wtorek, 30 października 2012

Off with their heads! [na sposób albański]



Pogoda za oknem nieciekawa, więc wybierzmy się gdzieś gdzie będzie przyjemniejszy klimat (acz głowę łatwo stracić). W 1510 roku Pierre Terrail, seingeur de Bayard, stanął na czele francuskiego kontyngentu wspierającego Księstwo Ferrary w walce z Wenecją.  Pewnego dnia nasz słynny le chevalier sans peur et sans reproche udał się na rozpoznanie w okolice zajętego przez Wenecjan Monselice (Montselle). Towarzyszył mu oddział słynnych albańskich stradiotów, na czele których stał Mercurio Rona (zwany także jako ‘Mercure Rona’). Po drodze napotkali oni grupę weneckich stradiotów, których nazwali Chorwatami, bardziej Turkami niźli Chrześcijanami, którzy przeszukiwali okolicę w poszukiwaniu łupów. Traf chciał że dowodził nimi kuzyn Mercuria, jego śmiertelny przeciwnik. Albańczycy nie dali szans Chorwatom, na rozkaz Rona biorąc ich na szable, a rozkaz został wykonany sprawnie. To co działo się potem mogło sprawić, że kawaler Bayard odwrócił głowę zniesmaczony. [Albańczycy] Odcięli następnie ich głowy i tryumfalnie zatknęli je na końcach swych włóczni, tak jak to zwykli robić [w geście zwycięstwa] Turcy. W opisie znajdujemy też ciekawą wzmiankę o stroju Chorwatów: głowy osłaniali beretem [chodzi raczej o turban] wykonany z wielu warstwa papieru [?] połączonych razem tak, że są odporne na [cios] miecza.
O stradiotach postaram się w przyszłości częściej wspominać, bo też to niezwykle fascynująca formacja kawaleryjska.

Ja gorę! Historia prawdziwa...




Być może niektórzy z Czytelników bloga pamiętają znakomity filmik Ja gorę! Janusza Majewskiego, zrealizowany w 1967 roku.  Poniżej linki do YB, gdzie można obejrzeć całość – polecam. Znalazłem jednak opowiastkę z 1690 roku, która jak żywo przypomniała mi Ja gorę! więc pozwolę sobie ją zamieścić jako dzisiejszy wpis:
Dni przeszłych powiadają, iż dziwna przygoda trafiła się pewnemu kawalerowi tutejszemu, to jest iż w nocy podczas gdy zażywał zakazanych rozkoszy z białogłową, stanął nagle przed nim (lubo wszystkie drzwi były pozamykane) człowiek zbrojny ziejący ogniem przez oczy, usta i nozdrza, a gdy szlachcic porwał się dziarsko do karabeli wołając kto zacz? ów odpowiedział, że jest duszą jego rodzonego stryja, która za to samo życie, jakie on teraz prowadzi, cierpi wieczne katusze, co wyrzekłszy widmo przepadło w ziemię. Szlachcic na ten widok opamiętał się, spowiadał i komunikował, i zmienił odtąd żywot swój i obyczaje. 



poniedziałek, 29 października 2012

Półhaki, rusznice, szable i koń ze złamaną nogą



Wczoraj zamieściłem fragment z Akt  grodzkich i ziemskich z czasów Rzeczypospolitej Polskiej : z archiwum tak zwanego bernardyńskiego we Lwowie w skutek fundacyi śp. Alexandra hr. Stadnickiego. [T. 20, Lauda sejmikowe. T. 1, Lauda wiszeńskie 1572-1648 r. Lwów 1909], z popisem szlachty lwowskiej i żydaczowskiej z 1633 roku. Tom ten jest dostępny na stronie Cyfrowej Biblioteki Narodowej:
Możemy tam znaleźć jeszcze kilka innych okazowań szlachty z tego terenu, w których możemy znaleźć sporo ciekawostek, czasami dość dla mnie zagadkowch. We wrześniu  1621 roku kasztelan lwowski zwołując szlachtę do stawienia się pod Lwowem wręcz zaznaczał, że powinni się pojawiać konni zbrojno i z kopiami i inszym rycerskim orężem, innymi słowy stawać miano ‘po husarsku’. Na popisie z 28 kwietnia 1631 roku mamy pana Hryca Mikitycza Hryłowicza który popisał się wirzchem na podeszwach [?], pan Marcin Kozniowski popisał się z kordem, a pan Wojciech Karnicki pojawił się pieszo z szablą i rusznicą i ostrogami z maczugą. Na tymże okazywaniu pan Michał Mikielski musiał się popisać pieszo, gdyż jadąc przesz most koń mu nogę złamał. Spis z 24 kwietnia 1628 roku jest nieco dokładniejszy, spora część  szlachciców pojawiła się bądź to konno bądź to pieszo z szablą i pułhakiem, czasami obok (lub zamiast) szabli pojawia się  siekierka.  Jak sądzę ów półhak został specjalnie oznaczony w tekście, wskazując że konny  szlachcic nie stawał ‘po husarsku’ ale ‘po kozacku’. Mamy też tam i szlachcica z rusznicą ptaszą, jest i kilku konno z muszkietem i szablą. Zachęcam do lektury, gdyż oprócz popisów można tam znaleźć mnóstwo ciekawych dokumentów źródłowych.

