poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Nowe, nieznane źródło do wojny 1626-1629 - po raz pierwszy publikowane!



Proszę nie traktować poniższego wpisu poważnie, był to tylko żart na 1 kwietnia ;)
Blog miał pozostać zamknięty, ale ostatnie odkrycie dokumentu źródłowego wymaga od mnie, chociaż na chwilę, otwarcie podwojów tegoż bloga. Akurat mam wolne z pracy, dysponowałem więc chwilą żeby dokończyć tłumaczenia i po prostu musiałem się tym podzielić w moim internetowym kącie.
Pod koniec 2012 roku szwedzki  badacz z uniwersytetu w Uppsali – profesor Class Skämt – znalazł w zbiorach Krigsarkivet w Sztokholmie nieznany do tej pory diariusz z pierwszej połowy XVII wieku. Składał się z 17 gęsto zapisanych kart, w języku niemieckim. Niestety, dokument przetrwał do naszych czasów w bardzo złym stanie, wiele z kart jest poważnie uszkodzonych, przez co znaczna część tekstu jest nieczytelna. Co gorsza, zniszczeniu uległa też większość strony tytułowej, na której, jak sądzi profesor Skämt – oprócz tytułu widniało i nazwisko autora. Część tytułu przetrwała jednak próbę czasu, można ją przetłumaczyć jako [na służbie? w służbie?] Króla J[ego] M[ości] Sigismunda III [Zygmunta III] w Prusach począwszy od Roku Pańskiego 1626.
Lektura fragmentów dokumentów przynosi niesamowite wręcz odkrycie. Anonimowy autor (z kontekstu wynika, że to niemiecki szlachcic z Kurlandii lub Inflant) w okresie wojny o ujście Wisły 1626-1629 służył w Prusach w szeregach regimentu rajtarii Mikołaja Abramowicza! Mimo że zapis do którego możemy dotrzeć jest fragmentaryczny, można w nim odnaleźć zapiski dotyczące walk pod Gniewem w 1626, Czarnem i Tczewem w 1627, Górznem (zapisanym jako Gurzno) i Malborkiem w 1629 roku. Niestety dwie karty dotyczące roku 1628 są praktycznie w całości zniszczone – karty uległy zalaniu i odczytać można tylko pojedyncze słowa.
Miałem tą niesamowitą przyjemność, że profesor Skämt zapoznawszy się z moim blogiem i odnajdując tam zapiski o regimencie Abramowicza rozpoczął ze mną korespondencję na temat tego dokumentu. Dzięki temu mam możliwość zaprezentowania kilku fragmentów (once again, many thanks for that Class!). Pozwoliłem sobie jednak dosyć uwspółcześnić język, tłumaczenie samo w sobie było trudne, nie miałem siły na stylizację językową. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone…
[I. Bitwa pod Gniewem (Mewe)]
Skoczyliśmy pędem za kopijnikami [husarią – K.] nie zważając na gęsto strzelającą piechotę szwedzką. Nasz kornet [z kontekstu wynika, że autor diariusza służył w leibkompanii samego Mikołaja Abramowicza] zbliżył się na odległość strzału [z pistoletu?] po czym daliśmy potężnie ognia i nasz oddział zawrócił , a za nami do ataku [karakolu?] ruszył kornet pana Slipenbacha [jeden z rotmistrzów w regimencie Abramowicza]. [Tu znaczna część karty zniszczona, ale można odczytać dolny fragment] zginął wtedy pan Jacob Szmey i pan Wolmar Rippenbach, nie mniej niż pół tuzina pachołków [zapewne pocztowi z pocztów rajtarskich  - K.] a i wiele koni zostało zabitych i postrzelonych.
[II. Bitwa pod Czarnem (Hammerstein)]
Na widok zbliżających się [szwedzkich] rajtarów daliśmy salwę z arkebuzów. Kilku spadło z koni, ale to nie zatrzymało ataku. Wpadli między nas, siekąc i strzelając z pistoletów. Porucznik Butlerr [z osiadłych w Kurlandii Butlerów? – K.] został ranny przez szwedzkiego oficera i chorąży [brak nazwiska] przejął komendę. Niektórzy z nas zaczęli już podawać tyły, sam muszę przyznać, że bałem się o własne życie, gdy wtem z pomocą nadeszli nam kozacy [Cossagen – czyli jazda kozacka] z dzikim okrzykiem wpadając na Szwedów. Zjawił się też pan Oberstenweichmeister [major z regimentu Abramowicza, nie udało mi się niestety ustalić jego nazwiska – K.] ze swoim kornetem i razem odparliśmy Szwedów, biorąc jeden sztandar i kilku jeńców.
[III. Popis  całego regimentu Abramowicza – 5 kornetów – w lipcu 1629 roku w czasie walk pod Malborkiem]
Pan Oberszter [pułkownik – K.] powitał nas miłymi słowy, po czym w towarzystwie oficerów [dowódców kornetów? – K.] przejechał wzdłuż szeregów. Było nas nie więcej niż 300 rajtarów w 5 kornetów, a przecież winno być więcej niż 600 [według etatu – K.] . Tu i ówdzie pan Abramowicz [Herr Abramowitz] zatrzymywał się i zamieniał kilka słów z niektórymi z nas. I przy mnie przystanął na chwilę i rzekł: Tuś mi panie bracie [co wspiera tezę, że autor diariusza był szlachcicem – K.] jakże tam rana, nie dokucza ci? [z fragmentarycznych zapisków z początku roku wynika, że rajtar został ranny w nogę w czasie bitwy pod Górznem] na co odrzekłem: Nie ma już śladu, gotowym do bitki. Na co pan Oberszter rzekł: Bardzo dobrze! Po czym ruszył dalej.
Dokument wymaga dalszego wnikliwego badania, co może jednak być o tyle trudne, że jego fatalny stan wyklucza zdigitalizowanie czy nawet wykonanie fotografii. Biorąc jednak pod uwagę, że to zupełnie nowe, nieznane do tej pory, źródło dotyczące tak wojny o ujście Wisły jak i historii rajtarii koronnej, pozostaje mieć nadzieję, że jak największa część dokumentu zostanie w przyszłości odzyskana i opublikowana. Oczywiście będę w kontakcie z profesorem Skämtem i postaram się zamieścić nowe informacje jak tylko czegoś się dowiem.

2 komentarze:

  1. Wiedziałem, że nie zamkniesz bloga i prędzej czy później trafisz na coś takiego ;) Pozdrawiam i czekam na kolejne odcinki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że takiemu zielonemu ugorowi wiedzy z zakresu historii wojskowości polskiej jak ja, treść takich wpisów czasami otwiera oczy na ten kawałek tortu dziejów Polski. Swoją drogą jest niesamowitym, że historykom wojskowości mogą się objawiać i objawiają się nawet przy obecnej wszechwiedzy źródeł pisanych coraz to nowe teksty, które dokładają kolejny puzzel do obrazka naszej ignorancji.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń