poniedziałek, 21 września 2015

Europa w ogniu (znaczy się nie dosłownie...) [BW-N]


Niedługo światło dzienne ujrzy pierwszy oficjalny dodatek do gry Bogowie Wojny - Napoleon, zatytułowany "Europa w ogniu!". Wydany zostanie jako darmowy pdf, więcej szczegółów na blogu autorów. Wśród historycznych rozpisek znajdziecie tam min. 7 dywizję X korpus WA; autorem tej listy armijnej jest znany i ceniony Artur 'Fromhold/Dobywszypałasza' Świetlik. Także i mój drobny kawałek się tam ukaże: będzie to IX korpus WA marszałka Victora, w nieco zmodyfikowanej i poprawionej formie niż z pliku, który opublikowałem tu na blogu.  Niezwykle mi miło, że ekipa GM Boardgames zgodziła się na opublikowanie mojej rozpiski i uczynienie jest w ten sposób 'oficjalną'. Pdf będzie dostępny do ściągnięcia 25 września, kiedy rozpoczyna się konwent Pola Chwały. Miłej lektury!

środa, 16 września 2015

Armie Ogniem i Mieczem - tom I


Na stronie gry Ogniem i Mieczem można się od dziś zapoznać ze wstępną listą podjazdów i dywizji historycznych z powstającego właśnie najnowszego dodatku do OiM, zatytułowanego "Armie Ogniem i Mieczem" (tom I). Będzie to nieco inna forma dodatku niż "Potop" - nie znajdziemy tam modyfikacji czy nowych zasad ogólnych, a tylko i wyłącznie podjazdy, dywizje i dowódców historycznych. Część z nich to (poddane takim czy innym modyfikacjom) materiały już dostępne w pdfach do ściągnięcia ze strony OiM, w książce pojawi się jednak dużo nowości. Celujemy w wydanie tego tomu w grudniu, jednocześnie w obydwu wersjach językowych. Przy okazji w zapowiedzi można też przeczytać jaki dodatek jest planowany po 'Armiach...' Jako jeden ze współautorów nowej książki mam nadzieję, że przypadnie ona Graczom do gustu.
Zapraszam jednocześnie do dyskusji na forum OiM:
- wersja polskojęzyczna
- English version


wtorek, 15 września 2015

Krwawy rewanż pana Krzysztofa


Wspominałem kilka lat temu[1] na blogu jak to pan Krzysztof Zawisza uwielbiał polować na niedźwiedzie. Nie stronił i jednak od innych rozrywek, jak na przykład zwad z innymi szlachcicami. Poróżnił się oto bowiem bardzo z panem Janem Kazimierzem Kaczanowskim, starostą dawgilskim. Ów był żonaty z Naruszewiczową siostrą przyrodnią pani Zawiszyny, żony autora. Panowie mieli się pokłócić właśnie o owo małżeństwo i sprawa poszła zdecydowania ‘na noże’. Po serii zajadów i kontr-zajazdów, rozwścieczony pan Krzysztof postanowił zebrać poważną kompanię i rozprawić się z przeciwnikiem. Oddajmy mu tedy głos:
W dzień Trzech Królów ruskich[2] rewanżowałem, poszło ze mną koni ośmdziesiąt, różnych zbieranych ludzi pp. sąsiad i moich sług; przytem czterdziestu pieszych kozaków komputowych księcia imci Wiśniowieckiego pułkownika[3]. Szczęśliwie postąpiłem pod Możejków o godzinie 7 z rana, i nie bawiąc nad pół godziny, do ucieczki zmusiłem, tak samego Kaczanowskiego, jako jego sług i wołoszą; doganiało go koni naszych ze dwadzieścia i siła po szlakach nabili. Sam Kaczanowski do Żołudka umknął, ztamtąd go z sklepu z miedzy umarłych wziąść[4] rozkazał; wzięty i nazajutrz należycie sprawy swoje złożywszy, sądzony za poradą p. Burby, pochowany w cerkwi w Więzowcu. Niechaj spoczywa w pokoju, bom mu wszystkie urazy darował. W tej utarczce tylko jednego mego kozaka postrzelono.
Wiedziała onegdaj szlachta jak się bawić…



[1] Dziwnie to jakoś brzmi…
[2] Tj. 19 stycznia, 13 dni po rzymskokatolickim Święcie Trzech Króli.
[3] Chodzi zapewne o Michała Serwacego Wiśniowieckiego, pułkownika generalnego armii litewskiej; nie mam jednak pojęcia o jakim oddziale mowa. Tak czy inaczej, prywata straszna, żeby używać komputowych żołnierzy do takich przepychanek.
[4] Tak w oryginalne, żeby nie było że napisałem jak (nie)sławna posłanka. 

czwartek, 10 września 2015

Kadrinazi radzi i odradza - cz. IV.