niedziela, 28 października 2012

Personaliter in armis



Bardzo interesujący, acz nieco przydługawy dokument będący rejestrem popisowym pospolitego ruszenia szlachty lwowskiej i żydaczowskiej na okazowaniu pod Lwowem 4 kwietnia 1633 roku. Zwracam uwagę na różne sposoby w jaki panowie bracia stawali na popisie. Niektórzy pojawiali się z pocztami, niektórzy wysyłali same poczty (z takich czy innych względów samemu pozostając w domu) na czele których stali jednak zaufani szlachcice. Najwięcej pojawiło się samemu, bez pocztu, acz konni; sporo mamy także najbiedniejszych panów braci, którzy stanęli na popisie pieszo.  Można też znaleźć kilka smaczków – np. p. Paweł Balko pojawił się na kobyle, chory pan Kuryło Witwicki jednak konia swego szablą i z pułhakiem przy p. Ihnacie Witwickim bracie swoim do popisu stawił porządnie i dobrze. Kilka wdów swem imieniem poczet złożony tylko z czeladzi (poczet swój in armis przez czeladź swoją do popisu stawiła). Może lektura nieco nużąca, ale chyba warto się z nią zapoznać, chociażby z ciekawości jak to nasze osławione pospolite ruszenie pojawiało się na tego typu okazowaniu.






czwartek, 25 października 2012

Wikołaki w Prusach, Inflantach i na Litwie



Coś w lżejszych klimatach, idealnych do sesji w ‘Dzikie Pola’. Olaus Magnus (znamy go pod łacińską wersją nazwiska, szwedzki oryginał to Olof Månsson) i jego Historia de Gentibus Septentrionalibus[1], po raz pierwszy wydana w Paryżu w 1555 roku, to źródło niesamowitych historii dotyczących Skandynawii i Inflant.  Szwedzki katolik, od 1526 roku mieszkający w Gdańsku, opisał w swojej monumentalnej pracy wiele aspektów życia i wierzeń skandynawski, do tego opatrzył je licznymi rycinami. Oczywiście nie mogło tam zabraknąć stworów mitycznych, bo też folklor Północy był zawsze bardzo barwny. Mój osobisty faworyt to krasnoludy walczące z żurawiami , no ale nie o tym chciałem napisać. Arcybiskup Uppsali (oczywiście tylko tytularny) opisał bowiem także wilkołaki będące straszną plagą w Prusach, Inflantach i na Litwie. Temat piękny i na czasie, wszak bez wilka byśmy podobno nie uratowali Wiednia na czas…
Podczas Świąt Bożego Narodzenia nocą, w miejscu dokładnie określonym, ustalonym między nimi, zbierają się przybyli z wszystkich stron w wielkiej ilości ludzie zamienieni w wilki, którzy z niewiarygodnym okrucieństwem prześladują najpierw rodzaj ludzki, a następnie domowe zwierzęta. Szkody doznane przez mieszkańców tego regionu są nieporównywalnie większe od tych, jakich doznają ze strony prawdziwych i właściwych wilków. W istocie jako to zostało zresztą stwierdzone, niezwykle gwałtownie atakują domy ludzi żyjących w lasach, wyłamują drzwi, po czym pożerają ludzi i wszystko co żyje. Zasiadają w piwnicach z zapasami piwa, wypijają wszystko do dna, a puste pojemniki składają jeden na drugim [porządne te wilkołaki – K.]: i tym się różnią od prawdziwych i właściwych wilków.
(…)
Między Litwą, Samogizą[2] a Mierzeją Kurańską[3] znajduje się mur, resztki zburzonego zamczyska, przy którym o pewnej porze roku zbiera się około tysiąca spośród nich i po kolei ćwiczą się w skokach. Ci, którzy nie są w stanie przeskoczyć muru, zostają wychłostani przez przewodników.
Wreszcie stanowczo twierdzi się, że do tego zgromadzenia dołączają możnowładcy i szlachta z tego regionu.
Muszę jeszcze tylko znaleźć jakąś historyjkę o inflanckich wampirach i tło do opowieści o walkach zmiennokształtnych i krwiopijców w XVI-wiecznej Litwie czy Inflantach gotowe.


[1] Historia ludów północy.
[2] Chodzi tu zapewne o Samogitię czyli Żmudź.
[3] Mierzeja Kurońska.