piątek, 28 września 2012

Piwo że diabli nadali



O straszliwych skutkach warzenia (i zapewne popijania) trunków w czasie Świąt Bożego Narodzenia opowie nam dzisiaj Albrycht Stanisław Radziwiłł, który jak zwykle jest źródłem niesamowitych dykteryjek. Oto jak zgraja szatańska Wilno nawiedziła…
25 Grud[nia 1643 roku]. Straszny przypadek trafił się w Wilnie w domu, w którym doktor medycyny z urzędu mego naznaczonego gospodą stał: w wilią Bożego Narodzenia, chłopi piwo warzyli przez całą noc, nadedniem [nad ranem] jako sami świadczyli, czarci niewidomi [niewidzialni] przybyli, którzy ich dobrze potłukli; wszak słychać było a ich nie widziano, ledwo oni żywi się zostali, i na podwórze wyrzuceni, wzdychali i jęczeli, mając mieć dni święte w większem poważaniu. Doktór mój i cyrulik heretyk to widział i świadczył. Było zaś ich trzech których ta kara spotkała.  
Jak sądzę na samym warzeniu piwa się nie skończyło, nocna degustacja musiała się jednak skończyć nieciekawie, jeżeli delikwenci byli przekonani że dopadły ich czarty. Czyżby przypadkiem odkryli przepis na szatańsko mocne piwo?

[źródło zdjęcia: http://www.mmsilesia.pl/243343/2009/3/11/muzeum-zaglebia-w-bedzinie-nawiedzily-diably-fotorelacja?category=kultura ] 

środa, 26 września 2012

All yong, gallant, well cloathed



Sporo ostatnio o ‘Potopie’, ale w sumie nic dziwnego – jestem ‘po uszy’ w tym konflikcie. Podczytując pierwszy tom pamiętników Gordona (wydanie Uniwersytetu w Aberdeen jest naprawdę świetne) znalazłem ciekawostkę dotyczącą ilości służby/czeladzi w armii szwedzkiej.  Rzecz dotyczy konnej leibkompanii feldmarszałka Roberta Douglasa, trzeba więc pamiętać że to dosyć specyficzna jednostka, o nieco odmiennym statusie niż u innych regimentów najemnych. W 1657 roku Gordon opisuje kompanię Douglasa jako 98 ludzi maszerujących w szeregach, wszyscy z nich młodzi, odważni, dobrze przyodziani, uzbrojeni i na dobrych koniach. Co najciekawsze, kompanii miało towarzyszyć ponad 200 dobrze uzbrojonych i na dobrych koniach służących, dowodzonych przez niejakiego Sinclaira. Generalnie stosunek żołnierzy do służby musiał się utrzymywać jak 1:2, gdyż kilka stron dalej Gordon wspomina o kłótni z żołnierzami pewnego regimentu, gdzie kompanię Douglasa reprezentowało około 15 towarzyszy i 30 czy 40 służących.

wtorek, 25 września 2012

A książę to, za przeproszeniem, za którym jest królem?



Postawę księcia Bogusława Radziwiłła w czasie „Potopu” można ze sporym przymrużeniem oka nazwać „elastyczną politycznie”. Książę strony konfliktu zmieniał zawsze tak, by stać po akurat tryumfującej stronie. Nic więc dziwnego, że w sierpniu 1656 roku Bohdan Chmielnicki w liście do majora Jana Grossa, z ramienia ks. Radziwiłła dowodzącego garnizonem Słucka, pozwolił sobie zapytać: O księciu j.m – przy której stronie, czy przy królu j.m. szwedzkim, czy też polskim zostanie – racz nam w.m. oznajmić. Kozacki hetman próbował bowiem zachować neutralność gwoli przyjaźni naszej i dobrego zachowania z księciem j.m.  Być może u podstaw jego dyplomatycznej postawy leżała chęć uniknięcia ewentualnego konfliktu ze Szwedami? Chmielnicki posunął się nawet do tego, że wysłał na Słuck uniwersały obronne od wojsk naszych, czyli zabronił swoim mołojcom nękania posiadłości księcia. Zapewniał też że kupy swawolne pod dowództwem Muraszki nie należą do jego wojsk. A że niejakiś Muraszka, setnik, inkursuje i różne najazdy z ludzką angarią czyni, jakośmy temu Muraszce żadnego na to rozkazania nie dawali, tak o tym człowieku, jeśli jest setnikiem i co za człowiek, i jeśli się znajduje w wojsku, nie wiemy. Jednakże pisaliśmy do p. Nieczaja, pułkownika naszego, aby takich swawolników, którzy się sprzeciwiają uniwersałom naszym karał. Owym setnikiem był zapewne Dionizy Muraszko, który jednak wywinął się z sideł pułkownika Nieczaja, walczył bowiem potem na czele ochotników przeciw wojskom moskiewskim (min. nad Basią w 1660 roku) a jeszcze w 1662 roku zbrojną przeprawę miał z nim nie kto inny jak sam Jan Chryzostom Pasek.

