wtorek, 2 grudnia 2014

Pana Jana jeszcze więcej machania szabelką


Wspominałem kiedyś, jak to często pan Jan Poczobut Odlanicki pojedynkował się w czasie swojej służby wojskowej. 13 października 1671 roku chorągiew w której służył została zwinięta, jednak i ‘w cywilu’ pan Jan wciąż nie unikał pojedynków. Prześledźmy kilka przykładów:
- w styczniu 1672 roku Poczobut Odlanicki pokłócił się z panem Korsakiem. Krewcy szlachcice rzucili się do szabel, jednak powstrzymali ich pisarz grodzki wileński Dąbrowski i sędzia grodzki Chojecki. Korsak przysłał Poczobutowi czeladnika z wiadomością żebym jutro był gotowy na pojedynek wyniść, na co pan Jan miał zapytać tylko: czy pieszo czy na koniu? Noc jednak ostudziła gorące głowy litewskich szlachciców i do pojedynku nie doszło
- 25 września 1674 roku w czasie stypy swojej bratowej – Maryanny Siesickiej Poczobutowej – pan Jan pokłócił się z podkomorzym wileńskim Białłozorem. Podkomorzy miał zaatakować Poczobuta za jakąś zadawnioną krzywdę, na mój dobry afekt, mając dawny jakiś, jako widzę, renkor. Panowie rzucili się do szabel, ale zgromadzona szlachta zdołała ich powstrzymać. Po raz kolejny krewcy Litwini uspokoili się przez noc i rankiem wyperswadowano im ideę pojedynku
- 30 grudnia tegoż roku pan Jan gościł u siebie sędziego grodzkiego wiłkomierskiego, Mariana Wysockiego Hrehorowicza, który przybył ze stryjecznym swym, panem Konstantym Hrehowiczem. Poczobut miał upominać łagodnymi słowy młodego Hrehowicza, który miał obrazić sędziego. Słowa nie pomagały, więc pan Jan użył silniejszych argumentów, o co musiałem go ręką moją skonfudować. Panowie wybiegli na podwórze i imć Konstanty wyzwał Poczobuta na szable. Ten nie zastanawiał się zbyt długo, od pierwszego ścięcia szablę wyciąłem z garści, zadawszy mu rysę we łbie i w rękę. Ot, taka przyjemna końcówka roku…
- w maju 1675 roku w czasie chrzcin Antonego, syna pana Jana, doszło do poważnej awantury i bójki pomiędzy biesiadnikami i ich czeladzią. Poczobut następnego dnia wyjechał na pojedynek z panem Stanisławem Szemiotem, który już po pierwszym cięciu poprosił o zakończenie starcia

- w maju 1680 roku w czasie sejmu w Wilnie, pan Jan poczuł się obrażony na słowa rzucone w jego stronę przez Michała Ciechanowickiego, współdeputata na sejm. Wyzwał go więc na Święty Stefan, na pole, jednak do pojedynku nie doszło. Pan Michał przeprosił – dwa razy – za obraźliwe słowa i sprawa rozeszła się po kościach

środa, 26 listopada 2014

Dwóch husarzy, jeden pancerny, trzech kozaków i trzech pludraków

W listopadzie 1666 roku wojsko J.K.M. i Rzeczypospolitej tak polskiego jak i cudzoziemskiego zaciągu w czasie koła generalnego w obozie pod Kozlinem wydelegowało grupę posłów, która miała reprezentować armię koronną na sejmie walnym w Warszawie. Zadanie przed nimi było niezwykle ważne i trudne: upomnieć się o zaległy od wielu lat wojny żołd, a przy okazji wykazać przed bracią sejmową rozpaczliwy stan w jakim znaleźli się obrońcy ojczyzny. Otrzymali wielostronicową instrukcję, na kartach której wymieniono wielu zasłużonych weteranów, a na sejmie mieli się upomnieć o nadania i nagrody dla nich. Spójrzmy więc z jakich to żołnierzy składała się grupa posłów:

Autorament narodowy
- Jakub Potocki, pisarz polny koronny – w kompucie miał chorągiew kozacką (pancerną)[1], chorągiew tatarską i regiment dragonii[2]
- Gabriel Slinicki, łowczy lwowski-  porucznik[3] chorągwi husarskiej Stanisława Potockiego, hetmana wielkiego koronnego
- Michał Kozubski, starosta lityński – porucznik chorągwi pancernej[4] Jego Królewskiej Mości
- Andrzej Modrzejewski, podczaszy sieradzki – w kompucie miał chorągiew kozacką[5]
- Remigian Strzałkowski, łowczy chełmski – pułkownik JKM, w kompucie miał chorągiew kozacką[6]
- Jan Krzewski, skarbnik łukowski – towarzysz chorągwi husarskiej Jana Sobieskiego, marszałka wielkiego koronnego i hetmana polnego koronnego

Autorament cudzoziemski:
- Jan Berens – oberszterlejtnant  regimentu dragonii[7] wojewody ruskiego Stanisława Jabłonowskiego
- Wojciech Wojarowski - oberszterlejtnant  regimentu piechoty cudzoziemskiej Wojciecha Donnemarka
- Gabriel Zaklika (Zaklik?) – major regimentu dragonii Jana Sobieskiego, marszałka wielkiego koronnego i hetmana polnego koronnego

Ze zrozumiałych względów przewagę ma tu autorament narodowy – 6 z 9 posłów. Dwóch z nich to husarze (porucznik i towarzysz – zapewne zasłużony), trzej to rotmistrze jazdy kozackiej (z tego Jakub Potocki miał w kompucie jeszcze dwie jednostki, należał też do ‘sztabu’ armii, jako pisarz polny), ostatni to porucznik królewskiej chorągwi pancernej. Oficerowie autoramentu cudzoziemskiego to zastępy nominalnych dowódców trzech regimentów, de facto dowodzący jednostkami w czasie kampanii. Reprezentacja więc to znakomita, w jej skład wchodzili doświadczeni oficerowie, znani i szanowani w armii. Niedługo postaram się podać kilka fragmentów z instrukcji, w którą zostali wyposażeni posłowie, można tam znaleźć kilka ciekawych informacji.



[1] Dowodzoną przez porucznika Jana Uhernickiego.
[2] Początkowo skwadron, potem rozwinięty do regimentu. Był to oddział powstały po zwinięciu w marcu 1665 roku słynnego regimentu dragonii Stefana Czarnieckiego, wojewody ruskiego, który rozbito na dwa skwadrony (Potockiego i Stefana Czarnieckiego, starosty kaniewskiego). Jednostką Potockiego dowodził nawet dawny oberszterlejtnant wojewody ruskiego, Jan Tedtwin.
[3] Od 1661 roku.
[4] Była to jedna z dwóch chorągwi tego typu, jakie król miał w kompucie koronnym.
[5] Dawna chorągiew wołoska Bazylego Hohoła, potem Modrzejewskiego, w 1663 przekształcona na kozacką.
[6] Dowodzoną przez porucznika Stanisława Kulińskiego.
[7] Tak w przedruku, ale to chyba błąd, bo Stanisław Jabłonowski miał w kompucie regiment piechoty cudzoziemskiej, a nie dragonii. 

wtorek, 25 listopada 2014

Tureccy aptekarze (z bliżej niesprecyzowaną bronią palną)

W 1560 roku jeden z tureckich dowódców ruszających na wyprawę przeciw przeciwko Persom postanowił wyposażyć oddział 200 sipahów w arkebuzy[1]. Takie techniczne  nowinki miały służyć zaskoczeniu wojsk perskich – żołnierze Safawidów obawiali się ponoć broni palnej. Szybko jednak zaczęły się kłopoty, o czym tak relacjonował w swojej korespondencji poseł Habsburgów na dworze sułtańskim, Ogier Ghiselin de Busbecq:
Uszli ledwie połowę drogi kiedy to zaczęła się objawiać nieużyteczność arkebuzów[2]. Każdego dnia jakieś części [broni] psuły się lub były gubione[3], a mało kto [spośród Turków] potrafił je naprawić. [Niedługo więc] większość arkebuzów[4] nie nadawała się do użytku, a żołnierze [narzekali], że lepiej byłoby nie zabierać [na wyprawę] tej broni. Była ona także obrazą dla poczucia czystości, z której słyną Turcy; [uzbrojonych w broń palną] widziano z dłońmi ubrudzonymi sadzą, pobrudzonymi strojami, a ich prochownice i torby zwisały tak niezdarnie, że stali się pośmiewiskiem swoich towarzyszy, którzy drwiąco nazywali ich aptekarzami.
Nic więc dziwnego, że broń palna nie wzbudziła zachwytu wśród tureckich kawalerzystów. Za to janczarzy nie mieli takich oporów jak ich konni towarzysze, najwyraźniej nie przeszkadzały im przezwiska...



[1] Angielskie tłumaczenie źródła mówi co prawda o muszkietach, wydaje się to jednak o tyle dziwne, że nie była przecież to broń kawalerii.
[2] Czy też muszkietów…
[3] Celowo?
[4] Lub muszkietów. 

piątek, 21 listopada 2014

Jak poszedł Żmudzin na wojnę... tak zaraz wrócił.


Szwedzki atak na Inflanty w 1621 roku zastał obrońców słabo przygotowanych do odparcia licznego wroga. Możliwości mobilizacyjne Litwinów znacznie ograniczyła wyprawa chocimska, na którą z hetmanem wielkim Chodkiewiczem pomaszerowało wiele chorągwi zaciągniętych na terenie Wielkiego Księstwa. Nic więc dziwnego, że zastanawiano się nawet nad skierowaniem przeciw Szwedom pospolitego ruszenia. Niestety, ‘materiał żołnierski’ pospoliciaków nie był najlepszy, o czym świadczy list kasztelana żmudzkiego Adama Talwosza do hetmana polnego Krzysztofa II Radziwiłła. Kasztelan tak oto opisał popis pospolitego ruszenia żmudzkiego pod Żagorami w październiku 1621 roku:
Komput popisu naszego WKsM posyłam, ale z tych, co się na błahych podjezdkach popisowali, z tych żadnej pociechy, owszem zawady się spodziewać i przyjdzie ich wybrakować, a raczej do domu odesławszy penę na nich włożyć, aby śmiechowiska z RP nie czynili, bo sam coby mogli ojczyźnie dobrze służyć, a znajomo są lada kogo, dziecka, co na szkapie siedzieć nie mogą.
Jako że pożytek z takich posiłków były znikomy, gros ziem litewskich uchwaliła wystawienie chorągwi powiatowych, które na okres trzech miesięcy miały wesprzeć litewską armię polową. Wspomniana powyżej Żmudź miała wystawić chorągiew husarii liczącą 129 koni i kozacką liczącą 106 koni. Husarią miał dowodzić Samuel Gesztort (Kęsztort), w kampanii zamiast niego dowodził jednak porucznik Borowski – oddział był też znacznie słabszy, bo liczył 80 koni. Chorągwią kozacką (zależnie od źródeł 70-100 koni) miał dowodzić Iwanowski, drugą chorągwią kozacką (suplementem poprzedniej?) miał dowodzić Golian, mający pod komendą kilkadziesiąt koni (jedna ze wzmianek mówi o 40). Chorągwie powiatowe okazały się jednak raczej kłopotliwym wsparciem, sprawiając w toku służby więcej kłopotów niż przynosząc pożytku. Bo najprzód żołnierstwo to było tumultuarie zebrane i po prostu brak było porządnego wojska; druga, w konie i rynsztunki nie wszyscy byli sposobni; trzecia, niesprawiedliwie pod chorągwiami poczty osadzali: gdzie tedy 1000 człeka liczono, tam ledwie 700 się znalazło.
Jeżeli jednak jesteśmy w temacie udziału Żmudzi w tym konflikcie, wypada wspomnieć że dwóch urzędników z tej ziemi przysłało hetmanowi swoje poczty prywatne:
- Adam Talwosz – 20 husarzy i 20 kozaków
- Jarosz Wołłowicz (starosta żmudzki) – silny poczet 43 husarzy.


środa, 19 listopada 2014

Terror Tartarorum - cz. III


Trzy lata temu (jak ten czas leci…) rozpocząłem cykl o słynnym pogromcy Tatarów, Bernardzie Pretwiczu. Cytowałem wtedy jego listy dotyczące wypraw z 1540 i 1541 roku, teraz chciałbym podać zapisek z kroniki Bielskiego, dotyczący tych samych wydarzeń. Jak widać starosta barski niezwykle skutecznie wcielał w życie starożytną zasadę „oko za oko” – ot, takie to były okrutne czasy na pograniczu.
W roku 1540, nic się u nas znacznego natenczas nie działo, tak że i drugiego roku, tylko co Tatarowie wtargnęli do Rusi miesiąca marca, wielko szkody około Winnice poczynili. Bernat Pretwic starosta barski, pamięci od nasz wszech Polaków godny, puścił się po nich z trochą Kozaków a Czeremiszów, przyszedł aż pod Oczaków, obaczył, ono ludzie one w okręty przedawać w niewolą posłano do Kafy[1], płakał patrząc na nie, mówiąć: Bych mógł, chętniebych was ratował, wszakoż się do tego znacznie pomścił, gdy tatarskie żony i dzieci posiekł, potopił, tak iż jako szczenięta na wodę uciekając tonęły, drugie Czeremiszowie strzelali na wodzie jako kaczki, plon ludzi i dobytki swoje nazad pobrał, i wiele dzieci i żon tatarskich; toż i na drugi rok[2] uczynił.
I tak pan Bernard „tańczył z Tatary” przez lata, to Kozacy o nim powiadają, że jako jeno zajechał na Podole, miał z pogany przez siedmdziesiąt bitew zawsze wygranych. Chyba żaden inny zagończyk nie zapisał się tak trwale w pamięci zarówno okolicznej ludności jak i Tatarów.  



[1] Kaffa (Teodozja) była znana z ogromnego rynku niewolników, to przez nią jasyr z terenów Polski trafiał potem np. do Turcji.
[2] Chodzi o wspomnianą przez samego Pretwicza wyprawę z 1541 roku. 

wtorek, 11 listopada 2014

Wierni to Tatarowie JKM - cz.IV


W końcu przeprowadzka (nareszcie na swoje…) zakończona, pora wrócić do blogowania. Trochę sobie od skrobania w tym internetowym kącie odpocząłem, w międzyczasie wpadło mi jednak w ręce kilka ciekawostek, które mogą Was zaprezentować.
Dzięki uprzejmości Bartka Grzanki (pozdrawiam!) zdobyłem wreszcie artykuł Piotra Borawskiego Tatarzy-ziemianie w dobrach Radziwiłłów (XVI-XVIII w.). Można tam znaleźć nieco informacji dotyczących uzbrojenia i wyposażenia jazdy tatarskiej na służbie książęcej. Niby drobiny, ale bardzo ciekawe.
Tatarzy-osadnicy w księstwie nieświeskim  mieli, według nadania z 1597 toku, służyć księciu z rozkazania naszego i na sejmy przy nas w osłonie naszej jechać. Mieli stanąć mając konie dobre i rynsztunek rycerski, za to na wypadek wojny książę miał im dawać barwę (czyli stroje) wydaną z arsenału nieświeskiego. Według przywileju z 1632 roku Tatarzy z księstwa nieświeckiego mieli stawać pod bronią wyposażeni w szablę, parę pistoletów i łuk. Jak widać ich wyposażenie odpowiadało jeździe lekkiej.
Tatarzy z majątków Michała Kazimierza i Bogusława Radziwiłłów w drugiej połowie XVII wieku zostali jednak wyposażeni lepiej: otrzymali bowiem z arsenałów misiurki i karwasze. W 1662 roku w testamencie Jarosza Achmatowicza, będącego lennikiem w księstwie birżańskim, znajdujemy wzmiankę o zapisaniu siostrzeńcowi konia gniadego (…) z siodłem i z parą pistoletów.
Najciekawsza wzmianka dotyczy Tatarów księcia Bogusława Radziwiłła z 1668 roku. Jako że chorągiew tatarska, rekrutowana z trzech osad, miała stanowić eskortę księcia w czasie elekcji, magnat zadbał o jej porządne wyposażenie. Oprócz wspomnianych już misiurek i karwaszy, Tatarzy mieli też otrzymać pomalowane dzidy (rohatyny?), wydano im także z zasobów cekhauzu słuckiego buńczuk, trąby i bębny. Jak widać ks. Bogusław chciał by oddział przyboczny dobrze zaprezentował się w Warszawie.


sobota, 27 września 2014

Kircholm po francusku

Wypadłoby coś rocznicowo skrobnąć, wszak dzisiaj rocznica bitwy pod Kircholmem. Zrobię sobie więc autoreklamę, a co. W 116 numerze francuskiego magazynu gier planszowych Vae Victis ukazała się gra 'Kircholm 1605' autorstwa Florenta  Coupeau. Miałem przyjemność wymienić z Florentem kilka maili i nieco pomóc z historyczną stroną gry, zwłaszcza w kontekście armii hetmana Chodkiewicza.


Jako że Florent był także zainteresowany artykuł historycznym, który mógłby przybliżyć francuskim graczom i czytelnikom dosyć egzotyczną dla nich wojnę w Inflantach, była to dla mnie szansa debiutu w nowym języku. Napisałem więc kilkustronicowy artykuł w języku angielskim, który Florent (merci!) przetłumaczył następnie na język francuski. Mam nadzieję,  że wyszło to dobrze :)
Troszkę mi redakcja zmieniła nazwisko, ale jakoś przeżyję, Wyszło z tego niecałe sześć stron, suto okraszonych ilustracjami. Mam nadzieję, że chociaż w ten sposób udało się przybliżyć chwalebne zwycięstwo armii polsko-litewsko-kurlandzkiej (nie zapominajmy o rajtarach!) nad Szwedami.

piątek, 26 września 2014

Proboszcz po rajtarsku


Miała być kontynuacja tatarskich przygód hetmana Zamoyskiego z roku 1594 (i to wczoraj…). Zamiast tego, przypadkiem trafiłem na kolejny fragment o rajtarach, którzy zawsze będą mieli pierwszeństwo na blogu. Pisałem już kiedyś o pomysłach biskupa Wereszczyńskiego z 1597 roku (dokładnie rzecz biorąc w tym i tym wpisie), tym razem pora na kolejnego przedstawiciela wojowniczego duchowieństwa. Ksiądz Piotr Grabowski, proboszcz parnawski, opublikował 23 września 1595 toku swoje Zdanie Syna Koronnego… w którym planował zebranie regularnej armii i pospolitego ruszenia przeciw Turcji. Dwa lata później biskup ściągnął to i owo z jego pomysłów…  Od czasu do czasu wrzucę coś z zapisków krewkiego proboszcza, na pierwszy ogień rajtaria:

Ich mości panów duchownych prosić, aby też i ci z łaski swej, w jawnem niebezpieczeństwie ojczyzny swej, zwłaszcza przeciw poganom, do wyprawy przyłożyć się chcieli; a ci niechby rajtarskim bojem poczty swe stawili; Ich mości też książąt pruskiego i kurlandzkiego prosić, aby też rajtarskiemi poczty z łaski swej na pomoc przybyli, ku tym szlachta niemiecka, pruska i liflantska [inflancka – K.] niechby i ci rajtarsko stanęli, zkądby było rajtarskiego boju w wojszcze dostatek.

Oprócz tego ksiądz Grabowski planował - w składzie 10 000 żołnierzy opłaconych z poboru, których 'korpus' przez cały rok z pola nie zjeżdżał - kolejnych 1000 rajtarów. Jak widzimy ‘niemieccy’ lennicy Rzplitej mieli w ramach swoistej specjalizacji wystawić właśnie rajtarię, co oczywiście nie dziwi, ale akurat takiego fana tej formacji jak ja bardzo cieszy. 

środa, 24 września 2014

Jak pan Jan z Tatary wojował - cz. I


Dziś epizod tatarski z początków panowania Zygmunta III – a dokładnie pierwsza z trzech jego części. Jakoś zapominam często, że panowanie tego monarchy to nie tylko XVII-wieczne wojny. Na początku 1594 roku hetman Jan Zamoyski, spodziewając się najazdu tatarskiego, miał ostrzegać starostów nadgranicznych aby się na baczeniu mieli, a w piechotę się przyczyniali, drogi co najlepiej opatrzyli. Co prawda apel o zaciąganie piechoty w obliczu ataku ordyńców wydaje się co najmniej dziwny – gdzież tam hajdukowi ścigać śmigłe koniki tatarskie – jednak hetman uzasadniał swój rozkaz. Że gdy się mocą Tatarowie przez góry przedrzeć chcieli by; w ciasnym gdzie miejscu zastąpiwszy dało się im wstręt. Zamoyski apelował też do senatorów, przede wszystkim z Małopolski, by szlachtę napominali y ostrzegali, a na wypadek ataku nie lenili się z chęci swy służyć Oyczyźnie.
Mimo ostrzeżeń atak, który nastąpił w lipcu, był zaskoczeniem. Tatarzy wdarli się na Pokucie łatwie swego dokazali, y tam szkody niemałe y mordy w ludziach poczyniwszy. Ich łupem padło kilka miasteczek, dopiero w Czecybieszach (?) stawiła im opór w zameczku grupa Polaków. Jakub Potocki herbu Pilawa, z Jakubem Korycińskim herbu Topór, y z Sczukiem też herbu Topór, mieli więcej niż do sta człeka. Obrońcy stawiali zacięty opór, w licznych wycieczkach szarpiąc nadciągających ordyńców. Niestety, na miejsce starcia dotarł wreszcie wszytek kosz tatarski. Atakujący Tatarzy zapaliwszy miasteczko pod dym do samego zamku przyszli; y podszańcowawszy się blisko strzelali bez przestanku do zamku tak z łuków iako z ruśnic, bo mieli Janczary z sobą. To ciekawy opis, można bowiem wywnioskować z niego o skali tatarskiej wyprawy – piechota chańska nie brała udziału w byle rajdzie.
Niestety w zameczku zapaliła się beczka prochu, w eksplozji miał ucierpieć Potocki, którego eksplozja gwałtem wyrzuciła. Pożar był sygnałem dla ordyńców: dopieroż Tatarowie szturmować do zamku posziadawszy z koni, y już się byli w przygródek wdarli. Polacy nie mieli innego wyjścia: przetoż Potocki y Koryciński, y Szcuczki, wpadwszy z kilkudziesiąt osób na konie: a drudzy spieszywszy się dali im bitwę wręcz: y tak przełomowiszy się gwałtem wielkim przez nie, niektórzy, zwłaszcza konni uszli ku Niestrowi. Straszne to musiało być starcie, z płonącym zameczkiem i miasteczkiem w tle…
Orda ruszyła dalej, rozpuszczając czambuły i niszcząc kolejne miejscowości. Nadciągał już jednak hetman wielki koronny Jan Zamoyski na czele zebranych wojsk, jego strażą przednią dowodził zaś hetman polny Stanisław Żółkiewski. A jak im szło gromienie Tatarów – o tym jutro.

wtorek, 23 września 2014

Piechoty natomiast mało mamy...


Szymon Starowolski i opisy jego autorstwa już kilkakrotnie gościły na blogu. Dziwnym jednak trafem, zapomniałem o fragmencie będącym ogólnym wstępem do charakterystyki armii polskiej. Pochodzi on z dzieła  Polska albo opisanie… po raz pierwszy wydanego w 1632 roku. W bardzo interesujący sposób mistrz Szymon kreśli tu wizerunek naszej armii, podkreślając specyficzny charakter i strukturę polskiej wojskowości w tym okresie:

Poprzestając na swoich posiadłościach, nigdy wojen najeźdźczych sąsiadującym z Polską narodom nie wydajemy, o ile przez nich pierwej siłą nie jesteśmy sprowokowani, a i to raczej w celu pomszczenia krzywd i odzyskania zagarniętych ziem niż dla zajęcia ich posiadłości i władania nimi. Dlatego także i wojsko nasze bardziej do obrony ojczyzny przysposobione mamy, niż do zdobywania miast cudzoziemskich i potężnych warowni, jakimi sąsiedzi nasi granice swoje przed nami zabezpieczają. Stąd też wojsko nasze po większej części z jazdy się składa, którą prawie wyłącznie szlachta stanowi, i służy do wypadów na otwartym polu, by, postępując naprzód, stawić nadciągającemu nieprzyjacielowi czoła pierwej, nim w granice nasze wejdzie.
Piechoty natomiast mało mamy, i tę w całości z chłopów, powoływanych nie tak do boju, jak do prac obozowych, a więc, oczywiście, do kopania fos i sypania szańców, wznoszenia wałów, budowy mostów, równania dróg, transportu taboru wojennego i armat oraz na koniec do pełnienia straży w samych obozach. Jeśli przeto zdobywanie jakiegoś miasta podejmujemy, wtedy zaciągamy z Niemiec albo Węgier najemnych piechurów, którzy są sprawniejsi od naszych.

W jeździe natomiast zawsze zadowalamy się naszymi, którzy, jeśli powszechnym zarządzeniem ze wszystkich prowincji do obrony ojczyzny są wezwani, nie mają obowiązku iść dalej niż pięć mil poza granice Królestwa. Jeśli zaś potrzeba iść dalej, tedy natychmiast na sejmach, które zawsze wojnę poprzedzać powinny, postanawiamy werbunek żołnierzy pieniężnych. Żołnierze tacy, zwłaszcza zwerbowani ze szlachty, w bitwach bywają zazwyczaj tak mężni, że nawet w największych niebezpieczeństwach nie poddają się i ducha nie tracą, a że zuchwale z losem swym igrać przywykli, na najsilniejsze wrogów wojska ze szczupłą swoich garstką wychodzą w pole i najczęściej zwyciężają. 

środa, 17 września 2014

Chorągwie kozackie trzy, każda po sto koni.


Dzisiaj wpis krótki, acz treściwy - bo można w nim znaleźć aż trzy listy przypowiednie. Pochodzą one z 20 września 1633 roku, a wystawił je w obozie pod Smoleńskiem sam król Władysław IV. Dotyczą one ciekawego zjawiska: trzy dotychczas będące w służbie chorągwie (dwie hetmana Krzysztofa II Radziwiłła i jedna rotmistrza Dawida Konstantynowicza Południewskiego) skończyły w tym miesiącu służbę i groziło im rozpuszczenie - tego dotyczy określenie o abdankowaniu. By, w toku wciąż trwającej wojny, nie stracić doświadczonych żołnierzy , król wyznaczył trzech nowych rotmistrzów do dowodzenia chorągwiami, wydając im listy przypowiednie na 100-konne roty. Niestety w listach brak (ze zrozumiałych względów) informacji o wyposażeniu oddziałów, za to można znaleźć wzmiankę o żołdzie.




niedziela, 14 września 2014

Malarze znani i nieznani - cz. LXI


Wracamy do blogowania i do bodaj najdłuższego cyklu w tym internetowym zakątku. Za (nieświadomą) inspirację podziękowania dla Tomasza Rejfa!
Dario zamieścił kiedyś na swoim blogu bardzo ciekawy obraz autorstwa Philipsa Wouwermana (Wouwermansa) przedstawiający prawdopodobnie starcie szwedzko-polskie w czasie "Potopu". Okazuje się jednak, że i brat Philipsa - Pieter (1623-1682) "popełnił" ciekawą pracę w której możemy się doszukiwać polskich inspiracji. Na stronie galerii Jean Mousta  można znaleźć serię zdjęć owego płótna, znanego jako 'Starcie kawalerii' lub 'Polska potyczka'. Przyznam szczerze, że sama treść obrazu jest mocno konfundująca i nie wiem co o niej myśleć. Stąd też bardzo różnorodne tagi dodane do tego wpisu.
Po lewej stronie widzimy oddział piechoty zachodnioeuropejskiej, odpierający atak karakolującej rajtarii.

Wszyscy strzelcy wyposażeni są w hełmy, co wskazywałoby raczej potyczkę z pierwszej połowy XVII wieku. Strzelają dwa pierwsze szeregi, uzbrojone w lekkie muszkiety lub arkebuzy (aż się prosi o określenie 'caliver', ale brak dobrego polskiego odpowiednika); gdzieś z tyłu mamy także pikinierów. Niestety zarówno sztandar trzymanego przez pieszego chorążego jak i leżący na pierwszym planie na ziemi niewiele wnoszą w kwestii identyfikacji.
Atakująca rajtaria strzela z arkebuzerów, chociaż jeden z kawalerzystów na dalszym planie wydaje się już walczyć wręcz. Konni mają na sobie kolety, pierwszy z atakujących, a także jeden z zabitych napierśnik i naplecznik. Szyszaków brak, na głowach kapelusze.
Druga część obrazu, która dała podstawy do 'polskiej' interpretacji, to walka kawalerzystów.

Jeden (już) poległy i jeden (wkrótce) poległy rajtar (chorąży) walczą tu z dwoma jeźdźcami 'w typie wschodnim'. Pierwszy z atakujących, ubrany na czerwono jak Polacy na obrazie Philipsa, uzbrojony jest w bandolet i dosyć dziwną włócznio-piko-rohatynę  - zdaje się, że Pieter nie był do końca pewien co maluje.  Drugi napastnik dobywa szabli. Obydwaj siedzą na czaprakach z futra jakiegoś egzotycznego kota, brak tam także olstrów z pistoletami.
Ostatnia część obrazu to konny trębacz i rajtar ze zdobycznym sztandarem piechoty.

