wtorek, 27 listopada 2012

Pan Jan, niedźwiedzica (z dziatkami) i pijana czeladź



Niebezpiecznie bywało w Rzplitej, oj niebezpiecznie – nawet w czasie pokoju… Czasami obuszki szły w ruch, czasem pistolety i rusznice, a i zwierz dziki mógł na człeka z kniei wypaść. Bardzo ciekawą historię opisał mój ulubiony pamiętnikarz Jan Władysław Poczobut Odlanicki. W czerwcu 1683 roku wracał on sobie do domu z kościoła gdy nagle zastąpiła mi niedźwiedzica z wielkim impetem drogę, mając przy sobie piastuna, a ja syna mego Adama i siostrzana, Pana Wiktora Szykiera, z którą musiałem się aperito spotkać, mając młode dziatki w assystencyi sobie, bo czeladź pijana wszystka pozostała w zadzie. Jakoż gdym ją okurzył, niemal w bok włożywszy, strąciłem ją z impetu do mnie przypadającej, że i piastuna przed sobą mającego musiała odbiedz, na któregom gdym goniąc koniem nastąpił na łapę, wszak i ryk wielki uczynił, a wtem koń mój uląkszy się, w bok sunął, żem musiał spaść z konia. W tym czeladź nadbiegła, już nic nie radzili i piastunowi, bo się w gęstwinę wbił; i takeśmy bez obłowu dobrze zdrowi tę gonitwę skończyli.
Ciekawy dzionek, ciekawe kto bardziej się przestraszył w tym spotkaniu?

2 komentarze: