wtorek, 28 czerwca 2016

Myszy diuka Marlborough


Zarosło tu na blogu kurzem że ho ho. Niestety mało mam czasu na pisanie, jak zwykle blogowanie pada ofiarą innych projektów. Wypadałoby jednak nieco tu odgruzować i coś napisać. Prace nad książką o Trzcianie wciąż trwają, co prawda termin wydania musimy znacznie przesunąć, ale mam nadzieję, że warto będzie czekać bo zapowiada się tam sporo ciekawostek.
Dzisiejszy wpis to jednak coś lekkiej i przyjemnego, mimo że związanego z Wielką Brytanią. Jesienią 1710 roku korpus z armii diuka Marlborough oblegała twierdzę Aire. Francuzi bronili się niezwykle dzielnie, do tego obfite deszcze i braki w zaopatrzeniu mocno dawały się sprzymierzonym we znaki. Pomoc logistyczna nadeszła z zupełnie nieoczekiwanego kierunku, bo oto jak zanotował jeden z kronikarzy:
W czasie oblężenia Aire brakowało nam żywności; jednak pomoc przyszła tu z zupełnie nieoczekiwanej strony – oto nasi żołnierze znajdowali stosy kukurydzy zmagazynowane pod ziemią przez myszy [na zimę], tak że codziennie nasi ludzie wracali do obozu obładowani kukurydzą wyciągniętą z tych stosów.

Mimo takiego – cudownego wręcz – wsparcia, oblężenie przeciągało się w nieskończoność i dopiero 8 listopada francuski garnizon kapitulował na dogodnych warunkach z prawem przejścia do St. Omer. Cała impreza okazała się bardzo kosztowna dla sprzymierzonych: korpus oblężniczy stracił bowiem 7200 zabitych, rannych i chorych czyli ¼ sił początkowych.  Za to myszy na pewno odetchnęły…