Trębacz ubrany oczywiście, jak nakazuje tradycja, strojnie, wyraźnie wybija się na tle innych rajtarów. Po jego prawej stronie widzimy rajtara uwożącego zdobyty na piechurach sztandar (wystarczy porównać wielkość flagi z kornetami jazdy).

Przyznam szczerze, że jestem w kropce jeżeli chodzi o ten obraz. Moja pierwsza myśl kierowałaby się do jakiegoś starcia z Wojny Trzydziestoletniej, a 'wschodni' jeźdźcy w takim ujęciu to Chorwaci bądź Węgrzy. Jakoś trop polski zupełnie mi tu nie pasuje. Mam nadzieję, że uda się na ten temat podyskutować z Czytelnikami, serdecznie zapraszam!

wtorek, 9 września 2014

Blogowy powrót do życia



Powoli ładuję baterie po zakończeniu Kickstartera OiM, oj działo się - udało się przekroczyć próg 55 000 funtów. Pracujemy teraz nad zakończeniem książki, mam nadzieję, że przypadnie ona do gustu Graczom. "Potop" będzie też niezwykle interesujący dla miłośników XVII-wiecznej historii, dzięki wspaniałej pracy Marcina Sowy po raz pierwszy w języku polskim będzie można znaleźć mnóstwo szczegółów na temat siedmiogrodzkiej wojskowości w tym okresie.



Przy okazji Kickstartera udało się także 'załapać' na kolejny tytuł, który będziemy przygotowywać w ramach OiM. Będzie to dodatek zatytułowany 'Armie Ogniem i Mieczem'. Znajdą się w nim wszystkie do tej pory dostępne na stronie OiM pdfy z historycznymi podjazdami, dywizjami i armiami; niektóre całkiem mocno zmodyfikowane i rozszerzone.  To oczywiście nie wszystko - Gracze znajdą tam też nowe, dotychczas niepublikowane materiały: podjazdy, dywizje a pewnie i armie. Kto wie, może i coś więcej? W końcu ma tego być circa 250 stron. Wstępne prace już trwają, udało mi się znaleźć kilka historycznych perełek do tej książki. Efekt naszej bazgraniny (tak w języku polskim jak i angielskim) będzie można przeczytać w przyszłym roku, wstępny plan wydawniczy to lato 2015.
A już niedługo powrót do historycznych wpisów...

wtorek, 22 lipca 2014

Po nas choćby Potop ;)


W blogowym eterze cisza, zapewne taki stan będzie trwał przez dłuższy czas. Związane jest to z kampanią promocyjną podręcznika "Potop" do OiM, którą niedawno zaczęliśmy na Kickstarterze. Całe moje siły produkcyjne idą oczywiście tam, więc Czytelników bloga serdecznie przepraszam za przerwę. Zapraszam jednocześnie do odwiedzenia strony OiM na KS, dzieje się...


A gwarantuję, że sporo się tam jeszcze wydarzy, mamo sporo w zanadrzu i po trochu (wszak kampania trwa 45 dni) będziemy to dawkować. 


wtorek, 15 lipca 2014

Artykuły które wszemu Rycerstwu...



Kilka dni temu obiecałem zamieścić artykuły hetmańskie Jana Zamoyskiego z sierpnia 1580 roku. Tekst jest spory więc nie będę go przepisywał, wrzucę kopię za "Sprawami wojennymi króla Stefana Batorego..." wydanymi w Krakowie w 1887 roku. Sporo tam interesujących punktów, od razu widać że to spod ręki pana Jana..










poniedziałek, 14 lipca 2014

Piłeś? Na harce nie jedź.


[ilustracja powyżej nie ma wiele wspólnego z tematem, ot związana jest z armią moskiewską]
Moskiewska husaria to formacja istniejąca w drugiej połowie XVII wieku, w odróżnieniu od swojego polsko-litewskiego pierwowzoru nie zasłynęła jednak niczym wielkim na polach bitew. Nie kojarzę też żadnego oryginalnego wizerunku tych husarzy z epoki, mało jest także opisów – najsłynniejszym z nich jest niesławny epizod z połamaniem kopii o bramę. Przeglądając Diariusz Jana Antoniego Chrapowickiego znalazłem jednak krótki wpis, który dał mi do myślenia. Pod datą 3 marca 1664 roku znajdujemy:
Wypadali Moskwa i  kozacy, nacięto ich też nieźle i nastrzelano. Wziął pan Salomonowicz porucznik pana sędziego żmudzkiego [Wiktoryna Konstantego Mleczki – była  to 120-konna chorągiew jazdy kozackiej]  języka dobrego, Czortowana jakiegoś, chłopa dorodnego w pancerzu i z drzewkiem, który był podpity.
Drzewkiem nazywano w Rzplitej kopię husarską, a właśnie w kopie uzbrojeni mieli być moskiewscy husarze. Jeniec miał  uzbrojenie ochronne, które także miało występować w tej formacji. Oczywiście może chodzić po prostu o dobrze wyposażonego bojara z jazdy pomiestnej, jednak główne uzbrojenie mocno wskazuje na husarię właśnie. Hipoteza luźna, ale z braku polskich źródeł dobre i to. Swoją drogą ciekawe, że Moskwicin dodał sobie animuszu trunkiem – jak widać nie wyszło mu to na zdrowie.


sobota, 12 lipca 2014

Shhh. Be vewy vewy quiet, I'm hunting Muscovites...