Dziś w kąciku znudzonego recenzenta książki ciężkawe – tak w kwestii zawartości jak i ceny. Chodzi mianowicie o dwie prace autorstwa Williama P. Guthrie:
Battles of the Thirty Years War: From White Mountain to Nordlingen, 1618-1635 (Greenwood Press, 2002)
The Later Thirty Years War: From the Battle of Wittstock to the Treaty of Westphalia (Greenwood Press, 2003)
Na pierwszy rzut oka robią one niezwykle solidne wrażenie. Opis praktycznie wszystkich walczących w toku Wojny Trzydziestoletniej armii, ich wyposażenia, taktyk i organizacji. Liczne ODB z poszczególnych kampanii, bitew i bitewek. Biogramy licznych dowódców. Mapki[1] ukazujące ważniejsze bitwy. A wszystko to za – zależnie gdzie kupujemy – za 50[2] do 70[3] funtów za jeden tom. Cena strasznie poszła w górę, gdy je kupowałem parę lat temu to płaciłem bodaj 50 czy 55 funtów za tom.
Autor prowadzi nas przez kolejne kampanie i bitwy Wojny Trzydziestoletniej, napisane to jest zgrabnie i ze swadą, czyta się bardzo przyjemnie i lektura[4] nie nuży. Jak się człowiek wczyta to potem mu się wydaje, że ma pełny obraz owej straszliwej wojny i wie tyle o walczących tam armiach że ho ho… Potem przychodzi chwila otrzeźwienia, sprawdzamy bibliografię i zaczynają się problemy. Tom I, czyli Biała Góra-Nordlingen, ma tam co prawda mnóstwo opracowań, ale zaledwie 19 (sic!)  pozycji źródłowych, z tego przeważająca większość w języku angielskim. Tom II: także zaledwie 19 pozycji źródłowych, z tego 18 znamy już z pierwszego tomu. Żadnych materiałów z archiwów rozsianych po Europie, najwyraźniej p. Guthrie było nie po drodze z USA.
Opracowań mamy co prawda tam mnóstwo, tyle tylko że nie wiadomo czasami na ile autor potrafił z nich skorzystać. Nie wiem niestety, ile p. Guthrie znał języków, wydaje mi się jednak, że szwedzki czy hiszpański nie były na jego liście – co jest ewidentne przy analizie opisów jego autorstwa. Bardzo często autor wypisuje totalne banialuki, powtarzając historyczne mity za opracowaniami (polska jazda kozacka w armii cesarskiej używająca lanc, szwedzka rajtaria jako jazda lekka, feldmarszałek Baner jakoby pochodzący z chłopskiej rodziny, Zielony Regiment w armii szwedzkiej złożony ze Szkotów); czasami wręcz pisząc coś zupełnie innego niż opracowania na których jakoby się opierał. Dotyczy to nawet tak znanych bitew jak Lutzen czy Breitenfeld. Przypisy – których zresztą mamy jak na lekarstwo – wołają czasami o pomstę do nieba, bo zapis w typie ‘list generała’, bez podania kto, do kogo, gdzie i skąd to się wzięło sprawia że takiego maniaka przypisów jak ja szlag trafia… Problemem są ODB, która p. Guthrie często składał z kilku opracowań – nie podając jednak stron, ani dokładnych wskazówek skąd pochodzą dane fragmenty, uzupełnione czasem według wyobraźni autora. Mogą one więc czasem bardziej zaszkodzić niż pomóc w studiowaniu tematu. 
Kuriozum to zakończenie drugiego tomu: pokój westfalski to 11 linijek tekstu, bez żadnych postanowień pokojowych, opisu który kraj stracił, który zyskał… Co gorsza, żadnej próby podsumowania jaki wpływ na ‘militarną’ mapę Europy miała Wojna Trzydziestoletnia, chociaż aż się prosiło o kilka stron na ten temat.
Trzeciego tomu[5], zatytułowanego Actions of the Thirty Years War. Eastern Europe, the Baltic, Italy and France, nie zakupiłem i szczerze mówiąc nie zamierzam. Obawiam się, że mógłbym być – delikatnie rzecz ujmując - nieco sfrustrowany opisami walk w Polsce i Inflantach.
Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to lepiej odpuścić (nawet jeżeli bardzo interesuje Was Wojna Trzydziestoletnia) z dopuszczalnym można mieć (jeżeli baaaaaaardzo Was interesuje ta wojna i nie macie co robić z nadmiarem gotówki[6])




