wtorek, 8 lipca 2014

Saper Mruczek melduje się na rozkaz!


Wpis miał być dzisiaj na zupełnie inny temat i o czymś (jak to mawiali panowie z Latającego Cyrku) z kompletnie innej beczki. Przypadkiem natrafiłem jednak na taką piękną historyjkę, że nie mogę się powstrzymać. Mistrzu Franciszku, w pana ręce…
Niemiecki puszkarz i saper Franz Helm (1500-1567) rodem z Kolonii, służył w armiach cesarza Karola V, książąt bawarskich Wilhelma IV, Ludwika X i Alberta V oraz Jana II, palatyna Simmern. Oprócz wojaczki zajmował się także pisaniem podręczników dotyczących użytkowania ‘nowożytnej’ artylerii i sprzętu oblężniczego. Jedną z jego ksiąg, pod oryginalnym tytułem Buch von den probierten Kunsten – Księga sztuk praktycznych – krążyła sobie w XVI wieku po Europie;  doczekała się nawet wydania tak późno jak w 1625 roku, tyle że już pod o wiele bardziej chwytliwym tytułem Armamentarium principale oder Kriegsmunition und Artillerie-Buch.

No i cóż to za rewelacja, ktoś zapyta? Wszak podobnych podręczników w Europie wydano całkiem sporo. Książka Helma zasłynęła jednak w ubiegłym roku dzięki rakietowemu kotu. University of Pennsylvania udostępnił w tymże roku na swojej stronie internetowej manuskrypt z 1548 roku, a tam czytelnicy znaleźli ilustracje przedstawiające rakietowego kota i gołębice. Kilka wersji z różnych wydań załączam do niniejszego wpisu. Mistrz saperski z Kolonii proponował bowiem – wzorem historii znanych ze starożytności i średniowiecza – użyć takich zwierząt w czasie działań oblężniczych. 

Mitch Fraas na swoim blogu Unique at Penn przyjrzał się wtedy dokładniej całej sprawie. Tak oto przetłumaczył opis użycia takich zwierząt:
Przygotuj mały worek niczym [do] ognistej strzały… jeżeli chcesz się dostać do zamku lub miasta, zdobądź z tego miejsca [żyjącego tam] kota. I przywiąż worek do kota, zapal go [worek –nie kota… - K.], pozwól by się dobrze rozpalił i wypuść tedy kota, a on pobiegnie do pobliskiego zamku lub miasta, a ze strachu spróbuje się skryć, dzięki czemu na koniec  podpali   stodołę lub siano.
Widzimy więc, że nie o rakietę tu chodzi, a nieco dziwne rysunki pokazują po prostu płonące worki. Gołębice miały być użyte w ten sam sposób, niczym żywcem wyjęte ze staroruskiego latopisu Powieść minionych lat.


Temat co prawda jest dobrze opisany w anglojęzycznej blogosferze, pomyślałem jednak, że może zainteresować i polskojęzycznych czytelników. A poniżej kilka linków, na wypadek gdyby ktoś chciał zapoznać się z badaniami Mitcha Fraasa i oryginalnymi manuskryptami i wydaniami:






2 komentarze:

  1. Tak to jest jak się nie ma budżetu na porządnego rysownika, tylko załatwia ilustracje "za wpis do portfolio". Grafik płakał jak projektował ;)

    OdpowiedzUsuń