Wspominałem już kilkakrotnie, że hetman Jan Zamoyski słynął z surowego podejścia do dyscypliny w podległym mu wojsku. Bardzo łatwo zauważyć to we wszelkiego rodzaju publikowanych artykułach wojskowych i rozkazach, gdzie za złamanie dyscypliny groził najczęściej karą śmierci. Bardzo ciekawy przykład takiego uniwersaliku pochodzi z 1 sierpnia 1580, wydany został dla pułku hetmańskiego:
Jan Zamoyski Kanclerz Koronny, Bełzki, Knyszyński, Zamechowski Starosta. Rozkazuję aby żaden do podejścia pod zamek od wydania hasła nie śmiał ruśnicę wystrzelić, bęben bić, trąbić, hukać, wołać, pod siedzeniem w kole, jutro w ciągnieniu, a od jutrzejszego noclegu od wzgodnu pod zamek pod gardłem: gdyż tego potrzeba abyśmy jak najciszej podeszli pod zamek. Na tym i na drugim noclegu u mnie trąbić nie będą ani w bęben bić na pobudkę, na siodłanie i wsiadanie. Ale na pobudkę, jedną wystawią świecę laną zapaloną nad mój namiot. Na siodłanie dwie świece lane wystawią zapalone. Na wsiadanie jeśli nie oświtnie, wystawią trzy świece lane, a jeśli oświtnie suknią czerwoną wystawią, na kopii zawieszoną. Przeto aby mieli zlecone wszyscy pacholęta, którzyby tych znaków pilnowali. Wozy aby inaczy nad porządek postanowiony nie szły, pod rozkazaniem ich stanowiska, jako komu naznaczą, aby na nim przestał, gdyż trzeba drugim folgować i nie trzeba się nam rozstrzeliwać.

Jak widać procedurę szykowania pułku do wymarszu miał hetman opracowaną do najdrobniejszego szczegółu. Pisałem kiedyś o jego artykułach hetmańskich z tej kampanii, niedługo wrzucę je w całości, bo można tam znaleźć dużo ciekawych punktów. 

wtorek, 8 lipca 2014

Saper Mruczek melduje się na rozkaz!


Wpis miał być dzisiaj na zupełnie inny temat i o czymś (jak to mawiali panowie z Latającego Cyrku) z kompletnie innej beczki. Przypadkiem natrafiłem jednak na taką piękną historyjkę, że nie mogę się powstrzymać. Mistrzu Franciszku, w pana ręce…
Niemiecki puszkarz i saper Franz Helm (1500-1567) rodem z Kolonii, służył w armiach cesarza Karola V, książąt bawarskich Wilhelma IV, Ludwika X i Alberta V oraz Jana II, palatyna Simmern. Oprócz wojaczki zajmował się także pisaniem podręczników dotyczących użytkowania ‘nowożytnej’ artylerii i sprzętu oblężniczego. Jedną z jego ksiąg, pod oryginalnym tytułem Buch von den probierten Kunsten – Księga sztuk praktycznych – krążyła sobie w XVI wieku po Europie;  doczekała się nawet wydania tak późno jak w 1625 roku, tyle że już pod o wiele bardziej chwytliwym tytułem Armamentarium principale oder Kriegsmunition und Artillerie-Buch.

No i cóż to za rewelacja, ktoś zapyta? Wszak podobnych podręczników w Europie wydano całkiem sporo. Książka Helma zasłynęła jednak w ubiegłym roku dzięki rakietowemu kotu. University of Pennsylvania udostępnił w tymże roku na swojej stronie internetowej manuskrypt z 1548 roku, a tam czytelnicy znaleźli ilustracje przedstawiające rakietowego kota i gołębice. Kilka wersji z różnych wydań załączam do niniejszego wpisu. Mistrz saperski z Kolonii proponował bowiem – wzorem historii znanych ze starożytności i średniowiecza – użyć takich zwierząt w czasie działań oblężniczych. 

Mitch Fraas na swoim blogu Unique at Penn przyjrzał się wtedy dokładniej całej sprawie. Tak oto przetłumaczył opis użycia takich zwierząt:
Przygotuj mały worek niczym [do] ognistej strzały… jeżeli chcesz się dostać do zamku lub miasta, zdobądź z tego miejsca [żyjącego tam] kota. I przywiąż worek do kota, zapal go [worek –nie kota… - K.], pozwól by się dobrze rozpalił i wypuść tedy kota, a on pobiegnie do pobliskiego zamku lub miasta, a ze strachu spróbuje się skryć, dzięki czemu na koniec  podpali   stodołę lub siano.
Widzimy więc, że nie o rakietę tu chodzi, a nieco dziwne rysunki pokazują po prostu płonące worki. Gołębice miały być użyte w ten sam sposób, niczym żywcem wyjęte ze staroruskiego latopisu Powieść minionych lat.


Temat co prawda jest dobrze opisany w anglojęzycznej blogosferze, pomyślałem jednak, że może zainteresować i polskojęzycznych czytelników. A poniżej kilka linków, na wypadek gdyby ktoś chciał zapoznać się z badaniami Mitcha Fraasa i oryginalnymi manuskryptami i wydaniami:






sobota, 5 lipca 2014

Zbrodnicze Piwko rodem ze Szczebrzeszyna.



