzieli. 

Z wizytą w muzeum - cz. X

Po raz kolejny zaglądamy do National Museum of Scotland. Tym razem będzie pomieszanie z poplątaniem, a do tego słaba jakość zdjęć niestety. Manekin przedstawia strażnika miejskiego z Edynburga, niestety bez wyszczególnienia roku – znajdujemy tylko informacje, że chodzi o początek XVIII wieku. Jako że strażnicy musieli sami zaopatrywać się w broń i ekwipunek, mamy tu ciekawą mieszankę. Uzbrojeniem jest bowiem słynna szkocka Lochaber axe, muszę jednak przyznać, że ostrze to miało maleńkie… Napierśnik i naplecznik (którego niestety nie udało się dobrze sfotografować) pochodzą z XVII wieku, wyglądają na możliwie najtańszą produkcję, noszącą ślady zużycia. Na głowie również coś z XVII wieku, szyszak znany jako ‘lobster tail helmet’. 






piątek, 13 maja 2011

Na dalsze okropne skazało męczarnie

[blogspot mi już chyba tego posta nie odda, więc wrzucam jeszcze raz]
Sporo miejsca poświęciłem na blogu tureckim relacjom z 1683 roku, opisującym wyprawę wiedeńską. Tym razem pora cofnąć się o kilka dekad, do czasów kampanii chocimskiej 1621 roku – i od czasu do czasu zacytuję jak źródła tureckie opisują owa wojnę. Na początek preludium do samej kampanii czyli walki turecko-kozackie latem 1621 roku. Opis będzie niestety dosyć drastyczny, ukazując że nie przebierano w środkach, a los jeńców bywał straszliwy …
Niebawem [13 lipca] Kapydan-pasza, który płynąc od Bogazu napotkał był czayki kozackie, wędrujące na rabunek, i z tych pięć statków zatopiwszy wraz z ludźmi, ośmnaście innych w niewole był zabrał, przybył dla ucałowania ręki padiszaha, i mnóstwo zakutych w żelaza przyprowadził z sobą niedowiarków. Za tak świetną wyprawę dwakroć wspaniałem został odziany futrem, podobnąż nagrodę otrzymał dla ośmnastu janczarskich na flocie urzędników; woysko zaś, poświęcając swey rozrywce zabranych potępieńców, część ich na cele do strzelania z łuku obróciło, a z tych kilku sam sułtan własnemi przeszył groty; innych rozerwał słoniami; niektórych na rozszarpanie hakami lub na wpół rozcięcie, i na dalsze okropne skazało męczarnie: jeden z nich tylko, odstępca od wiary islamskiey, na drobne cząstki rozrąbany został.

Koczwarterzy w deliach i kołpaczkach

Blogspor zjadł mi wczorajszego posta, ale nic to, jak mówił mały rycerz. Jeżeli nie oddadzą go do wieczora to wrzucę od nowa…

Póki co, w niekończących się poszukiwaniach informacji dotyczących wyposażenia i wyglądu rajtarii i arkabuzerii w armiach RON, krótka notka z roku 1581. Oto jak według naocznego świadka miała wyglądać rota rajtarów niemieckich (czy raczej sclopetarii germani) wystawiona na wyprawę na Psków przez rotmistrza Stanisława Sobockiego:
Pan Sobocki nasz teraz królowi 150 koczwarterów okazał w deliach czerwonych a w białych kołpaczkach, po moskiewsku; chocia się rusznicami obtykali, wątpię przecię, aby co przed naszym mieli.
Muszę przyznać, że opis mocno konfudujący. Zupełnie nie kojarzę określenia ‘koczwarterzy’ – od czego może się wywodzić? Rajtarzy mają długą broń palną, ale ani słowa o uzbrojeniu ochronnym, za to mamy delie i kołpaki – czyżby w obliczu spodziewanych operacji oblężniczych zrezygnowano z szyszaków i kirysów? Dziwna to wzmianka…

środa, 11 maja 2011

Relation of the State of Polonia... - poszukiwana

Poszukuję pełnego tekstu (najlepiej oryginalnego) A Relation of the State of Polonia and the united Provinces of that Crown Anno 1598 -  rzecz jest anonimowa, a autorstwo wciąż dyskusyjne (William Bruce albo George Carew). Wiem że wydano to w 1965 roku w redagowanym przez Talbota Elementa Ad Fontium Editiones XIII, Res Polonicae Ex Archivo Musei Britannici. Może ktoś miałby dojście do tego wydania?

