środa, 21 marca 2012

Kirasjerzy pana Archibalda czyli gdzie są nasze guldeny?

Szkoci i Anglicy służący w armii Zjednoczonych Prowincji w czasie Wojny Osiemdziesięcioletniej zasłynęli przede wszystkim jako solidni żołnierze piechoty. Zdarzało się jednak od czasu do czasu że próbowano zaciągać ich także jako kawalerzystów. Znalazłem ciekawą wzmiankę o takiej właśnie jednostce konnej. W grudniu 1604 roku kapitan Archibald Ariskey (Erskine) zobowiązał się wobec Stanów Generalnych na zaciągnięcie do 1 marca 1605 roku kompanii jazdy, złożonej ze 100 dobrze wyposażonych kirasjerów, posiadających dobrze wytrenowane konie. Zdawano sobie jednak sprawę, że eskapada będzie niezwykle trudna i droga (oceniano że ok. 30 000 guldenów), głównie z powodu braku odpowiednich koni w Niderlandach, ale także niedostatku odpowiednich kandydatów do służby w kawalerii spośród Szkotów. Kapitan Erskine próbował poprzednio wystawić już kompanię jazdy, jednak zawiódł na tym polu. Zamiast w sierpniu, wystawił ją dopiero w grudniu 1604 roku, do tego zaledwie 70 czy 80 ludzi, z zaledwie 1 (tak, jednym!) koniem zdatnym do służby. Na jego ustawiczne nalegania dano mu jednak szansę na powtórne wystawienia oddziału, zezwalając jednakowoż, by do 30 spośród jego kirasjerów dosiadało kuców (ponies). Urzędnicy niderlandzcy zabezpieczyli się jednak na wypadek problemów z dostępnością koni. Każdy konny żołnierz miał otrzymać 14, a każdy pieszy tylko 7 stuiverów (drobna moneta, dwadzieścia stuiverów dawało jednego guldena) żołdu dziennie. Kapitan miał jednak zastrzeżenie, oto domagał się by pozwolono mu wystawić więcej kuców (ponies)  jakie miała na stanie inna szkocka kompania jazdy, dowodzona przez kapitana Hamiltona. W urzędowymi piśmie zwrócono mu jednak uwagę, że powinien być ukontentowany z ofertą która mu zaproponowano i nie powinien stawiać żadnych warunków. Otóż wszystkie konie oddziału miały w marcu być takiego wzrostu i masy jakiej wymagał regulamin. Kapitan musiał się także zgodzić na to, że jeżeli pierwszego marca nie wystawi pełnej jednostki według ustalonego regulaminu, nie zostanie ona przyjęta na służbę.
Na początku stycznia kapitan zasypywał Stany prośbami o dodatkowe pieniądze na formowanie oddziału. Kompanię formowano w okolicach Utrechtu, stąd też Stany Generalnie wystosowały 21 stycznia 1605 roku list do władz lokalnych w Utrechcie, pytając czy wspierają one rekrutację jednostki Erskine’a. Pytano także ile ma on już koni a także jak jest wyposażona kompania. Szkot jednak nie poddawał się, 5 grudnia wypłacono mu 1200 guldenów na opłacenie żołdu i wyposażenia żołnierzy, przypominając jednak, że ma czas do 1 marca by sformować oddział.
Kompanię bez wątpienia udało mu się sformować, nie była to jednak jednostka która dobrze zapisała się w pamięci Holendrów. 21 maja 1606 roku magistrat Zwolle w liście do Rady Stanów wspominał o żołnierzach kompanii Erskine’a zakwaterowanych w ich mieście jako o biednych i chorych, na dodatek porzuconych przez swojego kapitana, który wyjechał tuż po zakwaterowaniu oddziału i przez długi czas nie powracał. Szkoccy kirasjerzy nie otrzymywali praktycznie żołdu, przez co mieszczanie musieli ich wspierać jedzeniem (tak dla żołnierzy jak i koni). Magistrat oceniał miejskie wydatki na 1000-1200 guldenów, a jako że kapitan Erskine nie powrócił do swoich żołnierzy, którzy niedługo mieli opuścić Zwolle i dołączyć do armii polowej, mieszczanie prosili o interwencję w kwestii uregulowania długi. Zasugerowali wręcz, że póki nie zobaczą swoich pieniędzy, mogą zatrzymać konie [należące do kompanii] jako zabezpieczenie.
Kolejna notka którą znalazłem w związku z ową kompanią pochodzi z grudnia 1608. Jesienią tegoż roku nasz pan kapitan Erskine zmarł (lub poległ), a jak się okazało pozostawił po sobie kolejne długi wobec mieszczan ze Zwolle. Do tego jego kompania nie była opłacana od dwóch miesięcy, zapewne więc pan Archibald chował to i owo do swojej sakiewki. Stany Generalne wysłały do Zwolle komisarza Doubblet, który przeprowadził popis i nadzorował zwinięcie kompanii. Jak się okazało aż 42 mieszczan ze Zwolle oczekiwało na swoje pieniądze, tak od zmarłego Erskine’a jak i od niektórych jego żołnierzy. Domagali się więc oni by zaległy żołd wypłacono Szkotom w obecności grupy reprezentantów miasta, tak by mogli odebrać od żołnierzy należne im sumy.
Interesujący to wątek, ukazujący że nawet w słynnych z regularnego płacenia najemnikom Zjednoczonych Prowincjach żołnierze często mieli problem z ujrzeniem swoich guldenów, co oczywiście nie wpływało najlepiej na relacje z okoliczną ludnością. 

5 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa historia. To widzę, pan Erskine uformował 'doborową' jednostkę i chwałą się okrył ;-). Sam się dziwię że pomimo tej i wielu podobnych historiach świadczących o fatalnej sytuacji materialnej żołnierzy, jeszcze byli jacyś chętni do zaciągnięcia się. Nie mniej dziwne jest, że Holendrzy zapragnęli mieć szkockich kirasjerów na służbie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kapitan baaaaaaardzo nalegał na możliwość zaciągnięcia tego oddziału, może miał w zanadrzu plan jak się dorobić ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda to na ciekawy przykład "skoku na kasę". Historia zacna. Kłaniam się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich skokow mamy w XVII wieku mnostwo, w Rzplitej niestety zdarzaly sie bardzo czesto.

      Usuń
  4. Być może kapitan podzielił się zaliczką z urzędnikiem, który klepnął pozwolenie na sformowanie oddziału? Ta historia ewidentnie zdaje się mieć drugie dno.

    OdpowiedzUsuń