[1] Rewelacyjne to one jednak nie są…
[2] Wersja na Kindle’a.
[3] Wersja drukowana, w twardej okładce.
[4] Od czasu do czasu okraszona różnymi anegdotami.
[5] Wydanego już po śmierci autora.
[6] Jakby co to ja jednak ostrzegałem…

wtorek, 8 września 2015

Malarze znani i nieznani - cz. LXV


Wspominałem ostatnio, że Rijksmuseum udostępniło znaczną część swojej kolekcji online. Gratka to niesamowita, bo też rysunków i obrazów tam mnóstwo, z tego wiele interesujących dla takich maniaków jak ja. Można też stworzyć sobie tam na stronie konto i oznaczać własne kolekcje tematyczne. Jako że biedny Ezra (znaczy się mój pierworodny) rozchorował mi się i teraz biedulek zasnął mi na rękach, mogłem sobie przynajmniej poszperać na stronie i stworzyć kilka własnych kolekcji. Podrzucam linki, może komuś się przyda:
Wojskowość XVI i XVII wieku - Europa Zachodnia - Jazda
Wojskowość XVI i XVII wieku - Europa Zachodnia - Piechota
Wojskowość XVI i XVII wieku - Wschód (Europa i Azja): Afryka też się załapała
Stopniowo będę je uzupełniał, w miarę badania zbiorów internetowych. 
Nie trzeba mieć konta na stronie muzeum, żeby przeglądać moje kolekcje - zaznaczyłem ich profil jako publiczny.
Miłego oglądania, a ja wracam do poszukiwań...

niedziela, 6 września 2015

Kadrinazi radzi i odradza - cz. III


Dziś o lekturze nie najlżejszej, niemniej jednak niezwykle interesującej. W 2014 roku nakładem wydawnictwa NapoleonV ukazała się praca Sławomira Augusiewicza Przebudowa wojska pruskiego w latach 1655-1660. U źródeł nowożytnej armii. Autora chyba przedstawiać nie trzeba, wszak od wielu lat wydaje bardzo ciekawe artykuły i książki dotyczące przede wszystkim armii brandenbursko-pruskiej i jej udziału w wojnie 1655-1660. Nie inaczej jest i w przypadku omawianej tu pracy, czytelnikowi wpada jednak w ręce spora[1] dawka informacji. Autor zajął się kwestią ogromnej transformacji, jaką przeszło wojsko pruskie w czasie „Potopu”. Możemy tu prześledzić cały proces przebudowy wojsk elektora w Prusach Książęcych: od kilkunastu kompanii słabo wyszkolonej milicji do poważnej siły zbrojnej, odgrywającej ważną[2] rolę w toku wojny.
Ponad ¼ tekstu  - dwa pierwsze rozdziały - poświęcona jest siłom zbrojnym wystawianym przez Prusy Książęce do 1655 roku, autor skrupulatnie opisuje kolejne próby zmian w tych siłach zbrojnych, wprowadza czytelnika w zawiłości pruskiej struktury obronnej. Całość wojsk pruskich jest tam rozpisana z podziałem na kolejne formacje, możemy także zapoznać się z opisem najważniejszych twierdz jak Królewiec czy Piława.
W rozdziale III docieramy do roku 1655 i początku tytułowej przebudowy armii pruskiej (do roku 1656 i oficjalnego wejścia Brandenburgii do koalicji proszwedzkiej). Autor przedstawia koncepcję obrony Prus, rozbudowy i transformacji znajdujących się tam sił zbrojnych i ich współpracy z armią brandenburską.
Kolejny rozdział to przedstawienie struktury, organizacji i liczebności armii brandenbursko-pruskiej w czasie kampanii 1656 i 1657 roku, kiedy to walczyła ona u boku Szwedów.
Ostatni, piąty rozdział, pozwala nam prześledzić losy armii w Prusach po objęciu funkcji namiestnika tej prowincji przez ks. Bogusława Radziwiłła, aż do redukcji wojska w 1660 roku.
W każdym z rozdziałów napotkamy wiele szczegółowych tabel z liczebnością jednostek. Z kolei w niezwykle obszernym aneksie możemy się zapoznać ze składem i liczebnością jednostek na etacie pruskim od czerwca 1656 do maja 1660 roku. W przypadku każdego regimentu/skwadronu czytelnik można tam znaleźć nazwiska dowódców kompanii i liczebność tych jednostek.
Praca jest oparta o rozliczne materiały źródłowe, przede wszystkim z archiwów niemieckich, co zresztą dobitnie widać przy lekturze dużej ilości przypisów. Mamy także jedną, kolorową i czytelną mapę, z zaznaczeniem wszystkich najważniejszych miejscowości pruskich, niestety nie na ona podanej skali.
Przyznać trzeba, że praca S. Augusiewicza nie jest lekturą ‘do poduszki’ i sięgną po nią raczej czytelnicy konkretnie zainteresowani rozwojem armii brandenbursko-pruskiej – nie jest to praca dla kogoś kto chciałby sobie poczytać coś lekkiego o „Potopie”. Nie znajdziemy tam opisów walk z udziałem Prusaków i Brandenburczyków, a tylko pieczołowicie rozpisaną strukturę i liczebność armii. W książce brak ilustracji[3], niezwykle skąpe i rozrzucone po tekście są informacje o wyposażeniu i uzbrojeniu oddziałów pruskich. Akurat ten ostatni brak to jak dla mnie praktycznie jedyny mankament tej pracy, chętnie poczytałbym na ten temat więcej, zwłaszcza że – jak przypuszczam – informacje takowe mogą być dostępne w niemieckich źródłach do których dotarł autor. Jest jednak możliwe, że wielu czytelników przebijanie się przez kolejne tabelki i struktury oddziałów może znużyć; ja akurat należę do fanatyków takich opisów, więc książka mi się bardzo podobała.
Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to trzeba mieć (dla fanatyków XVII-wiecznych struktur wojskowych i/lub nowożytnej armii brandenburskiej/pruskiej) łamane przez można mieć (dla zainteresowanych ewolucją armii nowożytnych i wojskowymi aspektami „Potopu”).