Rusznice dla hajduków i drabów

Podczytując sobie ostatnio materiały dotyczące  armii polsko-litewskiej w czasie moskiewskich wyprawa Stefana Batorego (1576-1582) skupiłem się przede wszystkim na lekturze niezwykle interesujących prac Henryka Kotarskiego. Zapewne niedługo coś dłuższego z tego dłubania się pojawi, póki co detal, acz ciekawy – nieco informacji o ilości broni palnej kupionej dla piechoty zaciąganej przez króla.
I. Zakupy na kampanię w 1579 roku:
- 235 rusznic lontowych i 240 rusznic (lub arkebuzów) z zamkiem kołowym w Toruniu
- 568 rusznic lontowych w Gdańsku
- 16 rusznic lontowych, 48 rusznic z zamkiem kołowym i 73 prochownice w Wilnie
- 199 rusznic lontowych w Poznaniu
- 100 rusznic lontowych w Nidzicy
- 200 rusznic (lontowych?) w Pińsku
- 60 rusznic (lontowych?) w Miadziole
- 80 rusznic (lontowych?) w Bracławiu
Dodatkowo w Brunszwiku, u Hansa Lampe, zamówiono 2000 rusznic lontowych i 200 rusznic z zamkiem kołowym (wszystkie z prochownicami), acz brak informacji czy zamówienie to zostało zrealizowane.
II. Przed kampanią 1580 roku zakupiono:
- 100 hakownic w Poznaniu
- 2879 rusznic w Poznaniu, Wilnie i Tykocinie
- 1198 rur do rusznic we Wrocławiu i Jeleniej Gorze
- 3913 prochownic w Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie, Bydgoszczy i Kaliszu


Szpahijskie vires rozdzielają się na europejskie i azjatyckie...

W 1622 roku, z polecenia króla Zygmunta III, koniuszy koronny książę Krzysztof Zbaraski wyruszył z misją dyplomatyczną do sułtana. Poseł miał się zająć ratyfikacją traktatów kończących w 1621 roku walki pod Chocimiem, a przy okazji, jak na dyplomatę przystało, także szpiegowaniem militarnych możliwości państwa tureckiego.  Przyjrzyjmy się jak też opisał jazdę turecką, z którą ledwie rok wcześniej przyszło się potykać wojskom polsko-litewskim:
Szpahiowie drugi ordo militiae
Na wielką się ci liczbę kładą, ale tak tego pewnie doszedłem, że z nieboszczykiem Osmanem nad sto dwadzieścia albo trzydzieści tysięcy nie było, i to rachując nie tylko samych szpahiow, ale i inszych, którzy też pod niemi są. Same jednak szpahijskie vires[siły zbrojne]  rozdzielają się na europejskie i azjatyckie, i jest ich starszych, które zowią buluki – siedm. Chorągiew – jedna najprzedniejsza czerwona, prawą ręką cesarską trzyma. Tam jest miejsce najuczciwsze i najprzedniejszy żołnierz. (...) Genera armorum [typy broni] takie są: że nie mało wszyscy chwycili a mianowicie za Osmana. Dzida jest belli genus na kształt kopijki z indyjskiej trzciny, a osobliwie bywają, które drzewo, iż lekkie jest ex natua sua [z natury], ołowiu który ją prograwał i do strzelania i lotu bardzo gibką czyni w koniec napuściwszy żelazem hartują. Kopii bardzo mało i lada jako używają, sami tylko Albańczykowie i tamta niektóra Ukraina tej broni używa. Także to de certo constat jest pewne], iż z Osmanem piąciu tysięcy więcej kopii nie było. Łuków też zażywają, ale bardzo rzadko i lada jakim sposobem. Rusznica u tysiącnego chyba u którego z naszych renegatów.  Genus [rodzaj] to broni dzid nie jest sposobna do wstępnego boju, chyba do harcu, bo trzeba się rozsypką bić i na lekkich koniach. Dla tego też nie zażywają zbroi ani pancerzów. Europejscy ludzie lepsi są niż azjatyccy i trwalsi na wszystko.