czwartek, 11 października 2012

Ucięta noga, ucięta ręka, a potem ćwiartowanie...



XVI-wieczny przykład, że zbrodnia nie popłaca, a jej reperkusje mogą być bardzo nieprzyjemne. Rzecz działa się w Warszawie, w Roku Pańskim 1593:
Temi czasy słudzy dwa pana swego zabili zdradą w nocy na wale, niejakiego Burzkiego z Mazowsz[a] od Czerska, i odarłszy go [ze stroju] w wodę wrzucili a na jego wozie i koniech precz zjechali, wszakże je [tj.  dwóch służących-zbrodniarzy] pojmano i skarano tamże w Warszawie tym obyczajem: wsadziwszy je na wóz wożono je po mieście, i naprzód im po nodze, więc po ręce ucięto, potem w pasy po grzbiecie krajano, a potem kleszczami rozpalonemi targano, na ostatek ćwiertowano i ćwierci na szubienicy rozwieszono, a ręce ich na bramie przybito.
Kara niewątpliwe bardzo okrutna, pytanie czy działała odstraszająco na innych ewentualnych złoczyńców?

2 komentarze:

  1. Nie bardzo.. raczej spełniała funkcję rozrywkową i przywracała ludziom odczucia ludowej sprawiedliwości :)

    Natomiast jaka widowiskowa i się zachowała informacja do dziś..

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozrywka dla ludu na pewno była, zwłaszcza jak sobie potem takie łapki wisiały na bramie miejskiej ;)

    OdpowiedzUsuń