Sir Paul opowiada - Zbrojmistrze



Jako że opisy janczarów i sipahów prowincjonalnych są niezwykle obszerne, skupię się póki co na nieco krótszych, acz równie ciekawych wzmiankach dotyczących słabiej znanych formacji. Spójrzmy więc co sir Paul napisał o sułtańskich zbrojmistrzach, znanych w Polsce jako dżebedży - Rycaut nazywa ich Gebegees.
Są to Zbrojmistrze; nazwani tak od słowa ‘Gebees’, które po turecku oznacza kirys[1]; jest ich 630 podzielonych na 30 Izb[2], a ich kwatery znajdują się nieopodal Kościoła Świętej Zofii[3] w Konstantynopolu. Ich zadaniem jest konserwacja starych broni [chronienie jej od rdzy]poprzez czyszczenie i oliwienie jej, tak że [broń ta] pozostanie na zawsze Trofeum Tureckich podbojów. Ich żołd to 8 do 12 Aspersów dziennie; ich oficerowie to [w kolejności] Gebegibasczi, który jest ich komendantem, Odobasczi którzy są dowódcami Izb. (…) i często w czasie bitew rozdają pomiędzy Janczarów egzemplarze starej broni, którą mają w swej pieczy.


[1] W tekście dosłownie: napierśnik i naplecznik, w takim więc znaczeniu używam tu słowa kirys.
[2] W oryginale ‘Chambers’.
[3] Hagia Sophia

sobota, 22 września 2012

Ex semine, viri cum ursa



Kolejny okaz z kolekcji siedemnastowiecznych niedźwiedziołaków, tym razem spod pióra samego imć Paska. Rzecz dzieje się w Roku Pańskim 1662 roku, w rolach głównych:  król Jan II Kazimierz, królowa Ludwika Maria, rzeczony niedźwiedziołak, pocukrowana oberżyna z gruszki. Panie Janie, opowieść proszę…
A był tam niedźwiadek, alias in forma[1] człowiek, circiter[2]koło lat trzynastu mający, którego w Litwie, parkany stawiając, Marcin Ogiński żywcem osocznikom kazał do sieci nagnać i złapać z wielką strzelców szkodą, bo go niedźwiedzie srogo bronili, osobliwie jedna wielka niedźwiedzica najbardziej broniła, znać, że to była jego matka. Tę skoro osocznicy położyli, zaraz też i chłopca złapano, który był taki właśnie, jaki powinien być człowiek, nawet u rąk i nóg nie pazury niedźwiedzie, ale człowiecze paznokcie; ta tylko od człowieka była dyferencyja[3], że był wszystek długimi tak jak niedźwiedź obrosły włosami, nawet i gęba wszystka, oczy mu się świeciły; o których różni różnie kontrowertowali, konkludując jedni, że to się musiało zawiązać ex semine, viri cum ursa[4]; drudzy zaś mówili, że to znać niedźwiedzica porwała gdzieś dziecko bardzo młode i wychowała, które że uber suxit[5]i dlatego też owę assumpsit similitudinem animalis[6].
Nie miało to chłopczysko ani mowy, ani obyczajów ludzkich, tylko zwierzęce. W tenże to czas podała mu królowa z gruszki łupinę, pocukrowawszy ją; z wielką ochotą włożył do gęby; posmakowawszy wyplunął to na rękę i z ślinami cisnął królowej między oczy. Króla począł się śmiać okrutnie. Królowa rzekła coś po francusku[7]; król jeszcze bardziej w śmiech. Ludowika, jako to była gniewliwa, poszła od stołu; król też na ową furyją kazał nam wszystkim pić, wina dawać, muzyce, fraucymerom przyjść, nuż w ochotę.


[1] A raczej z postaci
[2] Mniej więcej
[3] różnica
[4] Z nasienia męża i z niedźwiedzicy
[5] Wymiona ssało
[6] Przybrało podobieństwo zwierzęcia
[7] Czy tylko mi skojarzyło się to z przygodami Rumcajsa i Księżną Panią?