[1] Blisko 400 stron, do tego w typowej dla NapoleonaV twardej okładce, której spokojnie można użyć do samoobrony.
[2] Chociaż bardziej politycznie niż militarnie.
[3] Co akurat nie jest – przynajmniej dla mnie –żadnym problemem. 

środa, 2 września 2015

Mission Impossible MDLXXXII


W czasie oblężenia Pskowa przez wojska króla Stefana Batorego dochodziło nie tylko do krwawych szturmów, ale i mniejszych potyczek czy różnego typu forteli. Dzisiaj chciałem przedstawić swoistą akcję specjalną, którą mieli przeprowadzić Polacy dowodzeni przez starszego nad armatą, Jana Ostromęckiego. Wymyślił on bowiem  - i przedstawił Janowi Zamoyskiemu – plan machiny piekielnej.
W skrzyni żelaznej umieścił 12 rur żelaznych, niezmiernie cienkich, żeby tem łatwiej pękały. W skrzynię te i w rury nasypał prochu, a na środku przytwierdził kurek z krzemieniem. Skrzynie tę mieli zapakować w inną drewnianą a kurek przywiązać dwoma sznurkami do spodu drewnianej i żelaznej skrzyni. Tym sposobem czy drewnianą czy żelazną skrzynię będzie chciał kto otworzyć, zawsze się proch zapali, wybuchu nastąpi i bliskich pozabija.
Ostromęcki uzyskał po długich namowach zgodę hetmana na użycie tego wynalazku, mając nadzieję, że w ten sposób uda się zniszczyć dowództwo moskiewskiej twierdzy. Namówił jednego z jeńców moskiewskich do udziału w spisku: przedstawił mu się jako Jan Moller, który niegdyś służyć carowi i który teraz chce wrócić na służbę moskiewską. Planuje więc oto zamach na Zamoyskiego, a owego jeńca wysyła do Pskowa ze skrzynią napełnioną wielkiemi kosztownościami, nakazując jednocześnie, by jej nie otwierano do jego przybycia. List o takiej samej treści napisał też do dowodzącego obroną Szujskiego. Według Heidensteina kilku bliskich współpracowników Szujskiego miało się pośpiesznie rzucić do otwierania skrzyni, w wyniku czego straszliwy wybuch nastąpił (…) wielu śmierć znalazło, a miedzy niemi Choroszczyn i Kossecki.
Według samych Moskwicinów w skrzyni znalazły się 24 samopały, jednak nie wystrzeliły gdyż skrzynię otworzyli ślusarze którzy rozbroili machinę piekielną.