Dziś ciekawostka kryminalna z okresu oblężenia Pskowa przez armię króla Stefana Batorego. Hetman Zamoyski starał się podległe mu wojsko trzymać „krótko”, bezwzględnie więc karał wszelkie naruszenia dyscypliny. W jednej z chorągwi husarskich, dowodzonej przez rotmistrza Wacława Wąsowicza, doszło w październiku 1581 roku do bulwersującej kradzieży. Sprawcą był niejaki Piwko, porucznik roty P. Wąsowiczowej, temuż rotmistrzowi swemu ukradł pieniędzy gotowych 7000 złotych. Oficer został przyłapany na gorącym uczynku i przyznał się do winy. Kronikarz opisujący to zdarzenie nie mógł się nadziwić,  że taki towarzysz dokonał podłego czynu: chłop czysty, sprawny, na 8 koni służył; konie, rynsztunek, wszystko porządnie; z Szczebrzeszyna snać rodem. Szybko zaczęto więc snuć domysły, że może Piwko wcale nie jest szlachcicem: wątpią o szlachectwie; snać zdawna przodek miał się tam do miasta wnieść. Husarz-mieszczanin był jak widać o wiele bardziej logicznym wytłumaczeniem dla uzasadnienie złodziejstwa, niż husarz-szlachcic.
                Zastanawiano się więc, cóż tu ze zniesławionym porucznikiem zrobić. Do winy się przyznał, sam rotmistrz Wąsowicz nie chciał go jednak oskarżać. Chcieli jedni, aby go gdzie na stracony raz pod mury albo w szturmie postawić,  gdzieby pewnie zginął; drudzy prosto, aby obiesić. Część towarzyszy nie chciała jednak widzieć go obok siebie w czasie szturmu: źle z nim do szturmu, bo między cnotliwymi iśćby nie mógł, k’temu trzeba się obawiać, by do miasta nie uciekł do Moskwy, byłby językiem dobrym. Hetman Zamoyski nie deliberował jednak zbyt długo i szybko zdecydował: niechajże (…) jutro wisi. Profos niechaj go odprawi. Spisujący te wydarzenia ksiądz Piotrowski zauważył nawet, że to prędziuchny dekret.
                Dzień egzekucji był kłopotny i pochmurny jakoś. Część wojska domagała się honorowej egzekucji przez ścięcie, Zamoyski jednak nie zmienił swojej decyzji. Piwka obieszono; wiele się ludzi i panów przyczyniało, aby bo było ścięto, ale być to nie mogło, na szubienicy w półobozu w rynku musiał być zawieszon.

                Widzimy więc, że i wśród husarii – nawet w oficerskiej randze – znalazła się od czasu do czasu czarna owca. Piwko miał jednak pecha, bo przyszło mu służyć pod Zamoyskim, który wybryków dyscyplinarnych nie tolerował.  

środa, 2 lipca 2014

Gemajni króla Jana Kazimierza


Kończąc ‘tryptyk autoramentu cudzoziemskiego’, tym razem przyjrzymy się regimentom piechoty cudzoziemskiej, które popisywały się przed bitwą berestecką w 1651 roku. Spis bardzo ciekawy, bo pokazuje, że etatowo regimenty cudzoziemskie miały 8 (większe) lub 6 (mniejsze) kompanii. Liczebność kompanii niezwykle zróżnicowana, widać także poważne różnice pomiędzy etatem a popisem. Sporo oficerów o polskich nazwiskach, jak widać i kadra ulegała postępującej polonizacji.

Regiment Króla JM.[1]
Wolff oberszter[2] – 144
Ratki[3] – 152
Giza[4], major-  153
Cymerman[5]  - 162
Kielbruch[6] – 162
Wall[7] – 161
Butler, oberszter leitnan – 163
Wall[8] – 162
[Łącznie regiment] 1259[9]

Regiment K-cia Bogusława[10]
Freutak – 142
Gulden – 143
Strauz – 123
Wall[11], major – 174
Berg – 150
Gos – 165
Berg, młody porucznik bez kapitana – 116
Łoś – 139
[Łącznie regiment] 1152[12]
Dragania Księcia tegoż
Falkiersan[13]  - koni [brak liczby][14]

Regiment Pana Nakielskiego[15].
Hajduków czternaści koło niego od srebra z muszkietami.
Kapitani:
Włostowski – 105
Kurdwanowski, oberszter lejtnant – 102
Łubowicki, major – 96
Gultz – 96
Przybylski – 111
Herberg – 98
Balcer – 92
Maier – 101
[Łącznie regiment] 801[16]

Regiment Królewicza JM. Karola[17]
Kreitz, oberszter – 102
Toniz -87
Hepner – 87
Kreitz, major – 87
Hilfeld – 80
Ołtarzowski  -87
[Łącznie regiment] 530[18]

Regiment Pana Houwaldów[19]
Szenek, oberszter lejtnant – 84
Bieleński, porucznik bez kapitana – 89
Saski – 92
Kostka – 93
Prembok, major – 90
Saski  - 83
Ostof – 86
Glikspan – 87
[Łącznie regiment] 704[20]

Regiment Pana Jacka Rozrażewskiego[21]
Flaun, kapitan lutenant[22] - 95
… oberszter lejtnant – 102
Lipka – 126
Morawiec – 101
Szaltz – 104
Bojanowski – 91
[Łącznie regiment] 619[23]

Skwadron Pana Stanisława Koniecpolskiego
Kompania samego – 81
Witan  -84
[Łącznie skwadron] 165[24]
Trzecia kapitan na Brodach in praesidio[25].





[1] Regiment gwardii królewskiej (komputowej.
[2] Fromhold von Ludinghausen Wolff.
[3] Racki, może Ratky?
[4] Mikołaj Konstany Giza, który był oberszter lejtnantem.
[5] Zimmerman.
[6] Kierzbruch.
[7] Wahl.
[8] Wahl.
[9] Etatowa siła regimentu – 1600 porcji. Dwie kompanie regimentu pozostały jednak w Warszawie i nie brały udziału w kampanii.
[10] Ks. Bogusław Radziwiłł.
[11] Wahl?
[12] Etatowa siła regimentu – 1600 porcji.
[13] Henryk Felkersamb.
[14] Chodzi o kompanię dragonii wchodzącą w skład regimentu piechoty, stąd tez popisano ją wraz z macierzystą jednostką.
[15] Andrzej Grudziński, kasztelan nakielski.
[16] Etatowa siła: 1200 porcji.
[17] Królewicz Karola Ferdynand Waza.
[18] A tu ciekawostka, bo regiment miał mieć na etacie 400 porcji.
[19] Generał major Krzysztof (Christoph) von Houvaldt. Był to regiment brandenburski, sformowany w Prusach Książęcych, od wiosny 1649 roku pozostający w służbie polskiej.
[20] Etat: 1000 porcji.
[21] Jacek Rozdrażewski, komendę po nim w 1651 roku objął Wilhelm Butler, może więc on jest tym anonimowym oberszter lejtnantem?
[22] Kapitan-lejtnant dowodził kompanią obersztera.
[23] Etat: 1200 porcji.
[24] Etat: 300 porcji.
[25] Jako garnizon.