Polskie czaty krążące wokół Pskowa doniosły jednak o jakieś eksplozji wewnątrz miasta, a obrońcy niedługo potem wystrzelili z murów strzałę z przymocowanym listem, w którym lżyli okrutnie samego Zamoyskiego jak i jego żołnierzy. Może więc faktycznie ‘przesyłka’ Ostromęckiego eksplodowała, zabijając nieco moskiewskich żołnierzy? 

wtorek, 1 września 2015

Kadrinazi radzi i odradza - cz. II


Ech, ciężki mam tym razem orzech do zgryzienia, bo z jednej strony mam do opisywanej książki pewien sentyment, z drugiej jednak strony jako kanapowy historyk[1] zdaję sobie sprawę z rzeczywistej wartości owego tomu. W 2006 roku, mało co jeszcze orientując się w realiach XVII-wiecznej wojskowości, nabyłem sobie pracę Pawła Skworody Hammerstein 1627, wydaną w serii Historycznych Bitew wydawnictwa Bellona. Wtedy była to dla mnie lektura niezwykle wciągająca, w dużym stopniu wpłynęła na moje zainteresowanie się wojną o ujście Wisły. Wiele lat później – a przy okazji wiele źródeł i opracowań później – moje podejście do tej książki jest zgoła inne. Już sam tytuł jest mocno mylący, winien bowiem brzmieć Gniew 1626-Hammerstein 1627, co nie dziwi, jeżeli się zważy, że autor dokonał tu de facto kompilacji dwóch artykułów autorstwa Jerzego Teodorczyka, dotyczących tych właśnie bitew. Wystarczy zresztą porównać teksty artykułów i niniejszej książki, w Hammerstein 1627 mamy cały ciąg przypisów odnoszących się li i jedynie do prac J. Teodorczyka. A te, jak wiemy, nie przetrwały próby czasu – kilku badaczy tego okresu[2] obaliło wiele  tez autorstwa J. Teodorczyka, tak dotyczących wniosków które wyciągnął z badania źródeł jaki  błędnie przepisał z opracowań (sic!). W pracy p. Skworody niestety nie znajdziemy żadnych polemik czy prób autorskiej analizy,  a tylko żmudną robotę kopisty-kompilatora. Swoją drogą ciekawe że redaktorzy Bellony tak to przepuścili, może nie znali artykułów J. Teodorczyka?
Niezwykle smutno wygląda sprawa bibliografii: możemy tam znaleźć zaledwie 21 pozycji źródłowych z epoki, w tym żadnych źródeł szwedzkich.  Niby lepiej sprawa wygląda z opracowaniami, których jest sporo, acz można tam znaleźć perełki jak obecność I tomu dodatków do Sveriges Krig, dotyczącego wojen Szwecji na morzu, za to brak właściwego II tomu tego dzieła, dotyczącego Polska Kriget, czyli właśnie wojen z Rzplitą w interesującym nas okresie. Bardzo to dziwne…
Na plus można to zaliczyć mapki (w tekście znajdziemy cztery), zwłaszcza dwie ukazujące działania w Prusach – łatwiej można się połapać kto, gdzie i dlaczego.
Ilustracje to standard dla HBków o XVII wieku,  czyli głównie luźny wybór  z pracy płk. Gembarzewskiego. Są tam takie perełki jak dragoni w stroju polskim[3] czy mój ‘ulubiony’ arkabuzer konny, nijak się mający do arkabuzerii koronnej w tym okresie. Generalnie można by sobie darować owe ilustracje i książka nic by na tym nie utraciła.
W mojej prywatnej opinii o wiele lepiej zaopatrzyć się w obydwa artykuły J. Teodorczyka, w których i źródeł jest więcej a i czyta się je o wiele przyjemniej. Hammerstein 1627 można potraktować co najwyżej jako lekką i wstępną lekturę dotyczącą działań z 1626 i 1627 roku, historii jednak bym się z niej nie radził uczyć.
Końcowa ocena [według rankingu:  trzeba mieć -  można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to sentymentalne lepiej odpuścić.




[1] Czyli badacz zajmujący się danym zagadnieniem bez wychodzenia z domu…
[2] Włącznie z niżej podpisanym, a co sobie będę żałował tytulatury.
[3] Podpowiem – dragoni Koniecpolskiego tak nie wyglądali.